Jak mogłaś tak postąpić, Mamo?

polregion.pl 1 miesiąc temu

Mamo, jak mogłaś tak postąpić?

Do dziś nie mogę uwierzyć, iż ta rozmowa z mamą w ogóle się odbyła. Zadzwoniłem, by zwyczajnie się przywitać, zapytać, co u niej słychać, a nagle znalazłem się w centrum rodzinnego dramatu, który wszystko wywrócił do góry nogami. „Mamo, naprawdę? — niemal krzyczałem do słuchawki. — Jestem twoim jedynym synem, mam syna, twojego jedynego wnuka, którego choćby nie poznałaś, a ty przepisujesz swoje mieszkanie na jakąś obcą kobietę? I jeszcze witasz się ze mną, jakby nigdy nic: 'Cześć, synku, dawno nie dzwoniłeś’?” Mama milczała po drugiej stronie, a we mnie kipiała gorycz pomieszana z niedowierzaniem. Jak mogła tak postąpić?

Nazywam się Jakub, mam trzydzieści pięć lat i jestem jedynym dzieckiem mojej matki, Elżbiety Kazimierczak. Nasze relacje zawsze były trudne. Gdy byłem mały, pracowała na dwóch etatach, by nas utrzymać, i jestem jej za to wdzięczny. Ale jej surowość i skłonność do samodzielnego podejmowania decyzji często tworzyły między nami przepaść. Po ślubie z Kingą i narodzinach naszego syna Bartka miałem nadzieję, iż mama zbliży się do naszej rodziny. ale nigdy nie przyjechała poznać wnuka, tłumacząc się zajęciami i zdrowiem. Nie nalegałem, dzwoniłem raz w miesiącu, wysyłałem zdjęcia Bartka, ale jej odpowiedzi były krótkie: „Dobrze, synku, cieszę się”. A teraz dowiaduję się, iż przekazała swoje mieszkanie komuś obcemu.

Wszystko zaczęło się, gdy zadzwoniła do mnie ciocia Wanda, siostra mamy, i powiedziała, iż Elżbieta podpisała akt darowizny. Myślałem, iż to pomyłka — może ciocia się pomyliła? Ale była pewna: mama przepisała mieszkanie na jakąś Krystynę, kobietę, która, jak twierdziła, „pomaga jej w domu”. Byłem w szoku. Mama mieszka w małym miasteczku, w dwupokojowym mieszkaniu, które kupiła z ojcem w młodości. To nie tylko cztery ściany — to część naszej historii, miejsce, w którym dorastałem. A teraz należało do obcej osoby?

Natychmiast zadzwoniłem do mamy, by wyjaśnić sprawę. Odezwała się spokojnie, jakby nic się nie stało. „Tak, Jakubie, podarowałam mieszkanie Krysi — powiedziała. — To dobra kobieta, opiekuje się mną, nosi zakupy, pomaga sprzątać. A ty jesteś daleko, masz swoje życie”. Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Owszem, mieszkamy z Kingą w innym mieście, trzy godziny drogi stąd, ale zawsze oferowałem pomoc! Dzwoniłem, pytałem, czy czegoś nie potrzeba, proponowałem przyjazd albo opłacenie opiekunki. Mama za każdym razem machała ręką: „Nie trzeba, dam radę”. A teraz nagle mówi, iż jestem „za daleko”, a ta Krysia to jej podpora?

Spytałem, kim jest ta Krystyna i skąd takie zaufanie. Okazało się, iż to sąsiadka, która kilka lat temu zaczęła wpadać do mamy i pomagać. Według mamy, była „jak córka” — gotowała, chodziła po leki, choćby woziła ją na działkę. Nie miałem nic przeciwko pomocy, ale darować mieszkanie? Toż to nie paczka cukierków! Próbowałem wytłumaczyć, iż to niesprawiedliwe wobec mnie i Bartka. „Mamo, jestem twoim synem, Bartek twoim wnukiem. choćby nie wiesz, jak wygląda, a oddajesz wszystko obcej? Jak to rozumieć?” — pytałem. Mama tylko westchnęła: „Jakubie, i tak nie przyjeżdżasz, a Krysia jest blisko. To moja decyzja”.

Czułem, jak rośnie we mnie żal. Owszem, nie przyjeżdżałem co miesiąc — praca, rodzina, kredyt za samochód. Ale zawsze myślałem, iż mama rozumie, iż jesteśmy rodziną. Bartek ma zaledwie cztery lata, rośnie, a ja marzyłem, iż to mieszkanie kiedyś mu pomoże — może na studia czy pierwszy kąt. A teraz wszystko trafiło do jakiejś Krystyny, o której wcześniej nie słyszałem. Spytałem mamę, czy nie obawia się, iż ta kobieta ją wykorzystała. Odcięła jednak: „Wiem, co robię. Krysia to dobry człowiek”.

Po rozmowie długo nie mogłem ochłonąć. Kinga, widząc mój stan, zaproponowała, by pojechać do mamy i porozmawiać na miejscu. Zabraliśmy Bartka i pojechaliśmy. Mama przywitała nas ciepło, przytuliła wnuka, ale widziałem, iż jest spięta. Przy herbacie znów wróciłem do tematu mieszkania. Nie chciałem kłótni, ale musiałem zrozumieć. „Mamo, wytłumacz — mówiłem. — jeżeli potrzebujesz pomocy, mogę częściej przyjeżdżać, wynająć kogoś. Ale po co oddawaPo powrocie do domu długo siedziałem w milczeniu, patrząc, jak Bartek bawi się samochodzikiem, i zrozumiałem, iż czasem największe rany zadajemy sobie sami, nieumiejętnie okazując miłość.

Idź do oryginalnego materiału