Jak mam teraz żyć — nie rozumiem. Moja siostra okazała się zdrajczynią.
Byliśmy z mężem, jak to się mówi, nierozłączni. Wszyscy zachwycali się naszą parą — cicha, harmonijna, ciepła rodzina. On zawsze był dla mnie uprzejmy — i w domu, i na ludziach. choćby przyjaciółki dziwiły się, mówiły, iż to niemożliwe, żeby w domu zawsze panował spokój. Mówiły: „To nie potrwa długo”. Wtedy tylko śmiałam się w odpowiedzi. A na próżno… Widocznie rzucili na mnie urok.
Wszystko runęło nagle. Zaczęło się od tego, iż moja młodsza siostra, Zosia, wpadła w tarapaty — zwolnili ją z pracy. Została bez grosza przy duszy i z ogromnym poczuciem winy. Zawsze byłyśmy blisko, bo po śmierci mamy stałam się dla niej jak druga matka. Bez wahania zaprosiłam ją do nas, by zamieszkała, póki nie znajdzie pracy i nie stanie na nogi. Wyznaczyliśmy jej pokój.
Na początku wszystko układało się dobrze. Ale gwałtownie w domu zaczęło dziać się coś dziwnego. Mąż, Krzysztof, stał się nerwowy, rozdrażniony. Przestało go cieszyć to, co kiedyś sprawiało mu radość. Uśmiech, który zawsze witał mnie po pracy, zniknął. Stał się opryskliwy, kłócił się o byle co, ciągle narzekał na Zosię: raz postawiła kubki nie tam, gdzie trzeba, raz rozwiesiła pranie nie tak, jak należy.
Niepokoiło mnie to, ale zrzucałam wszystko na stres. Pewnego dnia postanowiłam porozmawiać z Zosią, delikatnie zasugerowałam, żeby była bardziej uważna, by nie zakłócać domowej harmonii. Skinęła tylko głową, powiedziała, iż rozumie.
A potem stało się coś, co wszystko zmieniło.
Tego dnia wróciłam z pracy wcześniej niż zwykle. W mieszkaniu panowała cisza. Pomyślałam, iż wszyscy wyszli, ale gdy otworzyłam drzwi do sypialni — nogi się pode mną ugięły. Na naszym małżeńskim łóżku, pod naszą kołdrą, zobaczyłam ich. Swojego męża. I swoją rodzimą siostrę.
Nawet nie zdążyli się tłumaczyć. Cicho zamknęłam drzwi i wyszłam do kuchni. Serce waliło jak młot, w uszach dźwięczało. Świat w jednej chwili się zawalił. Wszystko, co budowałam, wszystko, w co wierzyłam, okazało się kłamstwem.
Nie krzyczałam, nie urządzałam scen. Po prostu spakowałam rzeczy Krzysztofa i postawiłam przy drzwiach. Zosię wyrzuciłam natychmiast. Na jej łzy i wymówki nie miałam siły ani ochoty słuchać. Jak mogła mi to zrobić? Jak można zniszczyć zarówno swoją, jak i cudzą rodzinę?
Minęło już kilka miesięcy, ale wciąż nie znajduję odpowiedzi: jak przeżyć to zdradę? Jak wybaczyć — czy w ogóle można wybaczyć coś takiego? Moja dusza jest teraz pusta. Wszystko, co było dla mnie ważne, mnie zdradziło.
Ale staram się żyć. Z każdym dniem — oddycham trochę lżej. Mówią, iż czas leczy rany. Nie jestem pewna. Ale wierzę, iż pewnego dnia znów nauczę się ufać. Tylko już nie tak ślepo…