Jacek Dyrzyński w Galerii Opera

magazynszum.pl 3 dni temu

Jagoda Barczyńska, Kwadrat jako miara i determinanta sztuki

Artyści o prostokącie równobocznym

„Kwadrat, który wystawiłem, nie był pustym kwadratem, ale wyrażał raczej odczucie nieobecności przedmiotu” – tak Kazimierz Malewicz podsumował swój Czarny kwadrat na białym tle, który powstał w 1913 roku[ref]Jon Thompson, Jak czytać malarstwo współczesne. Od Courbeta do Warhola, Universitas, Kraków 2006, s. 140.[/ref]. Niebawem po namalowaniu ikonicznego dzieła poszerzył swą malarską wypowiedź o Cztery kwadraty tworzące czarno-białą szachownicę. Jako autor słynnego traktatu dydaktycznego Świat bezprzedmiotowy wierzył, iż „uczucie bezprzedmiotowe”, o którym mówił, najlepiej wyrażają figury geometryczne, a do kwadratu i koła ujawniał predylekcję szczególną. W swym dążeniu do uwolnienia sztuki od warstwy iluzjonistyczno-przedstawieniowej doszedł do punktu kulminacyjnego; był nim obraz Białe na białym (1918), gdzie biały kwadrat jedynie fakturą wyróżniał się od bieli tła.

W swej bogatej symbolice kwadrat łączony jest z absolutem, doskonałością boską, racjonalnym umysłem; jako jedna z podstawowych figur geometrycznych wyznacza plan wielu miejsc świętych, miast, obozów wojskowych. Jego równe boki reprezentują cztery okresy życia ludzkiego, kąty proste zaś cztery żywioły: powietrze, wodę, ziemię i ogień, a kształt łączony jest ze stałością, równowagą, prawdą i sprawiedliwością.

Widok wystawy, Jacek Dyrzyński, Galeria Opera, fot. Marcin Łabuz
Widok wystawy, Jacek Dyrzyński, Galeria Opera, fot. Marcin Łabuz

Tych jego przymiotów byli świadomi artyści skupieni w ugrupowaniu Cercle et Carré (Koło i Kwadrat), które założyli w 1929 roku w Paryżu. Liczącej ponad osiemdziesięciu członków międzynarodowej grupie przewodzili Michel Seuphor i Joaquin Torrès Garcia. Ten pierwszy, wybitny apologeta sztuki abstrakcyjnej, tak uzasadniał etymologię nazwy: „Pojawienie się prostych elementów we współczesnej plastyce świadczy, iż artystów pociągają ubogie środki wyrazu, iż sięgają oni do źródeł, skłaniają się ku ascezie. Po takim chaosie i wśród takiego chaosu, na przekór wszystkiemu, co krzyczy i miota się, (…) geometria w sztuce naszego stulecia jest czymś w rodzaju raju na ziemi, krainą prostej pierwotności, gdzie koło i kwadrat są Ewą i Adamem nieoczekiwanej genezis, fundamentami nowej kultury”[ref]Michel Seuphor, Koło-Kwadrat, przeł. Eligia Bąkowska, „Poezja”, listopad 1967, s. 102.[/ref]. Przekonywał, iż „nie ma znaku, który by zawierał w sobie więcej treści niż koło i kwadrat”, i dodawał: „Współczesny człowiek uświadomił sobie całą treść, jaką zawierają w sobie koło i kwadrat, znaki geometryczne, zrozumiał je i zaczął je wielbić niejako instynktownie w sztuce, która je ukazuje i nadaje im wartość uczuciową, dostrzegalną dla inteligentnego spojrzenia”. Przypominał, iż „w Chinach od pradawnych czasów niebo przedstawiano dzięki koła, ziemię jako kwadrat”. W nieustannej adoracji dwóch prostych figur geometrycznych wyrażał wiarę, iż „najwięksi twórcy naszego stulecia, przyswajając sobie z niezachwianym przekonaniem temat koła i kwadratu, obdarzyli swoją epokę znakiem odwiecznym, bogatym w treści, nadali mu życie nowe, zharmonizowane z naszym czasem”[ref]Tamże, s. 104[/ref]. Konkludując, zapewniał, iż „znak ten będzie towarzyszył człowiekowi do końca jego istnienia”[ref]Tamże, s. 104[/ref].

Wasyl Kandyński w swym epokowym dziele O duchowości w sztuce, poddając analizie język form i barw, podkreślał, iż „zarówno kształt, jak i kolor posiadają własne, niezależne oddziaływanie. Trójkąt wypełniony kolorem żółtym, koło niebieskim, kwadrat zielonym, trójkąt pomalowany na zielono, koło na żółto, niebieski kwadrat itd. – to są wszystko zupełnie różne, żywe utwory o całkiem odmiennym wyrazie”[ref]Wasyl Kandyński, O duchowości w sztuce, Państwowa Galeria Sztuki w Łodzi, 1996, s. 66.[/ref]. W dalszej części wywodu rekapitulował: „Łatwo można zauważyć, iż działanie niektórych kolorów jest albo wspomagane, albo osłabiane przez kształt”[ref]Tamże, s. 66.[/ref].

Żaden jednak z malarzy nie penetrował tak dogłębnie i z taką konsekwencją kształtu kwadratu, jak uczynił to Josef Albers (1888–1976). Ten wybitny artysta, mistyk koloru, poświęcił ostatnie ćwierćwiecze swego życia tworzeniu słynnej serii prac Hołd dla kwadratu. Po wielu latach eksperymentów analityczna natura twórcy doprowadziła go do konkluzji, iż ten elementarny kształt geometryczny jest najbardziej neutralny ze wszystkich, którymi się dotychczas posługiwał. Jego obrazy komponowane z wpisanych w siebie kwadratów były – jak to określał autor – tylko daniem, które serwował własnemu szaleństwu na punkcie koloru[ref]Paul Overy, Josef Albers, Arca Edizioni, Milano, 1988, s. 236.[/ref]. Nie sprzeniewierzając się do końca swych dni raz przyjętej równobocznej formie, uzyskiwał w ramach obranego przez siebie systemu niezwykłe modulacje barwne. Swe wieloletnie, rozpisane na setki sekwencji dzieło podsumował stwierdzeniem, iż zależało mu przede wszystkim na stworzeniu „medytacyjnych obrazów XX wieku”[ref]Josef Albers, Bilder und „Interaction of Color”, Kunstverein, Munich, 1970, s. 32.[/ref]. W swym fundamentalnym dziele o relatywności koloru Interaction of Color z 1963 roku pisał: „Kolory zestawia się tak, aby były dla siebie wyzwaniem lub odbiciem, wsparciem bądź przeciwstawieniem, ustanawia granice między nimi na zasadzie miękkich lub twardych styków, które powodują, iż poszczególne barwy wciągają się wzajemnie lub wypychają, obejmują, krzyżują bądź obopólnie penetrują (…). Podobnie jak człowiek – barwa musi łączyć w sobie charakter indywidualisty i członka szerszej społeczności”[ref]Josef Albers, Interaction of Color, New Haven, 1963, s. 73.[/ref].

Moduł kwadratu w sztuce Jacka Dyrzyńskiego

Jacek Dyrzyński kwadrat określa jako formę idealnie neutralną i doskonałą. Dodaje, iż odrzucił „wszelkie inne formaty ze względu na zawierające się w nich tendencje”[ref]Katalog wystawy, Jacek Dyrzyński, Galeria Ars Longa, Milanówek, wrzesień 2009, s. 9.[/ref]. Kontynuując myśl, wyjaśnia, iż „prostokąt poziomy przez swą horyzontalną dynamikę obarczony jest skojarzeniami pejzażowymi, a pionowy – metafizycznym ukierunkowaniem głównych osi”. Artysta przekonuje, iż kwadrat jest dla niego formatem pozbawionym aluzji i stąd stał się obszarem jego dociekań. W innym miejscu dopowiada: „Jest to kształt zupełnie wyspekulowany. Te wszystkie konteksty, które są związane z kwadratem, mi odpowiadają. (…) Zależy mi na tym, żeby kwadrat, będący apoteozą statyki, miał jakąś swoją tajemnicę, zagadkę, magnetyzm czy magię, która w pewnym sensie mogłaby konkurować z jego statycznym formatem lub mu choćby zaprzeczyć. (…) Nade wszystko kwadrat to dla mnie najbardziej sformalizowany znak, znak informacyjny. Znak uniwersalny”[ref]Fragmenty wypowiedzi Jacka Dyrzyńskiego w rozmowie z Magdaleną Sołtys i Janem Mioduszewskim, Jacek Dyrzyński. Malarstwo, pod red. Artura Winiarskiego, Akademia Sztuk Pięknych w Warszawie, 2017, s. 22–23.[/ref].

Kwadrat staje się ramą, obrysem wnętrza obrazu, przyjmującego formę reliefu, którego głębokości lub wypukłości i wynikające stąd cienie kreują niezwykle pociągającą dramaturgię dzieła. Już u progu kariery artysta zrezygnował z weryzmu, choć odtwarzanie świata zewnętrznego przychodziło mu z łatwością. Postawił na abstrakcję, w której do dzisiaj znajduje sprzymierzeńca własnych poszukiwań w zakresie koloru, światła, przestrzeni. Kolor – zdaniem twórcy – odpowiada za emocje, światło podkreśla architekturę reliefowych opracowań, a sugestia przestrzeni często prowadzi do zaburzeń prawidłowego jej odczytu. Tak sformułowana tektonika dzieła pozbawiona zostaje tradycyjnej statyczności; widz wybiera drogę fizycznego angażowania się w proces poznania fenomenu dzieła.

Widok wystawy, Jacek Dyrzyński, Galeria Opera, fot. Marcin Łabuz
Widok wystawy, Jacek Dyrzyński, Galeria Opera, fot. Marcin Łabuz

Liczący ponad pół wieku dorobek Jacka Dyrzyńskiego, wpisując się w nurt abstrakcji geometrycznej, czyni go twórcą osobnym. Artysta ma naturę niezależną – w myślach kreuje swoje obrazy, nie szkicuje pomysłów, zawierza swojemu oku, wiedzy i intuicji. Jego sztuka wykazuje wiele powiązań z tendencją op-artu, którego narodziny sięgają przełomu lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. Podobnie jak jego – pochodzący z różnych państw – poprzednicy, osiąga w swej twórczości niecodzienne efekty optyczne, iluzję ruchu wywołaną przez odpowiednio zrytmizowane układy reliefowych form. Wklęsłości i wypukłości, ondulowane powierzchnie pokryte kropkami kolorów przywodzących na myśl doświadczenia pointylizmu, kwadraty wpisane w siebie i poddane ruchowi obrotowemu, diagonalne cięcia, metalicznie połyskujące dyski, karbowane tektury, wyraziste faktury, ażury połączeń, przenikające się i krzyżujące warstwowo struktury z kolorowych patyczków dają wrażenie niestałości, dynamiki, zmienności doznań, które łudzą i zniewalają wzrok. Reliefowe powierzchnie uchylają się w głąb, bądź przeciwnie – eksponują swoje zewnętrze; czasami przyjmują kształt przywodzący na myśl zabawę piekło niebo, którą znamy z dzieciństwa. Paleta malarska chętnie wykorzystuje podstawowy zestaw barw: czerwień, żółcień i błękit, uzupełniając go o zielenie, oranże, ugry, brązy, fiolety. Wiele kompozycji opartych na grze przeciwieństw (pozytyw–negatyw), sięga po achromatyczne kontrasty czerni i bieli, gdzieniegdzie łagodzone matowymi szarościami. Ten wieloraki repertuar praktyk wizualnych uzmysławia widzowi, jak omylny i nieobiektywny jest narząd percepcji, w który został wyposażony. Warsztat artysty, odnosząc się do op-artu i korzystając z jego doświadczeń, transponuje je na zindywidualizowany i osobisty język wypowiedzi plastycznej.

Tytuły prac: Rytm, Znak, Labirynt, Wibracje, Fale, Refleksy, Interferencje, Obroty, Ruch, Napięcia, Rotar, sugerują niezwykłą dynamikę przedstawień, z rzadka łagodzoną przez Symetrię czy Równowagę układów. Dyrzyński ma również na swym koncie grupę dzieł z dedykacją: Malewiczowi, Stażewskiemu, Kobzdejowi, Gierowskiemu, Winiarskiemu, Lewandowskiej; zręcznie wykorzystując morfologię dzieł znanych mistrzów i przyjaciół, dostosowuje ją do własnego programu środków ekspresji. Lubi zgłębiać i poszerzać nurtujący go problem; rozpisuje go na części, tworząc cykle prac prowadzących ze sobą ożywiony dyskurs. Powstają dyptyki, tryptyki, kwadryptyki, pentaptyki, w których kreacji autor jest prawdziwym mistrzem.

Widok wystawy, Jacek Dyrzyński, Galeria Opera, fot. Marcin Łabuz
Widok wystawy, Jacek Dyrzyński, Galeria Opera, fot. Marcin Łabuz
Widok wystawy, Jacek Dyrzyński, Galeria Opera, fot. Marcin Łabuz
Widok wystawy, Jacek Dyrzyński, Galeria Opera, fot. Marcin Łabuz

Nie boi się wyzwań, zawsze gotów do podjęcia nowych eksperymentów, które poszerzą zakres jego wypowiedzi. W latach dziewięćdziesiątych zdecydował się na uczestnictwo w plenerze, którego miejscem pracy były malarnie Zakładów Jedwabniczych w Milanówku. Jedwab to naturalna, pełna ekskluzywnych konotacji tkanina, układająca się miękko i lekko, której zwiewność i szlachetny połysk pozwalają widzieć w niej synonim luksusu i prawdziwego piękna. Materiał, będący zaprzeczeniem skomplikowanych i złożonych struktur, miał teraz służyć artyście za pole jego pracy. Stał się dla niego wyzwaniem; dostrzegł w nim interesujące możliwości transpozycji swoich dotychczasowych doświadczeń na jedwabny podkład. Twórca podkreśla, iż otworzył się wtedy na kolor, z którym jedwab wchodzi we wdzięczne relacje. Geometryczne barwne układy wypełniały rozpostartą subtelnie przestrzeń tkanin, a przejrzystość jedwabnych żorżet pozwalała na komponowanie prześwitujących wielowarstwowych rozwiązań. Do udziału w plenerze zaproszono pięciu artystów, z których każdy przedstawił swoją własną wizję formy i koloru. Wszystkie prace wystawione w Instytucie Wzornictwa Przemysłowego w Warszawie zniewalały urodą do tego stopnia, iż zebrane obiekty z powodzeniem promowały Polskę na wielu pokazach za granicą.

Sztuka Jacka Dyrzyńskiego o wyraźnym ładunku emocji podpowiada nam, iż to dzieło artysty, który łączy upodobanie do geometrycznego porządku z postawą sensualisty. Jej odbiorców intryguje zakres zabiegów określanych jako technika mieszana. Zastanawiają kunszt i niezwykła precyzja wykonania utworów. Ich magia zaklęta jest w mnogość materiałów, którymi artysta żongluje jak najwyższej miary sztukmistrz. Mówi o tym ukryte przed widzem odwrocie pracy, które ujawnia mozolny proces powstawania dzieła. Rodzą się refleksja i podziw dla mistrzostwa wykonania, biegłości rzemiosła artystycznego, umiejętności manualnych. Tej ręki nie podrobi nikt, bo jest zbyt doskonała.

Jagoda Barczyńska – historyczka sztuki, wieloletnia kierowniczka Działu Sztuki Współczesnej i Galerii 72 w Muzeum Ziemi Chełmskiej im. Wiktora Ambroziewicza w Chełmie. Kuratorka ponad 140 wystaw promujących sztukę wybitnych indywidualności artystycznych z kraju i z zagranicy. Autorka albumowego wydawnictwa Galeria 72. 50 lat kształtowania przestrzeni dla sztuki, wielu tekstów, artykułów i wstępów do katalogów.

Widok wystawy, Jacek Dyrzyński, Galeria Opera, fot. Marcin Łabuz

Drogi Panie Jacku!

Pewnie minie jeszcze trochę czasu, zanim odwiedzi Pan operę i zobaczy swoją wystawę.
Starałem się zrobić wszystko zgodnie z naszymi ustaleniami.
Kiedy spotkaliśmy się w Pańskiej pracowni, to był chyba koniec października, obiecałem Panu feerię barw.
I tak będzie.
Żartowaliśmy, iż zrobimy galeryjno-artystyczny oczopląs. Że się zabawimy!

Zachwyciła mnie wówczas Pańska pracownia. Maleńki piwniczny kwadrat w kamienicy z lat trzydziestych, a w nim Pańskie kwadraty 40 na 40, 60 na 60, 80 na 80 centymetrów. Kwadraty, a każdy z nich to scena dla wyobraźni… Co za porządek! Ależ trzeba być konsekwentnym i uporządkowanym, by przez całą niemal twórczość trzymać się raz obranych zasad. Wszystko posegregowane w prawie aptecznym porządku. Na ścianie między innymi plakat z Pańskiej wystawy w Galerii Studio, kiedy to poznaliście się z Waldemarem i profesorem Myjakiem. Był rok 1989. Luty, prawie jak teraz.

Później przed samymi świętami spotkaliśmy się już u Pana w domu. Wybraliśmy prace na wystawę. Miałem je odebrać w połowie stycznia.

Wtedy zadzwoniła Pana żona. Powiedziała, iż kontakt z Panem jest utrudniony. Zastanawialiśmy się, czy przesunąć termin wystawy. Poczekać? Na zadane Panu pytanie: „Co robić?” – napisał Pan podobno lewą ręką na kartce tylko jedno słowo: „Marcin”. Miałem ciarki na plecach, kiedy to usłyszałem.

Teraz już wszystko gotowe, za trzy dni otwieramy.
Zajęcia dla dzieci – przynajmniej do czasu Pańskiego powrotu – zobowiązali się poprowadzić współpracownicy z Pańskiej pracowni na Akademii.
Chciał Pan, żeby Pańskie obrazy „działały emocjonalnie, dawały przyjemność widzenia – przy relatywnie ubogich środkach temu służących. Żeby zmuszały oko do analizy kompozycji – dlaczego jest tak, a nie inaczej zorganizowana”.
Wydaje mi się, iż to się na wystawie udało, ale sam Pan to oceni, kiedy ją Pan zobaczy.
Oby jak najszybciej!

Życzę zdrowia
Do zobaczenia
Marcin

Idź do oryginalnego materiału