Ja utraciłam. Ty zamordowałaś.

histermadka.pl 1 rok temu

18. października mija kolejna rocznica śmierci mojego syna, który zmarł we mnie na etapie 5 miesiąca ciąży. Jutro Tymon kończyłby 7 lat. Nie ma dnia, w którym bym o nim nie myślała. Nie ma dnia, w którym nie zastanawiałabym się jakby dziś wyglądał, czy wolałby kopać piłkę czy może jednak jednak bawić się samochodami? Czy zrywałby mnie z łóżka o 6 rano, wchodząc mi na głowę jak jego brat? Co najbardziej lubiłby jeść? Jaki zapach miałyby jego dziecięce rączki? Ile razy zarobiłabym kopa przy obcinaniu mu paznokci? Każdego dnia zastanawiam się, jaki by był. I każdego dnia doskonale pamiętam obraz małego ciałka bez życia, zawiniętego w niebieski kocyk i ułożonego w maleńkiej białej trumnie. Dlaczego pamiętam? Bo to było dziecko. Moje dziecko. To był człowiek.

15 października, czyli w Dzień Dziecka Utraconego, wyjątkowo w tym roku postanowiłam się nie wypowiadać. Przeczekałam ten festiwal hipokryzji morderców dzieci nienarodzonych, którzy nagle dostrzegli w tych dzieciach ludzi. Lekarki, ekspertki, chirurżki, ginekoloszki, psycholoszki i inne loszki z piorunami na profilach nagle zaczęły solidaryzować się z kobietami, które straciły ciąże. Nagle im wszystkim przypomniało się, z jak ogromnym bólem wiąże się utrata dziecka. Już dziecka. Już nie pasożyta i zlepka komórek.

I wszystkie standardowo napluly w twarz rodzicom i zdeptały godność dzieci. Jakiego wsparcia można oczekiwać od kogoś, kto cierpi na rozdwojenie jaźni, bo o martwym dziecku na tym samym etapie rozwoju w trakcie ciąży potrafi powiedzieć w dwojaki sposób w zależności od tego, czy to dziecko jest chciane czy nie?

- Kochana, tak strasznie mi przykro, iż straciłaś dziecko. Łączę się z Tobą w bólu, bo to było Twoje ukochane maleństwo. Miało takie maleńkie rączki i nóżki. Taki mały słodki nosek i śliczne usteczka. Lub:

- Nie chcesz bachora? Chodź, załatwimy skrobankę. Pozbędziesz się tego pasożyta ze swojego ciała. To nic nie boli. Zapewniam Cię, syndrom poaborcyjny nie istnieje, bo to nie człowiek tylko niechciany twór w Twoim ciele.

Demonizm (czytaj: feminizm) jest już więc nie tylko ideologią, która chce decydować o definicji życia, ale również śmierci. To pierwsze już znamy. Klasyka. Dziecko jest dzieckiem, kiedy jest chciane. Niechciane jest pasożytem. To drugie: umierasz wtedy, kiedy uważałam Cię za człowieka. jeżeli według mojej opinii nie zasłużyłeś na miano człowieka, bo Cię nie chciałam, to nie umierasz. Po prostu pozbywam się zbędnego balastu poprzez wykonanie zabiegu przerwania ciąży.

Do dziś spotykam się z wiadomościami, iż to, iż mój dziecior zmarł nie daje mi prawa do decydowania o czyichś macicach.

Oczywiście. To, iż moje DZIECKO zmarło nie daje mi takiego prawa. Nie daje mi w zasadzie żadnego prawa. Ale bycie człowiekiem nakłada na mnie obowiązek mówienia o fakcie istnienia nowego życia od poczęcia.

Kto dał wam prawo do odczłowieczania żywej istoty w zależności od własnego widzimisię? Nikt.

Czy rodzic, któremu umarło dziecko potrzebuje wsparcia od kogoś, kto bez wahania byłby gotów to dziecko zabić, nazywając je niechcianym robakiem? Nie.

Festiwal załosnej próby uciszania splamionych krwią sumień zakończony. Morderstwa na niewinnych i bezbronnych trwają.

A ja idę zapalić świeczkę.

Ku czci i pamięci zmarłych dzieci...

Ku czci i pamięci dzieci zamordowanych przez własnych rodziców...

Do zobaczenia kiedyś w Domu, Aniołki Trzymajcie się ciepło, Mamy i Taty

Idź do oryginalnego materiału