Irena stała przy oknie, obserwując, jak gęsty warszawski śnieg zasypuje miasto. Rozmowa telefoniczna z mężem dobiegała końca – zwyczajny, codzienny telefon, jakich mieli niezliczoną ilość przez swoje piętnaście lat małżeństwa.

newsempire24.com 5 godzin temu

Agnieszka stała przy oknie, patrząc, jak gęsty śnieg zasypuje Warszawę. Rozmowa telefoniczna z mężem zbliżała się ku końcu zwykła, codzienna wymiana zdań, jakich mieli niezliczoną ilość przez piętnaście lat małżeństwa. Marek, jak zawsze, relacjonował swoją delegację w Krakowie: wszystko w porządku, spotkania idą zgodnie z planem, wróci za trzy dni.

Dobrze, kochanie, to na razie powiedziała Agnieszka, odsuwając telefon od ucha, by nacisnąć czerwony przycisk. Ale nagle coś ją zatrzymało. Po drugiej stronie wyraźnie usłyszała kobiecy głos, melodyjny i młody:

Marku, idziesz? Wanna już pełna

Ręka Agnieszki zastygła w powietrzu. Serce na moment zamarło, a potem zaczęło łomotać, jakby chciało wyrwać się z piersi. Przycisnęła telefon z powrotem do ucha, ale usłyszała tylko krótkie sygnały Marek już się rozłączył.

Powoli osunęła się na fotel, czując, jak nogi odmawiają posłuszeństwa. W głowie kłębiły się myśli: Marku Wanna Jaka wanna na delegacji? Przypomniała sobie dziwne szczegóły ostatnich miesięcy: częste wyjazdy, późne telefony, które Marek zawsze odbierał na balkonie, nowe perfumy w jego samochodzie.

Drżącymi rękami otworzyła laptop. Wejście do jego skrzynki mailowej nie sprawiło problemu hasło znała jeszcze z czasów, gdy między nimi panowało zaufanie. Bilety, rezerwacja hotelu Pokój dla nowożeńców w pięciogwiazdkowym hotelu w centrum Krakowa. Dla dwojga.

W mailach natknęła się też na korespondencję. Klaudia. Dwadzieścia sześć lat, trenerka fitness. Kochany, nie mogę już tak. Obiecałeś, iż się rozwieziesz trzy miesiące temu. Jak długo mam jeszcze czekać?

Agnieszce zrobiło się niedobrze. Przed oczami przemknęło wspomnienie ich pierwszej randki on wtedy był zwykłym menedżerem, ona początkującą księgową. Razem oszczędzali na wesele, wynajmując małe mieszkanie. Cieszyli się pierwszymi sukcesami, wspierali w trudnych chwilach. A teraz on był dyrektorem handlowym, ona główną księgową w tej samej firmie, a między nimi przepaść piętnaście lat małżeństwa i dwadzieścia sześć lat jakiejś Klaudii.

W pokoju hotelowym Marek nerwowo chodził tam i z powrotem.

Po co to zrobiłaś? jego głos drżał ze złości.

Klaudia leżała na łóżku, niedbale owinięta w jedwabny szlafrok. Jej długie blond włosy rozsypały się po poduszce.

Co w tym złego? przeciągnęła się jak syta kotka. Sam mówiłeś, iż zamierzasz się z nią rozwieść.

To ja decyduję, kiedy i jak to zrobię! Zdajesz sobie sprawę, co narobiłaś? Agnieszka nie jest głupia, wszystko zrozumiała!

To świetnie! Klaudia gwałtownie podniosła się z łóżka. Mam dość bycia kochanką, którą chowasz po hotelach. Chcę chodzić z tobą do restauracji, spotykać się z twoimi znajomymi, być twoją żoną!

Zachowujesz się jak dziecko warknął Marek.

A ty jak tchórz! podskoczyła i podeszła do niego. Spójrz na mnie! Jestem młoda, piękna, mogę urodzić ci dzieci. A co ona może? Tylko liczyć twoje pieniądze?

Marek chwycił ją za ramiona: Nie mów tak o Agnieszce! Nie wiesz o niej nic!

Wiem wystarczająco wyrwała się. Wiem, iż jesteś z nią nieszczęśliwy. Że zagrzebała się w pracy i codzienności. Kiedy ostatnio się kochaliście? Kiedy wyjechaliście razem?

Marek odwrócił się do okna. Gdzieś tam, w zasypanej śniegiem Warszawie, w ich mieszkaniu wszystko się waliło. Piętnaście lat wspólnego życia rozsypało się jak domek z kart od jednego kaprysu młodej dziewczyny.

Agnieszka siedziała w ciemności w kuchni, trzymając w dłoniach zimną filiżankę herbaty. W telefonie dziesiątki nieodebranych połączeń od męża. Nie odbierała. Co miała powiedzieć? Kochanie, słyszałam, jak twoja kochanka woła cię do wanny?

Pamięć podsuwała obrazy ich wspólnego życia. Oto Marek wręcza jej pierścionek, klękając w restauracji. Oto razem wprowadzają się do pierwszego mieszkania małej kawalerki na obrzeżach miasta. Oto on trzyma ją za rękę, gdy straciła matkę. Oto świętują jego awans

Potem zaczęły się te niekończące się nadgodziny, kredyty, remonty

Kiedy ostatnio szczerze ze sobą rozmawiali? Kiedy oglądali filmy, przytuleni na kanapie? Kiedy planowali przyszłość?

Telefon znów zadzwonił. Tym razem przyszła wiadomość: Agnieszko, porozmawiajmy. Wszystko wyjaśnię.

Co było do wyjaśnienia? Że się zestarzała? Że utonęła w codzienności? Że młoda trenerka lepiej rozumie jego potrzeby?

Agnieszka podeszła do lustra. Czterdzieści dwa lata. Zmarszczki wokół oczu, siwizna, którą regularnie farbowała. Kiedy to się zaczęło to zmęczenie w oczach, ta rutyna, ta nieustanna pogoń za stabilnością?

Marek, gdzie byłeś? Klaudia spojrzała na niego z niezadowoleniem, gdy wrócił do pokoju po kolejnej próbie dodzwonienia się do żony.

Nie teraz opadł na fotel, rozluźniając krawat.

Właśnie teraz! stanęła przed nim, ręce na biodrach. Chcę wiedzieć, co dalej. Zdajesz sobie sprawę, iż teraz trzeba wszystko rozstrzygnąć?

Marek spojrzał na nią piękną, pewną siebie, pełną energii. Taka była Agnieszka piętnaście lat temu. Boże, jak mógł jej to zrobić?

Klaudio przetarł zmęczone dłonią twarz masz rację. Trzeba to zakończyć.

Rozpromieniła się, rzuciła w jego stronę: Kochany! Wiedziałam, iż podejmiesz dobrą decyzję!

Tak delikatnie ją odsunął. Musimy to przerwać.

Co?! cofnęła się, jakby ją uderzył.

To był błąd wstał. Kocham moją żonę. Tak, mamy problemy. Tak, oddaliliśmy się od siebie. Ale nie mogę nie chcę przekreślać wszystkiego, co było między nami.

Jesteś po prostu tchórzem! łzy potoczyły się po jej twarzy.

Nie, Klaudio. Tchórzem byłem,

Idź do oryginalnego materiału