Inny Ivanov…

newsempire24.com 1 dzień temu

Aleksander poczuł, jak Zosia dotknęła jego dłoni.
– Co? – Otworzył oczy. – Już zaczyna się?

Zagadkowo się uśmiechnęła i spojrzała w stronę łóżka obok niego. Aleksander odwrócił głowę i zobaczył zawiniątko. Dotknął je, ale kocyk pod jego ręką zapadł się – było puste.

– Aleksander! – z oddali dobiegł zaniepokojony głos Zosi.

Otworzył oczy i zobaczył jej napiętą twarz, jakby nasłuchiwała czegoś. Potrząsnął głową, próbując otrząsnąć resztki snu.

– Co? Już czas? Przecież zostały jeszcze dwa tygodnie…

– Nie wiem, boli mnie brzuch – powiedziała Zosia.

– Dobra. – Aleksander podniósł się na łokciach. – Trzeba wezwać karetkę. – Odwrócił głowę i spojrzał na łóżko obok. Żadnego zawiniątka nie było. Z ulgą westchnął, starając się odpędzić senne widzenie.

– Poczekajmy. Nie jestem pewna, czy to skurcze. Po prostu coś mnie chwyta w brzuchu. Mówili mi, iż karetkę trzeba wzywać, gdy skurcze będą co dziesięć minut. – Zosia patrzyła na męża z nadzieją.

– Jak przyjadą, to już urodzisz. Gdzie mój telefon? – Aleksander sięgnął po dżinsy na oparciu krzesła. Z kieszeni wypadł telefon, ale miękki dywan stłumił odgłos upadku.

Ostatecznie się obudził, wstał, podniósł telefon i naciągnął spodnie. Za jego plecami Zosia jęknęła, obejmując brzuch.

– Co? Skurcz? – Przeskoczył na drugą stronę łóżka, usiadł obok niej i zaczął masować jej plecy pięściami, tak jak uczyli w szkole rodzenia.

– Oddychaj głęboko – powiedział, sam zaczynając głośno wciągać powietrze nosem i wydychać ustami.

Zosia go naśladowała.

– Już przeszło – powiedziała, wymuszając uśmiech.

– Wzywam karetkę. – Aleksander zerwał się z łóżka. – Nie. Ubieraj się, sam zawiozę cię do szpitala. Będzie szybciej.

Torba z rzeczami od dawna stała spakowana w kącie sypialni.

– Dokumenty są w szufladzie – powiedziała Zosia, wkładając przez głowę luźną sukienkę.

Aleksander wyjął dokumenty, zauważył na dnie szuflady ładowarkę i wrzucił ją do torby obok teczki.

– A paszport?

– W szafie – odpowiedziała spod sukienki Zosia.

Aleksander pobiegł do drugiego pokoju, szukając paszportu, przeklinając w myślach, iż nie spakowała wszystkiego razem. „Telefon… Gdzie twój telefon?” – krzyknął.

– Tu, na stoliku – spokojnie odpowiedziała Zosia.

– Zosia, ile razy ci mówiłem, żeby trzymać wszystko pod ręką? Jak dziecko – burknął, wracając do sypialni. – A grzebień, szczoteczka…

Zosia przepraszająco się uśmiechnęła, ale grymas bólu wykrzywił jej twarz.

– Zaraz. – Rzucił torbę na podłogę i znów masował jej plecy.

W środku narastało poddenerwowanie. Spojrzał na zegarek – była piąta trzydzieści.

Zosia rozluźniła się, ból ustąpił, by wrócić po kilku minutach.

Aleksander naciągnął bluzę, podniósł torbę.

– Chodź, może zdążymy zejść przed następnym skurczem.

Zosia powłóczyła się do przedpokoju, podtrzymując duży brzuch. Aleksander pomógł jej włożyć szerokie, krótkie buty – modne obuwie odłożyła na bok, bo spuchnięte stopy się nie mieściły. Narzucił na nią płaszcz, zarzucił kaptur i sam zaczął się ubierać. Skarpetki… Zapomniał o nich, ale nie było czasu szukać. Włożył bose stopy w buty.

– Idziemy? – Pomógł Zosi wstać z niskiego taboretu i wyszli za drzwi.

W drodze do windy Zosia zatrzymała się, jęknęła i oparła o ścianę. Aleksander współczuł, rozumiał, ale irytowała go jej powolność. W takim tempie nie dotrą do szpitala w godzinę.

– Powoli, w aucie będzie łatwiej – powiedział, ciągnąc ją do windy.

Miasto dopiero się budziło. Tu i ówdzie zapalały się światła w oknach. W nocy spadło dużo śniegu, co utrudniało wyjazd z podwórka.

„Dlaczego ludzie, planując dziecko, nie myślą o porze roku? Latem byłoby prościej – wcześnie świta, zero śniegu…”

Myśli przerwał jęk Zosi. Na drogach było pusto, Aleksander nacisnął gaz.

– Zosiu, wytrzymaj. Już niedaleko. Oddychaj…

Aleksander czuł, iż za każdym razem, gdy Zosia się kurczyła z bólu, jego mięśnie brzucha też mimowolnie się napinały. Ale to nie to samo. Nie mógł podzielić z nią tego bólu.

Wreszcie szpital. Aleksander pomógł żonie wysiąść, poprowadził ją po pochylni do drzwi z napisem „Przyjęcie”, otworzył je i wszedł za nią. Pusto.

– Jest ktoś? Żona rodzi! – krzyknął.

Głos rozbrzmiał echem. Znikąd pojawiła się kobieta w białym fartuchu.

– Spokojnie, tatusiu. Co ile skurcze? – zapytała położna.

– Coraz częściej – odpowiedział za żonę Aleksander.

– Kapcie macie? Pomóż żonie się przebrać. Buty i płaszcz zabierzcie. Dokumenty.

Aleksander spełniał polecenia, choć wydawało mu się, iż porusza się w zwolnionym tempie. Zosia ciężko oddychała, przygryzając wargę.

– Idźcie do domu. Zapiszcie numer telefonu, gdzie dzwAleksander wyciągnął telefon, by zadzwonić do teściów z radosną nowiną, gdy nagle zza drzwi usłyszał pierwszy płacz swojego syna.

Idź do oryginalnego materiału