**Dziewiętnastego kwietnia, 1887 r.**
Były to zupełnie inne czasy, dawno, dawno temu, gdy życie na wsi toczyło się wedle starych zasad. Rodzice decydowali o losach dzieci kogo wybrali, z tym ich córka czy syn mieli żyć. Miłość między młodymi? Nikt się tym nie przejmował. Tak żyli ich ojcowie, dziadkowie i pradziadkowie.
Zosia, najmłodsza z czworga rodzeństwa, dorastała w domu, gdzie od małego uczyła się pracować. Gdy skończyła szesnaście lat, pokochała Janka z drugiego końca wsi. Choć mieszkał daleko, często kręcił się koło ich chaty. Wymieniali spojrzenia, które mówiły więcej niż słowa.
Pewnego wieczora ojciec, Stanisław, zawołał ją do izby:
Zosiu, a czego ten Janek ciągle się tu wałęsa? Co on u nas robi, skoro dom ma na krańcu wsi? zapytał surowo, choć dziewczyna starała się ukryć prawdę.
Skąd mam wiedzieć, tato? szepnęła, spuszczając oczy, serce waląc jak młotem.
A no właśnie! Za mąż ci się zachciewa? Znajdę ci męża, ale nie tego Janka, co z matką w rozpadającej się chacie mieszkają. Nie taki ci się zięć należy rzekł stanowczo.
Stanisław postanowił wydać Zosię za mąż, zanim sprawy przybiorą niepożądany obrót.
Małgorzato, jest jakieś wiano dla Zosi? spytał żonę.
Ta z przerażeniem spojrzała na męża:
Stachu, po co pytasz? Coś tam jest, ale dziewczyna jeszcze młoda
Nie młoda, szesnaście lat to pora na zamążpójście.
Małgorzata wiedziała, iż gdy mąż coś postanowi, nie da się go odwieść. Sama wyszła za niego bez pytania i całe życie bała się jego gniewu.
Zosia wyznała matce w tajemnicy:
Mamo, nie mogę się powstrzymać Gdy widzę Janka, serce mi wali.
Córko, choćby nie myśl! Ojciec go nie cierpi
**Za mąż bez miłości**
Gdy Zosia skończyła szesnaście lat, do ich drzwi zapukali swaci. Mieszkał niedaleko Wojtek, syn zamożniejszych gospodarzy mieli krowę i konia. Zosia nigdy go nie lubiła rudy, piegowaty, niezgrabny. Choć raz, gdy miała siedem lat, wyciągnął ją z rzeki, gdy prąd ją porwał.
Nie mów nikomu, tata mnie zamknie w domu! prosiła, drżąc z zimna.
Nie powiem obiecał i odprawił ją do domu.
Tego samego dnia Stanisław spotkał Janka:
Wynoś się stąd. Jutro przyjdą swaci, Zosia idzie za Wojtka.
Chłopak odszedł w milczeniu, złamany. Takie były prawa wsi o małżeństwach decydowali rodzice.
Wieczorem Stanisław oznajmił:
Jutro swaci. Przygotuj się.
Tato, on mi się nie podoba jęknęła Zosia.
Cicho! Kto cię pyta?
Płakała całą noc, ale matka szeptała:
Bóg tak chce, córko. Ja też żyję z niekochanym
**Ślub**
Nazajutrz Wojtek, w nowej koszuli, lśnił jak mosiężny samowar. Zosia wyszła w odświętnej sukni, z warkoczami spiętymi wstążkami.
Mamy kupca, macie towar? zagaiła swacha.
Oto nasz towar rzekł Stanisław, wskazując córkę.
Wkrótce odbyło się wesele. Zosia zamieszkała u Wojtka, którego rodzice od dawna ją upatrzyli. Choć serce jej pękało, modliła się:
Boże, pomóż mi zapomnieć o Janku. Wojtek to mój los.
Z czasem oswoiła się z życiem u boku męża. Urodziła rudego synka, którego nazywała słoneczkiem. Wojtek okazał się dobrym człowiekiem pracowity, troskliwy.
Pewnego dnia dowiedziała się, iż Janek ożenił się. Życie toczyło się dalej.
**Nieszczęście**
Gdy Zosia miała trzydzieści pięć lat, nadeszła tragedia. Wojtek z ojcem kosili łąkę, gdy uderzył piorun. Zginęli na miejscu. Świe


![Ogromny wybór choinek, ale nie tylko. Ilość świątecznego asortymentu na płockim targowisku? Sprawdźcie… [FOTO]](https://dziennikplocki.pl/wp-content/uploads/2025/12/20251214_092945-Medium.jpg)





