Impreza bez zaproszenia

newsempire24.com 1 dzień temu

Impreza bez zaproszenia

Krystyna Marianna przymierzała przed lustrem trzecią tego wieczoru kreację, gdy z sąsiedniego mieszkania dobiegły pierwsze dźwięki muzyki. Kobieta skrzywiła się, odłożyła niebieską bluzkę i nadstawiła ucha. Zegar wskazywał wpół do ósmej — jeszcze za wcześnie na skargi, chociaż sąsiadka Basia rzadko urządzała hałaśliwe spotkania.

— Może u kogoś urodziny — mruknęła Krystyna, wciągając szary sweter. — Chociaż mogła uprzedzić.

Muzyka stawała się głośniejsza, dołączyły do niej śmiechy i rozmowy. Krystyna podeszła do ściany dzielącej ich mieszkania i ostrożnie przyłożyła ucho. Głosów było dużo, zdecydowanie więcej niż dwóch czy trzech.

Zadzwoniono do drzwi. Krystyna, wciąż w domowym swetrze, zajrzała przez wizjer. Na korytarzu stała sąsiadka z parteru, Halina Stanisławówna, z wymuszenie uprzejmą miną.

— Dobry wieczór — zaczęła, ledwie czekając, aż drzwi się otworzą. — Wie pani przypadkiem, co u Barbary Tadeuszówny za święto? Muzyka huczy na całą klatkę.

— Nie mam pojęcia — szczerze przyznała Krystyna. — Dziwne mi to. Zwykle taka spokojna.

— A może jej tam wcale nie ma — zniżyła głos Halina. — Może ktoś obcy się włamał? Teraz takie czasy…

Kobiety wymieniły się spojrzeniami. Barbara mieszkała sama, pracowała w bibliotece, prowadziła stateczne życie. Nikt nigdy nie widział u niej rozwrzeszczanej kompanii.

— Może pójdziemy razem, zapytamy — zaproponowała Krystyna. — Jak coś nie tak, policję wezwiemy.

Weszły na wyższe piętro. Muzyka lała się spod drzwi, słychać było wiwaty i czyjś tubalny śmiech. Krystyna nacisnęła dzwonek.

Drzwi otworzyły się niemal natychmiast. W progu stała Barbara, ale jakaś inna. Włosy rozczochrane, policzki zaróżowione, w dłoni kieliszek z czymś musującym. Miała na sobie jaskrawą czerwoną sukienkę, której Krystyna nigdy wcześniej u niej nie widziała.

— Ojej! — wykrzyknęła Basia, szeroko się uśmiechając. — Sąsiadeczki kochane! Wchodźcie, wchodźcie! U nas impreza!

— Jaka impreza, Basiu? — ostrożnie spytała Krystyna, zaglądając przez ramię sąsiadki do środka.

W środku rzeczywiście było pełno ludzi. Osiem osób, może więcej. Mężczyźni i kobiety w różnym wieku, wszyscy odświętnie ubrani, z kieliszkami w rękach. Na stole królował ogromny tort, przekąski, butelki szampana.

— Jaka różnica! — zamachała rękami Basia. — Życie to święto! Wchodźcie, poczęstujcie się!

— Basiu, a co to za ludzie? — nie ustępowała Halina. — Skąd się wzięli?

— Przyjaciele! — wesoło oznajmiła gospodyni. — Starzy, dobrzy przyjaciele! Poznaliśmy się, zaprzyjaźnili, no i świętujemy!

Z głębi mieszkania dobiegł męski głos:

— Basiu! Chodź tu! Będziemy toast wznosić!

— Już lecę! — odkrzyknęła. — Dziewczyny, serio, wchodźcie! Albo ja później do was wpadnę, wszystko opowiem!

Drzwi się zatrzasnęły. Sąsiadki zostały na korytarzu, próbując ogarnąć to, co widziały.

— Coś tu nie gra — pokręciła głową Halina. — Nasza Basia i nagle taka kompania… A facetów to jakieś podejrzane typy. Jeden wyglądał jakby z filmu gangsterskiego.

— Może się zakochała? — zasugerowała Krystyna. — Miłość ludzi zmienia.

— W pięćdziesiąt pięć lat? Daj spokój!

Krystyna chciała zauważyć, iż pięćdziesiąt pięć to nie wyrok, ale wtedy muzyka przygłaśniła, uniemożliwiając rozmowę.

Rano Krystyna obudziła się w ciszy. Nienaturalnej, dzwoniącej ciszy. Zasnęła przy dźwiękach muzyki, która ucichła dopiero koło trzeciej nad ranem. Teraz za ścianą panowała grobowa cisza.

Wychodząc do pracy, spotkała w klatce Halinę.

— No i jak, wyspała się pani? — zażartowała tamta. — Ja tam całą noc się przewracałam. A rano wyglądam przez okno — pod blokiem stały jakieś luksusowe auta. Teraz ich nie ma.

— Pewnie goście wyjechali.

— Właśnie. Tylko kim oni są, ciekawe? I co naszej Basi strzeliło do głowy?

W przerwie obiadowej Krystyna zajrzała do spożywczaka koło pracy. Przy kasie stała znajoma postać — Barbara, tylko teraz w swoim zwykłym szarym płaszczu i ciemnej chustce. Kupowała chleb, mleko i najtańszą kiełbasę.

— Basiu! — zawołała. — Co słychać? Jak wczorajsza impreza?

Basia odwróciła się, a Krystyna aż westchnęła. Twarz sąsiadki była szara, oczy czerwone, jakby całą noc płakała.

— Jaka impreza? — cicho spytała.

— No u ciebie wczoraj byli goście, muzyka, zabawa…

— A, to… — Basia odwróciła się do kasy. — Pomylili mieszkania.

— Jak to pomylili? Przecież sama nas zapraszałaś!

— Nie pamiętam — pokręciła głową. — Może tobie się przyśniło.

Zapłaciła i gwałtownie wyszła, zostawiając Krystynę w kompletnym zamieszaniu.

Wieczorem Krystyna nie wytrzymała i zapukała do sąsiadki. Basia otworzyła nie od razu, długo majstrowała przy zamkach.

— Mogę wejść? — spytała.

— Lepiej nie — zawahała się Basia. — Po… po sprzątaniu bałagan.

— Basiu, co się stało? Jakaś jesteś dziwna.

Basia postała chwilę w wahaniu, w końcu cicho powiedziała:

— Wejdź.

Mieszkanie wyglądało, jakby rzeczywiście odbyła się tu impreza. Wszędzie leżały plastikowe kubki, na podłodze świeciły się odłamki stłuczonej szklanki, na stole zasychały resztki tortu. Ale najdziwniejsze było to, iż pachniało obcymi perfumami i papierosami, których Basia nie paliła.

— Basiu, co tu się wydarzyło?

Basia opadła na fotel, objęła głowę rękami.

— Nie wiem, jak to wytłumaczyć. Wczoraj rano poszłam do pracy, jak zwykle. A kiedy wróciłam… oni już tu byli.

— Kto — oni?

— Ludzie. Obcy. Siedzą przy moim stole, jedzą, pijąNastępnego ranka Krystyna znalazła pod drzwiami Basi porzuconą czerwoną sukienkę, a w kieszeni wetkniętą kartkę z napisem: “Było cudownie, ale musieliśmy już iść – do zobaczenia, gdy znów zapomnisz, iż jesteś sama”.

Idź do oryginalnego materiału