Idźcie śmiało, a ja dojadę!

newsempire24.com 5 godzin temu

– Idźcie już, ja dojadę.
– Gdzie jesteś?
– Na działce. Mama poprosiła, żebym ją podwiózł.

Na działce. W dniu, kiedy twój syn idzie pierwszy raz do szkoły…

Kinga stała przy kuchennym zlewie, ściskając w dłoni gąbkę. Palce drżały. Nie od zimnej wody, ale od wściekłości. Na kuchence bulgotała już przypalająca się owsianka, z sypialni dobiegał pomruk telewizora, a w głowie migały pytania niczym biegnące napisy: *Działka? Teraz? Dlaczego?*

Mąż wyszedł wcześnie. Po cichu. Po prostu trzasnął drzwiami, a dom znów pogrążył się w ciszy. Ona pomyślała: może wyszedł do samochodu albo załatwić sprawy. Syn już się obudził, przetarł oczy i w piżamie powlókł się do łazienki.

Wszystko było w porządku. Poza jednym: tata nie wrócił.

– Zenek, ty się kompletnie pogubiłeś?! – spytała, gdy w końcu się do niego dodzwoniła.
– No, mama nagle poprosiła – tłumaczył się mąż. – Wy idźcie już, ja do was dojadę.
– Tak, nagle. Akurat dzisiaj. O ósmej rano. Pierwszego września – głos Kingi stał się chłodniejszy niż góra lodowa, w którą uderzył Titanic.
– Słuchaj, rozumiem wszystko… Ale mama poprosiła. Będziemy szybko.

Kinga milczała. Bo gdyby teraz cokolwiek powiedziała, tama jej samokontroli pękłaby. A histeria rano to nie to, co powinien widzieć świeżo upieczony pierwszoklasista. Zamiast słów po prostu przerwała połączenie.

Niech to pozostanie na ich sumieniu.

– Mamo, a gdzie tata? – syn stał w nowej białej koszuli i sam zapinał guziki.

Marudził, denerwował się, ale nie narzekał.

– Babcia nagle musiała pojechać na działkę. Tata ją zawiózł – powiedziała Kinga bez ozdobników i sarkazmu.
– A on potem przyjedzie? – spytał syn z nadzieją.
– Nie wiem, kotku. Chyba nie.
– A on wiedział, iż mam dzisiaj święto?

Rozmawiali o tym cały tydzień. Ale chłopiec widocznie nie potrafił zrozumieć takiego postępowania ze strony ojca.

– Wiedział – cicho odpowiedziała Kinga.

Chłopiec spuścił wzrok, milczał. Usiadł przy stole i wbił wzrok w telefon. W wazonie stał bukiet, który miał zanieść do szkoły. Przy drzwiach – nowy plecak z samochodami. Wszystko gotowe na święto.

Poza rodziną.

Na akademii syn starał się trzymać pion. Nie uśmiechał się, nie płakał, tylko mocniej ściskał dłoń mamy, podczas gdy wokół kręciły się dzieci, babcie, ojcowie z aparatami. Wszyscy mieli święto życia.

Kinga też robiła mu zdjęcia, starała się dodawać otuchy. Miała gulę w gardle, ale uśmiechała się za dwoje. Może choćby za troje. Ale to nie wystarczało.

Gdy starszy uczeń niósł na ramionach dziewczynkę z kokardami i dzwoneczkiem, przyszła pierwsza wiadomość od teściowej: *Zrób dużo zdjęć. Wyślij mi. Chcę zobaczyć.* Druga – kwadrans później: *Powiedz, żeby Tomek mi pomachał. Jestem z wami w myślach!*

*W myślach z nami?* Kinga zaciKinga spojrzałaby w niebo, ale zobaczyła tylko sufit – życie toczyło się dalej, tylko trochę bardziej samotnie.

Idź do oryginalnego materiału