Idźcie na przód, ja dołączę!

polregion.pl 1 miesiąc temu

„Ty idźcie już, ja podjadę.”
„Gdzie jesteś?”
„Na działce. Mama poprosiła, żebym ją zawiózł.”

Na działce. W dniu, kiedy twój syn pierwszy raz idzie do szkoły…

Kasia stała przy kuchennym zlewie, ściskając w dłoni gąbkę. Palce jej drżały. Nie od zimnej wody, ale od złości. Na kuchence bulgotała już przypalająca się owsianka, z sypialni dobiegał pomruk telewizora, a w głowie migały jej pytania: „Działka? Teraz? Dlaczego?”

…Mąż wyszedł wcześnie. Po angielsku. Po prostu trzasnął drzwiami, a dom znów pogrążył się w ciszy. Pomyślała, iż może wyszedł do samochodu albo załatwić sprawy. Syn już się obudził, przetarł oczy i w piżamie powłóczył się do łazienki.

Wszystko było w porządku. Poza jednym: tata nie wrócił.

„Tomek, ty oszalałeś?!” – spytała, gdy w końcu się dodzwoniła.
„No, mama nagle mnie poprosiła” – tłumaczył się mąż. „Ty idźcie już, ja podjadę.”
„Taak. Nagle. Akurat dzisiaj. O ósmej rano. Pierwszego września” – głos Kasi stał się zimniejszy od góry lodowej, w którą wbił się Titanic.
„Słuchaj, ja rozumiem… Ale mama poprosiła. Będziemy szybko.”

Kasia milczała. Bo gdyby powiedziała cokolwiek, tama jej samokontroli pękłaby. A histeria od rana to nie coś, co powinien widzieć świeżo upieczony pierwszoklasista. Zamiast słów po prostu przerwała połączenie.

Niech to będzie na ich sumieniu.

„Mamo, a gdzie tata?” – syn stał w nowiutkiej białej koszuli i sam zapinał guziki.
Męczył się, denerwował, ale nie narzekał.

„Babcia nagle musiała jechać na działkę. Tata ją zawiózł” – powiedziała Kasia bez upiększeń i sarkazmu.
„A potem przyjedzie?” – spytał syn z nadzieją.
„Nie wiem, kotku. Chyba nie.”
„A on wiedział, iż dziś mam święto?”

Rozmawiali o tym cały tydzień. Ale syn najwyraźniej nie potrafił zrozumieć takiego postępowania ze strony ojca.

„Wiedział” – cicho odparła Kasia.

Chłopiec spuścił wzrok, milczał. Usiadł przy stole i wbił wzrok w telefon. W wazonie stał bukiet, który miał zanieść do szkoły. Przy drzwiach – nowy plecak z samochodami. Wszystko gotowe na święto.

Poza rodziną.

Na apelu syn starał się trzymać fason. Nie uśmiechał się, nie płakał, tylko mocniej ściskał mamę za rękę, podczas gdy wokół kręcili się dzieci, babcie, ojcowie z aparatami. Wszyscy dookoła mieli święto życia.

Kasia też go fotografowała, próbowała dopingować. W gardle stała jej kula, ale uśmiechała się za dwoje. Może choćby za troje. Ale to nie wystarczało.

Gdy starszy kolega niósł na ramionach dziewczynkę z kokardami i dzwonkiem, przyszła pierwsza wiadomość od teściowej: „Zrób więcej zdjęć. I wyślij mi. Chcę zobaczyć”. Druga – kwadrans później: „Powiedz, żeby Kacper mi pomachał. Jestem z wami myślami!”

„Myślami z nami?” – Kasia zaci„Myślami” – Kasia zacisnęła zęby – „to zawsze najwygodniej, bo nic nie trzeba naprawdę dać.”

Idź do oryginalnego materiału