“Przecież jesteś idealnym mężem, Krzysiu”: jak jedno zdanie zniszczyło małżeństwo zbudowane na obojętności
Weronika wróciła do domu z dwiema ciężkimi torbami w rękach. Ledwo przekroczyła próg, z pokoju dobiegł głos męża:
— Już jesteś? To która godzina?
— Siódma — odpowiedziała zmęczona i ruszyła w stronę kuchni.
Na stole stały trzy filiżanki. To znaczyło, iż mieli gości – teściową, a pewnie też jej siostrę Bogusię. Weronika choćby się nie zdziwiła. To już stawało się nawykiem: wizyty bez zapowiedzi, komentarze o jej “nienaturalnych” przyzwyczajeniach, pełne dezaprobaty spojrzenia i ślady cudzej obecności rozrzucone po kuchni.
— Gdzie się tak długo guzdrałaś? Jestem głodny — rzucił Krzysztof, nie odrywając wzroku od laptopa.
— Byłam w sklepie. Żeby nakarmić waszą królewską mość — odcięła się Weronika. — Ale adekwatnie muszę z tobą porozmawiać.
Milczał. Wtedy podeszła, obróciła jego fotel w swoją stronę i spokojnie powiedziała:
— Musimy się rozwieźć.
Krzysztof podniósł wzrok, zdezorientowany:
— Co? Dlaczego?
— Bo dłużej tak nie można.
— Weronika, może najpierw zrobisz obiad, a potem pogadamy? Umieram z głodu.
— Nie. Porozmawiamy teraz.
— No przecież wiesz, nie piję, nie imprezuję, nie włóczę się po świecie. Siedzę w domu, pracuję. Mam własne pieniądze. Nigdy cię o nic nie proszę. Czego ci brakuje?
Weronika uśmiechnęła się gorzko:
— Mieszkasz w moim mieszkaniu, nie płacisz czynszu, rachunków – za wszystko płacę ja. Zakupy, sprzątanie, gotowanie – też ja. Pytanie: na co ci starcza tych twoich pieniędzy?
— No… kupiłem sobie sweter. Ściągnąłem nową wersję gry. Czasem pomagam mamie i ciotce Bogusi – przelewy robię. To przecież normalne.
— Ach, normalne. Tylko iż dziś rano włączyłam pranie i poprosiłam cię, żebyś je powiesił – a ono wciąż jest w pralce.
— No bo miałem przerwę…
— Wiesz, zmiana aktywności to też odpoczynek.
— Ale ja się na tym nie znam. Mama z Bogusią nigdy nie pozwalały mi choćby zbliżyć się do kuchni czy odkurzacza.
— Wiem. Bo ty “nic nie umiesz”. Bardzo wygodne, co? Otóż od dziś – jak chcesz jeść, to sobie ugotuj. Ja nic nie robię. Dziewczyny zaprosiły mnie do kawiarni – najpierw odmówiłam, ale zmieniłam zdanie. Powodzenia.
Weronika wstała, powiesiła pranie, wskazała ręką kuchnię i wyszła. W kawiarni, przy kieliszku wina, zadzwonił telefon – numer teściowej. Wyłączyła dźwięk i odwróciła ekran do dołu.
Gdy Weronika wróciła do domu, w mieszkaniu czekała już Irena Michałówna.
— Weronika! Co ty wyprawiasz?! Rozwód?! Masz pojęcie, jakiego masz mężczyznę?! Takich dziś ze świeczką szukać! Nie pije, nie zdradza, skarpetek po kątach nie rzuca! Kobiety ci zazdroszczą!
Weronika spokojnie na nią spojrzała:
— Mówi pani, jakby chwaliła tresowanego psa. On nie robi nic złego – to pani wymieniła. A może pani powiedzieć, co on robi dobrego? Dla mnie?
— On pracuje.
— Ja też pracuję. Tylko iż oprócz tego sprzątam, piorę, prasuję, gotuję, dźwigam ciężkie torby ze sklepu, płacę rachunki – za siebie i za niego. A on co?
— On ci daje prezenty! Wiem! Pomagam mu wybierać!
— Dziękuję. Teraz wiem, dlaczego na Nowy Rok dostałam miskę do moczenia stóp, a na urodziny wełniany szal.
— Pewnie chciałaś złota? — warknęła teściowa.
— Nie odmówiłabym voucheru do spa albo wyjazdu nad morze. Ale nie. Dostaję szal. I brak szacunku. I wieczne “ja tego nie zrobię”. Nie chcę już być jego mamą.
— No nie umie. U nas w rodzinie mężczyźni się tym nie zajmują.
— Właśnie. Wychowała pani kogoś, kto będzie czekał, aż ktoś za niego zrobi. I jemu to pasuje. A mnie – nie.
— Może nie od razu rozwód? Naucz go…
— Przepraszam. Nie mam zamiaru uczyć dorosłego mężczyzny, jak być mężczyzną. Próbowałam. Półtora roku. Koniec. Teraz spakujemy jego rzeczy – i obie możecie iść tam, gdzie wam wygodnie. Nie jestem zła. Po prostu jestem zmęczona.
Pół godziny później pod domem czekała taksówka. Dwie torby, walizka. Krzysztof szedł z tyłu, z laptopem pod pachą.
Weronika zamknęła za nimi drzwi. Usiadła na sofie. Głęboko westchnęła. Wpisała do kalendarza: “Rozwód. Wolna.”
I po raz pierwszy od dawna zasnęła spokojnie.