Na myśl o zwiedzaniu Hallstattu czułam ekscytacje, tyle razy oglądałam zdjęcia najsłynniejszego miasteczka Austrii. A skoro tego roku postanowiliśmy samochodem wybrać się do Słowenii (o Słowenii poczytasz TUTAJ), to nadarzyła się doskonała okazja na kilkugodzinny postój w Hallstatt. Nie byłam do końca pewna czego się spodziewać, obawiałam się wszechobecnej komercji, w końcu to Austriackie miasteczko jest wręcz oblężone przez turystów, szczególnie z Azji. Ba, w Chinach, w miejscowości Huizhou powstała kopia Hallstattu, która kosztowała 940 mln dolarów. Zdjęcie zamieszczane na instagramie często mijają się z prawdą. Jednak nie w tym przypadku. Już na wstępie napisze Wam, iż Hallstatt zwalił nas z nóg.
Hallstatt moimi oczami
Hallstatt zwiedzaliśmy w połowie września, los tak chciał, iż trafiła nam się bardzo deszczowa pogoda. Było mgliście, wilgotno i nieco ponuro. Las porośnięty na stokach gór ginął za gęstą mgłą. Deszcz delikatnie naruszał spokojną taflę jeziora. Ulice były niemal puste, przecierałam oczy ze zdumienia, bo nie tego się spodziewałam. Gdzie tłumy, o których czytałam? Czyżby ukrywali się przed deszczem, czekając na promienie słońca?
Przemierzaliśmy zatem puste ulice Hallstattu, ciesząc się samotnością i przede wszystkim widokami. A tych nie brakowało. Miasteczko leży nad Jeziorem Halsztackim, otoczone masywem górskim i malowniczymi, drewnianymi domkami. Mieszka w nim zaledwie 780 osób. Mniej więcej w połowie głównej ulicy znajdziesz niewielkich rozmiarów rynek Marktplatz, a kilka metrów dalej kościół ze strzelistą wieżą – dokładnie ten, który widnieje na pocztówkach. To kościół ewangelicko-augsburski z XIX wieku. My jednak kierujemy się dalej główna ulicą do najpopularniejszego kadru, który znajduje się niemal na końcu miasteczka.
Nim jednak tam dotrzemy mijamy kolejny kościół. Jak na tak małe miasteczko to całkiem sporo. Kościół katolicki Marii am Berg trzeba zobaczyć z kilku powodów. Zbudowany został na wzniesieniu, zatem po przemierzeniu paru stopni moim oczom ukazuje się wspaniała panorama miasta i niewielkich rozmiarów cmentarz z drewnianymi pochówkami. Ostatnie miejsce spoczynku mieszkańców Hallstattu robi na mnie duże wrażenie. Drewniane krzyże gdzieniegdzie porasta mech, a kolorowe rośliny wyrastają z ziemi, którym usypany jest grób.
Historia czaszek
Tuż obok zauważam kaplicę czaszek, o której czytałam. Oczywiście muszę do niej wejść. Wstęp kosztuje 1,50 euro. I oto jestem, znikają rozmowy, nastaje kompletna cisza z szacunku dla zmarłych. Widzę setki czaszek i kości ludzi, którzy zmarli wieki temu. To co zwraca uwagę, to niezwykłe ornamenty namalowane na czaszkach. Te kobiece ozdobione zostały kwiatami róży i bluszczu na znak miłości i życia. Męskie zaś liściami dębu i lauru, jako symbol zwycięstwa i męstwa. Widzę też daty – urodzenia i śmierci, czasem niewielkie krzyżyki. Kaplicę wybudowano w XII wieku, jednak nie od razu umieszczano w niej zmarłych. Najstarsze kości trafiły do niej w XVIII wieku, z przyczyn praktycznych, bowiem zaczęło brakować miejsca na cmentarzu.
Początkowo na cmentarzu grzebano zmarłych pionowo, z czasem i to przestało wystarczać. Dlatego po ok. 15-20 lat od pochówku ekshumowano ciało i składano je w kaplicy, wtedy właśnie rodzina na znak pamięci ozdabiała czaszki. Ostatnia osoba umieszczona została w kaplicy w 1995 roku (zmarła w 1983 roku). Współcześnie najczęściej zmarli są skremowani, a ich urny umieszcza się na cmentarzu. Ale po wniesieniu odpowiedniej opłaty i zapisie w testamencie mieszkaniec Hallstattu przez cały czas może zostać umieszczony w kaplicy.
Punkty widokowe
Po zwiedzeniu kościoła wracamy na przerwaną trasę, która po zaledwie minucie doprowadza nas na słynny punkt widokowy (tutaj współrzędne 47.56521919708999, 13.650084740988056). Dokładnie ten, który widnieje na większości pocztówek ukazujących Hallstatt. Robimy masę zdjęć i po głośnych protestach 11 miesięcznego, małego odkrywcy, który ostatnio do nas dołączył postanawiamy znaleźć kawiarnię i przeczekać deszcz, albo przynajmniej wyschnąć. Cofamy się w okolice rynku i wchodzimy na kawę do restauracji Die Gemischtwarenhandlung. Nie mija choćby pół godziny, a za chmur wychodzi słońce. Ruszamy więc zobaczyć wodospad Waldbachstrub i kolejny punkt widokowy, który się przy nim znajduje. Należy pokonać kilkanaście stopni, jednak nie powinno to stanowić większego wyzwania.
Platforma Skywalk
Hallstatt posiada jeszcze jeden punkt widokowy, z platformy widokowej Skywalk, położonej wysoko nad miastem. W pochmurne dni platforma otoczona jest chmurami, można powiedzieć, iż spaceruje się w chmurach. Na platformę można dostać się na dwa sposoby, o siłach własnych nóg i kolejką linową, która znajduje się przy parkingu P2. Ceny za bilet są dość wysokie, we wrześniu bilet w dwie strony kosztował 36 euro (bilety online) Wejście pieszo zajmuje mniej więcej 45 min (1.5km). Nam jednak nie dane było zobaczyć Hallstattu z lotu ptaka, bo malutki postanowił zaprotestować i domagał się powrotu. Pokręciliśmy się jeszcze chwilę po miasteczku, podziwiając drewnianą architekturę i wąskie, kręte uliczki. Słońce przyjemnie grzało, a nam nie chciało się opuszczać tak pięknego miejsca.
Parking
Do ścisłego centrum miasta wjazd mają tylko mieszkańcy, jednak dla odwiedzających jest kilka dużych parkingów. Najbliżej centrum znajduje się parking P2 (47.55523774730298, 13.645264259564298 ), nieco dalej parking P1 (47.552848272690966, 13.648257604843533 ) oraz parkingi oddalone ok. 2 km od centrum P3 (47.54690783870041, 13.661178357504351) P4 (47.54682093680708, 13.664268262262551 ).