Michał wrócił do domu zmęczony, a w mieszkaniu unosił się zapach pieczonego mięsa – w piekarniku dusiła się schabowa, a Kinga kroiła sałatkę. Podszedł, pocałował żonę i zauważył:
— Pachnie przepysznie.
— Staram się dla gości – odpowiedziała z uśmiechem.
— Dla moich? – zmarszczył brwi. – Prosiłem, żebyś nie gotowała.
— No jakże… To twoja rodzina. Ludzie po pracy, muszą coś zjeść.
— Kinga, zrozumiesz mnie później… Lepiej byłoby, gdybyś mnie posłuchała.
Kilka godzin wcześniej zadzwoniła do niego matka:
— Synku, Ola, córka Ewy, z mężem kupili mieszkanie obok was. Póki trwa remont, nie mają wody. Ewa prosi, żeby u was się wykąpali przez kilka dni.
Michał nie był zachwycony. Już w dzieciństwie nie lubił Oli – przebiegła jak jej matka.
— Dobrze, niech przychodzą – westchnął. – Ale tylko pod prysznic, nic więcej.
Ola i jej mąż Tomek pojawili się pod wieczór.
— Dzień dobry! Ja jestem Ola, to mój mąż. A wy pewnie Kinga?
Nie czekając na zaproszenie, Ola przeszła się po mieszkaniu, dotknęła klamek, zajrzała do sypialni. Michał zamknął drzwi:
— Mieliście tylko się wykąpać, prawda?
— Tak, tak! Kinga, możemy dostać ręczniki? Swoich nie mamy.
Gdy już się wykąpali, nie spieszyli się z wyjściem. Usiedli w salonie, wciągając nosem zapach pieczeni.
— Ojej, jak pachnie! – zaświergotała Ola. – Co gotujesz?
Kinga westchnęła i zaprosiła ich do stołu.
Zjedli wszystko do ostatniego okruszka. Wyszli, zapominając ręczników, myjek i szamponu. Kinga westchnęła:
— Żel i szampon to nic, ale myjki trzeba będzie kupić nowe.
Następnego dnia wszystko się powtórzyło. I trzeciego. Kinga przygotowała zapiekankę z brokułami, Ola skrzywiła się:
— Fuj! Wy to jecie? Dajcie lepiej kotleta.
Czwartego dnia była pasta z mięsnym sosem. Ola znów niezadowolona:
— Mięsa prawie nie ma. Sam sos.
Michał zapytał Toma:
— Kiedy będzie woda?
— Już jest – szczerze przyznał.
Ola natychmiast wtrąciła:
— Słuchawka jeszcze nie zamontowana…
Po kolacji Kinga spojrzała na męża:
— Wymyśliłam, jak ich odstraszyć. Ale musisz mi pomóc.
Następnego wieczoru, gdy goście już siedzieli, Kinga przyniosła tacę z suchymi płatkami owsianymi, startym jabłkiem i miodem.
— To „Francuska sałatka urody”. Bardzo zdrowa. od dzisiaj tylko to jemy z Michałem.
Ola próbowała przeżuwać, ale sałatka wyraźnie nie przypadła jej do gustu. Goście gwałtownie się pożegnali.
— Dzisiaj ty gotujesz kolację – powiedziała Kinga do męża. – W zamrażarce są pierogi.
Po dwóch dniach Ola zadzwoniła:
— Znowu ta sałatka?
— No, Kinga jest nieugięta… jeżeli przyjdziecie, kupcie lepiej kiełbasy, bo sam już nie mogę.
— Nie, nie przyjdziemy. Mamy już wodę i słuchawkę.
Kilka dni później Michałowi zadzwoniła matka:
— Ewa mówi, iż Kinga cię głodzi.
— Mamo, nie słuchaj głupot. Jestem najedzony, zdrowy i szczęśliwy. A jeszcze nowina: za miesiąc przeprowadzamy się do domu, to mieszkanie sprzedajemy. Wtedy zobaczymy, kto dla kogo jest rodziną.