– Tak jak wiele, wiele dziewczyn w tym kraju zawsze uważałam, iż jestem za gruba. I może choćby byłam trochę za gruba. Pochodziłam z takiego domu, w którym dużo się jadło, gdzie moja mama w ogóle w jakimś sensie wynosiła tą nadwagę, czy w ogóle takie nadmierne jedzenie jako wartość. Ludzie, którzy są grubsi, są weseli, rubaszni i mają siłę żyć. Ja w takim przekazie żyłem, iż to ciało i ta waga jest jakby źródłem mojej siły do życia. Urodziłam się dużym dzieckiem i zawsze mnie denerwowały te historie mojej mamy – moja mama była dumna z tego, mówiła: wiesz, bo ty byłaś w ogóle gigantem – mówi Gosia Ohme w kolejnym odcinku swojego podcastu „Lajf noł makeup”.
Lubisz swoje ciało?
Szanuję.
Co w sobie lubisz najbardziej?
Najbardziej lubię w sobie taką witalność i taką pozytywną, słoneczną energię.
Czego w sobie nie lubisz?
Nie lubię tych obszarów swojego ciała, które bardzo zaniedbałam przez lata.
Czym jest dla ciebie kobiecość?
Kobiecość jest dla mnie energią. Kobiecość jest dla mnie opiekuńczością, czułością i kobiecość jest dla mnie silna.
Jak rozmawiasz o swoich sprawach seksualnych w domu?
Różnie, z partnerami rozmawiam bardzo otwarcie. Od pewnego czasu. A z dziećmi, rozmawiam tam, gdzie pozwolą mi ich granice.
Lubisz swoje ciało?
Moja historia z ciałem, to jest bardzo długa opowieść. Jak się pytasz mnie, czy ja lubię moje ciało? To powiedziałabym, iż ja dzisiaj je szanuję. Szanuję je ze względu na to, iż jest źródłem mojego zdrowia i ten aspekt zdrowia w ogóle zmienił ostatnimi czasy mój stosunek do ciała. Ale ja swojego ciała nienawidziłam przez lata. Myślę, iż do 40 roku życia dalej go bardzo nie lubiłam. Myślę, iż dzisiaj jakbyś mnie zapytała tak wprost, czy lubisz swoje ciało, to pierwsze, co bym powiedziała – nie, nie lubię swojego ciała. Natomiast kiedy zaczęłam rozwijać się bardziej duchowo, kiedy zaczęłam czytać różnych myślicieli, zaczęłam uczyć się oddechu, medytacji to zrozumiałam, iż to ciało jest źródłem samego dobra jako ciało. Ona oddycha, ono chodzi. Ono kocha i to jest taki wyższy mój wymiar rozumienia tego, czym to ciało jest. Na poziomie uczuć takich najszczerszych, takich bardzo pierwotnych, automatycznych to ja tego ciała nie lubię. Mam z nim bardzo taką bardzo negatywną historię, którą adekwatnie sama sobie zafundowałam przez lata.
Skąd się wzięła Twoje nielubienie swojego ciała?
Tak jak wiele, wiele dziewczyn w tym kraju zawsze uważałam, iż jestem za gruba. I może choćby byłam trochę za gruba. Pochodziłam z takiego domu, w którym dużo się jadło, gdzie moja mama w ogóle w jakimś sensie wynosiła tą nadwagę, czy w ogóle takie nadmierne jedzenie jako wartość. Ludzie, którzy są grubsi, są weseli, rubaszni i mają siłę żyć. Ja w takim przekazie żyłem, iż to ciało i ta waga jest jakby źródłem mojej siły do życia. Urodziłam się dużym dzieckiem i zawsze mnie denerwowały te historie mojej mamy – moja mama była dumna z tego, kiedy mówiła, iż wiesz, bo ty byłaś w ogóle gigantem.
Moja mama zawsze mówiła, iż „powinnaś mieć biust po mnie, figurę po mnie”. Moja mama była wysoką blondynką z bardzo dużym biustem, a ja byłam taka – tu miałam za dużo w udach, za dużo w tyłku, za dużo, a tu mało. Wszystko nieproporcjonalne, więc od mojej babci słyszałam, że: pacz ona taką ma figurę po ojcu, a mogłoby być lepiej. Ale w sumie to ma ładne dłonie, mogłaby na pianinie grać. Dlatego mi kazali grać na pianinie. A moja mama mówiła, szkoda, iż ten biust masz taki mały. To nie było intencjonalne. Wiesz, to nie były takie przekazy, które były jakoś nacechowane złymi emocjami. One w to wierzyły. Ja żyłam cały czas w poczuciu, iż ja nie spełniam tych oczekiwań i trochę sobie sama z tym żyłam. Bo ja w ogóle byłam takim dość samotnym dzieckiem, które dużo czasu ze sobą spędzało i ja sobie trochę siebie wymyśliłam, iż ja muszę być szczupła. Żyłam w takich czasach, w latach 90. Gdzie ta szczupłość była promowana.
Pamiętam taką historię, kiedy jakiś na koloniach i to mną wstrząsnęło. Miałam z kilkanaście lat i podobał mi się taki chłopak. On powiedział – ona ładna, ale podwozie nie to. Zaczęłam to analizować, co to jest za podwozie i potem nabrałam jeszcze większych kompleksów. Słyszałam też różne rzeczy – dziewczyna z taką ładną twarzą, ale za gruba na przykład albo ma za grube nogi. Bardzo wstydziłam swojego ciała i to był trochę taki paradoks, bo byłam odbierana jako taka atrakcyjna nastolatka z ładną buzią Byłam przekonana, iż mam ładną buzię, ale całą resztę muszę ukrywać. I iż jeżeli bardzo schudnę to wtedy być może będę mogła zmieścić się w jakiś normach i będę mogła swoje ciało zaakceptować ciało. Ciało, którego nienawidziłam dotykać.
Nie mogłam uwierzyć, jak moje koleżanki tak wpasowują w siebie te różne kremy, olejki. Dla mnie to było obrzydliwe, bo ja wtedy musiałam dotykać swoje grube ciało. Ja byłam wtedy grubsza, ja przechodziłam w różne okresy – od chudnięcia
do nadwagi i tak w kółko. Ale też wiem, iż moje ciało jest takim ciałem sportowca. Jestem grubokoścista. Ja mam dużą skłonność do masy mięśniowej. To dziś może być atrakcyjne. Kiedy człowiek uprawia sport, kiedy rodzice o to dbają, kiedy potem dbamy o to sami, kiedy się mówi bardziej o takim byciu fit, ale wtedy to w ogóle nie było modne. Ja chciałam być
chuda, ja chciałam być chuda. I się strasznie wstydziłam.
Ja nie pamiętam, kiedy ja wystąpiłam w spódnicy po raz ostatni. To chyba musiało być nie wiem w liceum, kiedy ja może, może w jakimś przypływie chudnięcia, katowania się kolejnymi dietami założyłam sukienkę. Ta moja historia była bardzo burzliwa. Potem doszedł do tego aspekt taki seksualny, iż już nie możesz tego ukryć, bo musisz się przed kimś rozebrać. No i wtedy też się zaczęły schody. Bo ja już wtedy siebie nienawidziłam tak naprawdę i pamiętam te moje choćby dylematy, jak się przygotowywałam. Wiedziałam, iż to kiedyś nastąpi z jakimś chłopakiem, z którym się spotykałam, to sobie myślałam mój Boże – no to on wtedy odkryje prawdę, iż ja nie Jestem atrakcyjna.
Kto ci zrobił tę nienawiść? Byłaś akceptowana, komplementowana przez rodziców?
Ja byłam córeczką tatusia, ale w takim wymiarze, iż może z nas trzech (moich sióstr z pierwszego małżeństwa taty) iż może ja byłam najbliżej niego. To wybranie, czy takie bycie najulubieńszą oceniałam na poziomie tego, iż najwięcej rozmawialiśmy, iż najwięcej o nim wiedziałam.
Ale mój tata miał taki ogromny lęk, iż ja jako jedynaczka w swoim domu będę zarozumiała. I on mnie przesadnie uczył pokory. Ja we wszystkim słyszałam, iż ja muszę być pokorna. Kiedy mówiłam, iż coś super robię, to tata mówił, iż jestem wicemistrzem. Kiedy pytałam, dlaczego? Dlaczego jestem wicemistrzem? Przecież ja to super robię. On mówił, bo pamiętaj, iż zawsze może być ktoś lepszy. Bardzo chciał, żebym ja się nie zepsuła i myślę, iż miał takie przekonanie. Jakby nie miał takiej intencji, żeby mnie skrzywdzić. Jestem pewna, iż jeżeli będzie mówił mi dobre rzeczy i będzie mnie komplementował, to ja będę nosiła głowę do góry, więc adekwatnie nie dużo słyszałam dobrych rzeczy na swój temat. jeżeli już, to one zawsze dotyczyły moich osiągnięć w nauce moich talentów pisarskich, wystąpień publicznych czy różnych rzeczy. Słyszałam od swojej mamy, iż jak dobrze, iż odziedziczyłaś mózg po ojcu.
I bardzo mało dobrego słyszałam na temat swojego wyglądu. Ja myślę, iż wygląd dla moich rodziców nie miał dużego znaczenia. Wiesz, ja byłam w takiej rodzinie, w której, moi rodzice nie przywiązywali uwagi do tego, jak się ubierają. Tam nie było jakiejś obsesji na punkcie ciała. To była w sumie dość bezpruderyjna rodzina. Ja widziałam moją mamę, nago, moja
mama się mnie nie wstydziła. Moja mama traktowała bardzo swobodnie swoje ciało, ale też imputowała mi takich bardzo wiele negatywnych rzeczy związanych właśnie z cielesnością, seksualnością, z kobiecością. Ja nie miałam takiego miejsca, w którym mogłam się nakarmić taką miłością do swojego ciała. choćby w takim okresie dorastania tego, iż ktoś przyszedł i powiedział – Hej, jesteś kobietą. To było zawsze źródłem wstydu, jakąś tajemnicą, a więc też samotnością.
Nigdy nie usłyszałaś, iż jesteś ładna?
Myślę, iż moja mama uważała, iż ja jestem ładna, ale to tak kompletnie nie miało dla niej znaczenia. Ona tego nie mówiła. zawsze łączyła to, iż ja jestem ładna z tym, iż jestem grubsza, to jej komplement, iż jestem ładna, zawsze odbierałam, iż przytyłam. Więc ile razy wracałam do domu albo po jakimś wyjeździe, albo jak się wyprowadziłam i moja mama do mnie mówiła, no nareszcie dobrze wyglądasz. To ja wtedy mówiłam oho. Czyli to oznacza, iż przytyłam, czyli mam przechlapane, Więc ja chyba trochę na odwrót te komplementy odbierałam. to świat był dla mnie źródłem oceny. To jest jakby bardzo spójne z tym jak ja wyrastałam w takiej presji na otoczenie, w presji na bycie lubianą, na bycie akceptowaną. To nie miało też znaczenia, co moi rodzice mówili. Już w pewnym momencie przestałam im wierzyć. Oni nie byli dla mnie źródłem wiarygodności. Najważniejsze było to, co inni ludzie powiedzą.