Goście odeszli, a żal pozostał

newskey24.com 3 tygodni temu

**Dzisiaj goście wyszli, a w sercu został żal**

— Mamo, dlaczego mówisz takie rzeczy?! — Kinga rzuciła brudny talerz do zlewu z takim impetem, iż aż zadzwonił o krawędź. — Jak to nie jestem wdzięczna? Za co adekwatnie powinnam ci dziękować?

— Za to, iż całe życie dla ciebie poświęcałam! Za to, iż twojego ojca znosiłam dla dobra dzieci! Za to, iż sobie odbierałam, żebyście mogli się uczyć i godnie ubierać! — Janina Stanisławowa stała na środku kuchni, czerwona ze wzburzenia, mocno ściskając w dłoniach kuchenną ścierkę.

— Mamo, przestań! Goście dopiero co wyszli, a ty już na mnie napadłaś! Co niby takiego zrobiłam? Źle przywitałam twoje koleżanki? Nie nakryłam do stołu? Nie upiekłam ciasta?

— Nie zrobiłaś! Właśnie o to chodzi, iż nie zrobiłaś! — Janina odwróciła się i zaczęła energicznie szorować kubki. — Siedziałaś jak obca, kiedy Grażyna opowiadała o swoich wnukach. Milczałaś, kiedy Danusia pytała, jak tam Kuba. choćby „dziękuję” nie powiedziałaś, kiedy cię chwaliły!

Kinga potarła skronie. Głowa bolała ją po tych trzech godzinach spędzonych przy stole w towarzystwie maminych przyjaciółek. Te wieczne pytania, porównania, rady, jak żyć „właściwie”. To nieustanne niezadowolenie ze wszystkiego.

— Mamo, ja mam trzydzieści pięć lat. Jestem dorosłą kobietą. I nie muszę się uśmiechać i kiwać głową co chwilę.

— Dorosła! — prychnęła matka. — Dorosła kobieta mieszka sama, a nie trzyma się maminej spódnicy w czterdziestce.

— Mam trzydzieści pięć, nie czterdzieści! I nie trzymam się twojej spódnicy! Płacę rachunki, kupuję jedzenie, sprzątam, gotuję!

— Gotujesz! — Janina odwróciła się i w jej oczach kipiała złość. — Ale co ty gotujesz? Makaron z parówkami? A kto dziś ugotował barszcz? Kto usmażył kedo? Kto cały dzień sprzątał przed przyjściem gości?

Kinga opadła na krzesło. Siły ją opuszczały. Te nieskończone pretensje, wyrzuty, próby udowodnienia swojej racji męczyły ją bardziej niż cały dzień pracy.

— Dobrze, mamo. Jestem złą córką. Co jeszcze chciałaś usłyszeć?

— Chciałam usłyszeć „dziękuję”! — Janina uderzyła dłonią w stół. — Po prostu: „Dziękuję, mamo, iż przyjęłaś mnie pod swój dach, iż nie wyrzuciłaś, kiedy mąż odszedł”. „Dziękuję, iż pomagasz z Kubą, chodzisz z nim do lekarza, odbierasz ze szkoły”. Ale nie! Ty uważasz, iż mi się to należy!

Kinga poczuła, jak gardło ściska jej gulą. Tak, mama pomaga z synem. Tak, mieszka w jej mieszkaniu od trzech lat, od rozwodu. Ale czy nie stara się odwdzięczyć? Czy nie pracuje na dwa etaty, żeby choć trochę się dokładać?

— Mamo, codziennie ci dziękuję. Może nie słowami, ale czynami. Nie proszę cię o pieniądze, sama zarabiam. Pomagam w domu.

— Pomagasz! — matka usiadła naprzeciw córki, wciąż ściskając ścierkę. — Wiesz, co dziś Grażyna powiedziała? Że jej Ewka ma nowego męża. Dobry człowiek, zaradny. I od razu zaproponował, żeby się do niego wprowadziła z dziećmi. A u ciebie? Trzeci rok sama siedzisz, praca–dom, jak wahadło. Żadnego życia osobistego.

— A co to ma do rzeczy? — Kinga poderwała się. — Nie mogę zamówić sobie faceta w sklepie! Jak znajdę porządnego człowieka, wyjdę za mąż. Nie znajdę – będę sama.

— Sama! — Janina wstała i zaczęła chodzić po kuchni. — A ja jestem nieśmiertelna? Mam już siedemdziesiąt dwa lata. Ile jeszcze pociągnę? A ty zostaniesz zupełnie sama, z dzieckiem na rękach.

— Kuba nie jest malutki, ma już trzynaście lat.

— Trzynaście! Najtrudniejszy wiek! Potrzebuje ojca, męskiej ręki. A co widzi? Matkę, która od rana do wieczora pracuje, i babcię, która go wychowuje.

Kinga wstała od stołu. Rozmowa przybierała znajomy obrót. Za chwilę mama zacznie wyliczać wszystkie jej błędy, porażki, potknięcia. Będzie opowiadać, jak trzeba było postąpić, z kim nie warto było się wiązać, jaką pracę znaleźć.

— Mamo, idę do siebie. Jutro wcześnie wstawać.

— Oczywiście, idź! — krzyknęła za nią Janina. — Jak zwykle, kiedy rozmowa staje się poważna! Uciekasz i chowasz się!

Kinga zatrzymała się w drzwiach. Coś w słowach mamy zabolało ją jak szpilka. Może dlatego, iż była w nich cząstka prawdy.

— Nie uciekam, mamo. Po prostu mam dość tych rozmów. Ty zawsze jesteś niezadowolona. Cokolwiek zrobię, wszystko jest nie tak.

— Nie tak! — Janina podeszła bliżej. — A jak powinno być? Może mi wytłumaczysz? Może powiesz, dlaczego w trzydziestym piątym roku życia mieszkasz z matką? Dlaczego nie masz własnego domu, własnej rodziny? Dlaczego mój wnuk rośnie bez ojca?

— Bo tak się życie ułożyło! — wybuchnęła Kinga. — Bo nie wszyscy rodzą się z łyżeczką złota w buzi! Bo najpierw musiałam dziecko wychowywać, pracować, a nie za facetami biegać!

— Za facetami! — matka załamała ręce. — Tak nazywasz próby ułożenia sobie życia?

— Mamo, dość! — Kinga odwróciła się i gwałtownie wyszła do swojego pokoju. Za plecami jeszcze długo słychać było podniesiony głos matki, ale słów już nie można było zrozumieć.

Kinga zamknęła drzwi i oparła się o nie plecami. W pokoju było cicho. Kuba odrabiał lekcje przy biurku pod oknem. Usłyszawszy kroki matki, odwrócił się.

— Mamo, znowu się kłóciłyście z babcią?

— Nie kłóciłyśmy, synku. Tylko rozmawiałyśmy.

Kuba spojrzał na nią sceptycznie. W swoich trzynastu latach już całkiem nieźle rozumiał relacje dorosłych.

— Słyszałem, jak krzyczała. I ty też krzyczałaś.

Kinga podeszła do syna, pogłaskała go po głowie. Ciemne włosy, takie jak jej. Szare oczy – po ojcu. Chudy, wysoki jak na swój wiek. Mądry, bystry. Zbyt dorosły jak na trzynaście lat.

— Dorośli czasem nie potrafią się dogadać. Ale to nie znaczy, iż się nie kochają.

— A o co się spr— Wiesz, synku, czasami kłócimy się, bo każda z nas chce dla naszego domu czegoś innego, ale tak naprawdę obie pragniemy tylko, żeby nam wszystkim było dobrze.

Idź do oryginalnego materiału