Goście obok: jak wyznaczyć granice śmiałości

polregion.pl 2 tygodni temu

Dzisiejszy wieczór był wyjątkowo męczący. Wróciłem do domu zmęczony, ale w powietrzu unosił się aromat pieczonego mięsa. W kuchni stała Weronika, krojąca sałatkę. Podeszłem, pocałowałem żonę w policzek i westchnąłem:

— Pięknie pachnie.

— Dla gości się postarałam — odparła z uśmiechem.

— Dla moich? — zmarszczyłem brwi. — Prosiłem, żebyś nie przygotowywała kolacji.

— Ale jak to… To twoja rodzina. Po pracy przychodzą, głodni są.

— Weronika, zrozumiesz mnie później… Lepiej byłoby posłuchać.

Kilka godzin wcześniej zadzwoniła moja matka:

— Synku, Zosia, córka Lidki, z mężem kupili mieszkanie obok was. Dopóki nie skończą remontu, nie mają wody. Lidka prosi, żeby mogli się u was wykąpać przez kilka dni.

Nie byłem zachwycony. Już w dzieciństwie nie znosiłem Zosi — spryciara, zupełnie jak jej matka.

— Dobrze, niech przyjdą — odparłem z rezygnacją. — Tylko pod prysznic, nic więcej.

Zosia i jej mąż Krzysiek pojawili się pod wieczór.

— Witam! Ja jestem Zosia, a to mój mąż. A ty chyba Weronika?

Nie czekając na zaproszenie, Zosia przeszła się po mieszkaniu, dotykała mebli, zajrzała choćby do sypialni. Zamknąłem drzwi:

— Przecież mieliście tylko się wykąpać?

— Tak, tak! Weronika, masz może ręczniki? My nie wzięliśmy.

Po kąpieli nie kwapili się do wyjścia. Rozsiedli się w salonie, wdychając aromat pieczeni.

— Och, jak pachnie! — zaszczebiotała Zosia. — Co gotujesz?

Weronika westchnęła i zaprosiła ich do stołu.

Zjedli wszystko do ostatniego okruszka. Wyszli, zostawiając ręczniki, gąbkę i szampon. Weronika tylko pokiwała głową:

— Żel i szampon to pół biedy, ale gąbkę trzeba będzie kupić nową.

Następnego dnia sytuacja się powtórzyła. I kolejnego. Weronika przygotowała zapiekankę z brokułów, a Zosia skrzywiła się:

— Fuj! Jak możecie to jeść? Dajcie lepiej kotleta.

Czwartego dnia była pasta z mięsnym sosem. Zosia znów niezadowolona:

— Mięsa prawie nie ma. Sam sos.

Spytałem Krzyśka:

— Kiedy w końcu dadzą wam wodę?

— Już jest — odpowiedział szczerze.

Zosia gwałtownie wtrąciła:

— Ale prysznica jeszcze nie zamontowali…

Po kolacji Weronika spojrzała na mnie wymownie:

— Wymyśliłam, jak ich odstraszyć. Ale musisz mi pomóc.

Następnego wieczoru, gdy goście zasiedli, Weronika przyniosła tacę z suchymi płatkami owsianymi, startym jabłkiem i miodem.

— To „Francuska sałatka urody”. Bardzo zdrowa. od dzisiaj tylko to jemy.

Zosia próbowała przełknąć, ale widocznie nie przypadło jej to do gustu. niedługo wyszli.

— Dzisiaj ty gotujesz — powiedziała Weronika. — W zamrażarce są pierogi.

Po dwóch dniach Zosia zadzwoniła:

— Znowu ta wasza sałatka?

— No cóż, Weronika jest nieugięta… jeżeli przyjdziecie, kupcie lepiej kiełbasę, bo sam już nie wytrzymam.

— Nie, nie przyjdziemy. Mamy już wodę i prysznic.

Kilka dni później odezwała się moja matka:

— Lidka mówi, iż Weronika cię głodzi.

— Mamo, nie słuchaj bzdur. Jestem najedzony, zdrowy i szczęśliwy. A na dodatek mamy wiadomość — za miesiąc przeprowadzamy się do domu, a to mieszkanie sprzedajemy. Wtedy się okaże, kto komu rodziną jest…

Idź do oryginalnego materiału