GŁOSNE MYŚLI: Refleksje i Inspiracje

newskey24.com 2 dni temu

MYŚLENIE NA GŁOS.

Dziś Dariusz ledwo nie zasypia w pracy. Nie chce opuszczać swojego przytulnego gniazdka i zrzucać ciepłego koca! Zawiązuje się w kocze po pachy, jak mały chłopiec, i czeka, aż zadzwoni budzik. A może w sekrecie marzy, iż jego mama w kuchni smaży mu aromatyczne serniczki ze śliwkami lub pulpeciki z kurczaka, i już za chwilę wezwie go na śniadanie! Choć Dariusz w tym roku ma już trzydzieści pięć lat, wciąż czuje się jak ulubione dziecko mamy, którego wszyscy otulają i kołyszą, prawda?

Budzik dziś nie jest przyjacielem, a zdrajcą nie dzwoni o wyznaczonej porze. Żona Dariusza, Ania, już wstała i szykuje syna Szymona oraz córkę Jadwigę do przedszkola.

Dlaczego mnie nie obudziłaś? zapytał z obrażeniem Dariusz, zamiast zwykłego pocałunku przy powitaniu.
Masz przecież budzik odpowiedziała Ania. Nie zadziałał? Zawsze wstajesz na jego dźwięk. Pomyślałam, iż znów zmieniłeś plan lekcji i nie chcę cię budzić, robiąc domowe porządki cicho.

Dariusz gwałtownie ubiera się, odmawia śniadania, mówiąc, iż nie ma czasu i iż spóźni się przez jej winę. Po chwili, gdy Ania zamyka przed nim drzwi, słyszy jej własne słowa:

Zawsze tak: on spóźnia się, a ja jestem winna. Nie pocałował mnie przy pożegnaniu. Od dawna nie rozmawiamy szczerze. Od kilku miesięcy się oddalamy. Musimy coś zmienić w naszym małżeństwie. Smutno mi, nie o takim życiu marzyliśmy. A kiedyś Dariusz był taki troskliwy i wesoły! Co się stało, iż się rozpadło?

Aniu, coś powiedziałaś? odwrócił się Dariusz.
Nic nie mówiłam. Lepiej nie spóźnij się do pracy. Gdybyś nie dotarł na czas, dyrektor Zygmunt i podwyżka nie wrócią ci w nos. Do zobaczenia, Dariuszu! posłała mu powietrzny pocałunek i uśmiechnęła się tylko wargami, machając ręką.

Na przystanku tramwajowym Dariusz stoi kilka minut, nerwowo patrząc na zegarek i ciężko wzdychając.

Muszę zdążyć na lekcję, inaczej dyrektor mnie wypali, a podwyżka Anny podsyci płomień, bo nie rozumiem, po co ona mnie nie lubi myśli, przesuwając nogi.

Na dworze jest mokro i zimno. Pojedyncze płatki śniegu wirują smutno, nie zmieniając w głowie Dariusza czarnobiałych obrazów. Żołądek burczy, domagając się chociaż herbaty i kanapek krojonych tępej, bezduszną nóżką. ale prawdziwą próbą jest to, iż zaczyna słyszeć myśli innych ludzi. Przenikają je uszy, wpinają się w głowę i zatrzymują, gdy tylko spojrzy na kogoś i coś o nim pomyśli.

To jedynie fragmenty zdań, czasem przekleństwa, jęki, uwagi i niezadowolenie, a czasem wulgarne wykrzyknienia przechodniów. Dariusz patrzy w dół, na chodnik, gdzie delikatne płatki kończą swoją krótką, według niektórych, bezsensowną egzystencję, wirując kilkoma ruchami w powietrzu. Czy to skoki, piruety, a może złote akrobacje? Nie wiadomo, co płatki myślą. Kto je odczyta i zapisze liczbę bez ręki?

Słyszenie cudzych myśli przytłacza Dariusza. W głowie szum jak w ciekłym kanale. Wydaje mu się, iż powoli traci rozum. W głowie krąży absurdalne pytanie:

Czy wszyscy mogą czytać myśli? Nigdy wcześniej tego nie miałem. Czy to choroba? Czy można ją wyleczyć? Czy jest zaraźliwa? Czy zamknięcie oczu to pomoże? Nic się nie zmienia wciąż słyszę te wrogie myśli! Co się stało, iż wpadłem na tę drogę i gdzie popełniłem błąd?

Właśnie podjeżdża tramwaj nr1. Ludzie na przystanku ruszają się, szukając miejsc. Staruszka w podniszczonym płaszczu i zielonym szaliku delikatnie popycha Dariusza w plecy. Słyszy jej ukryte myśli:

Ci tu błąkają się, nieukończone i niedopieczone intelektualne marności! Nic im nie przyniosą, lepiej by sprzątali ulice, a nie uczyliby naszych dzieci! Najpierw spojrzeliby w lustro! Czuję chęć przytulenia takiego głupka, płaczu, a potem uduszenia, by nie czytał mądrych książek i nie myślał o wieczności! Ręce nie potrafią nic zrobić i nie chcą. Daj im miotłę, niech tam i idą!

Co mi pan mówi? wykrzyknął Dariusz.
Nic, młodzieńcze, nie mówiłam odparła staruszka i wkroczyła do tramwaju.

Dariusz musi dotrzeć na pierwszą lekcję fizyki, by uczniowie poznali podstawy. Nie mając pieniędzy na taksówkę, korzysta z tramwaju, w którym w godzinach szczytu pędzą ubrani w puch i pióra strażnicy porządku i moralności w poszukiwaniu przygód. Wszyscy spieszą się z ważnymi sprawami, walcząc o miejsca w pojazdach.

Na stopniu przy tramwaju stoi jego uczennica Ania z klasy 10b.

Dzień dobry, panie Dariuszu! zawołała radośnie, nie zauważając, iż już biegnie do tramwaju.
Dzień dobry, Aniu odparł, odwracając wzrok, by nie słyszeć jej myśli spóźnimy się na szkołę, co myślisz?
Pan jest taki super, przystojny, wysokiego wzrostu, niebieskooki. Trochę za stary, ale jakby się w niego zakochać mogła. Jego oczy patrzą prosto w duszę. Nie dziwi mnie, iż pani Nadzieja Anatolijewna go podkręca, a on nic nie zauważa! Wszystkie formuły kręci w głowie, a ona codziennie zmienia mu zadania. Gdy na niego patrzy, to jakby polała go wrzątkiem!

Myślę, iż dotrzemy razem na czas powiedziała głośno a choćby mogę od razu rozpocząć lekcję, bo tak dobrze wyjaśniam. Chłopcy słuchają, otwierając usta.
Lepiej nie spóźnić się dziś z tobą. Masz zaplanowaną pracę własną, prawda, Aniu? pytał, nie patrząc na nią.
Przygotowałam się. Oto nasz przystanek, szkoła rzekła, skacząc z tramwaju.

Przy bramie szkoły czekała kobieta. Dariusz rozpoznał ją jako matkę jego ucznia, Władka. Chłopak od miesiąca nie chodził do szkoły leżał w szpitalu z poważnym złamaniem kostki.

Dzień dobry, panie Dariuszu! Przepraszam, iż zatrzymam pana na chwilę. Czy mógłby pan poprowadzić fizykę z Władkiem? Może u nas w domu albo przez Zoom, jak woli pan. Syn stracił dużo lekcji i trudno mu nadrobić. Nie za darmo, oczywiście powiedziała.

W głowie matki, Oliwii Anatolijewnej, przewijały się myśli:

Nie mam pieniędzy, wszyscy poszli na operacje. Muszę się umówić z nauczycielką matematyki, Nadzieją, i wpadnie spora suma, której nie zapłacę. Muszę sprzątać klatki, by dostać trochę pieniędzy na jabłka. Przeżyjemy, nie zginąśmy z głodu!

Oliwio! Nie potrzebujemy pieniędzy. Dziś wieczorem wyślę Władkowi hasło do mojego Zooma. Nie martw się! Algebra i geometria nadrobimy. Wszystko będzie dobrze, a syn niedługo sam będzie chodził odpowiedział Dariusz.

Dziękuję bardzo powiedziała ze łzami w oczach, podając mu ciężki worek.
W worku leżały czerwone jabłka, które uśmiechały się do niego. Serce rozgrzało się. Dobre uczynki dają szczęście, prawda?

W holu szkoły Dariusz wita się z Nadzieją Anatolijewną. Nie chce słuchać jej myśli, ale i tak je łapie:

Ten bez słowa! Zrobię mu wesołe życie! Codzienne zmiany w rozkładzie nie skończą się! Niezdolny! Czy nie rozumie, iż jestem gotowa być łagodniejsza, gdy zwróci na mnie uwagę? Nieudacznik! Będzie dostawał grosze! Nie dam mu dodatkowych lekcji! Na minimalnym wynagrodzeniu będzie ze mną całe życie! Będzie biedny, a żona go opuści, wtedy zrobię mu karierę w nogach!

Uśmiechając się, wchodzi do swojego pokoju. Do lekcji zostało piętnaście minut. Otwiera plecak i wyciąga telefon. W bocznej kieszeni znajduje się paczuszka pudełko od żony z śniadaniem! W środku termos z palącą kawą.

Cud na drodze!

Podczas przerwy do klasy fizyki wchodzi Svetlana z klasy 8a. Nie patrzy Dariuszowi w oczy.

Co chcesz, Svetlo? Mów, nie wstydź się.

Dariusz spogląda na dziewczynkę i słyszy jej myśli:

Po co jej Nadzieja? Rozpiąć guziki w bluzce i stać przy nauczycielu. Wejdę, a pan gwałtownie wyjdzie. Obiecała mi dobrą ocenę w kwartale.

Usłyszawszy to, Dariusz natychmiast wybiega z klasy, uderzając w drzwi, gdzie stoi Nadzieja.

Tego spektaklu podrektor może mi robić ciągle. Muszę szukać nowej pracy pomyślał.

Po trzeciej lekcji dzwoni przyjaciel z uniwersytetu, proponując pracę w prywatnym liceum, gdzie jest dyrektorem. Dariusz obiecuje przemyśleć i umawia się z Anią w kawiarni. Na kartę bankową właśnie wpada pensja, i okazuje się, iż jest bogaty! Jego skarby to nie zgubione pieniądze i diamenty, ale kochająca żona, dzieci i dobre serce. Bez nich byłby tylko bezwładnym przedmiotem, niezdolnym do miłości i współczucia.

Kiedy zamyka drzwi szkoły, na głowę spada kulka śniegu. Nie zwracając uwagi, wychodzi na zewnątrz, wciąż musząc pogodzić się z Anną.

Tylko, żeby nie słyszeć już cudzych myśli, choć dziś przydały się mi bardzo pomyślał, kupując w kiosku bukiet białych chryzantem dla żony. Zapłacił kwiaciarzowi i już nie czytał jej myśli!

Jakże jestem szczęśliwy! Ta gonitwa za wiatrem! Przed chwilą prawie straciłem Annę, gadząc się o drobiazgi rozmyślał, patrząc, jak Ania radośnie biegnie mu naprzeciw. Kawałek włosa wypadł z jej fryzury i spadł na oczy.

Delikatnie dotyka jej kosmyka i całuje. Pachną one domem i ciepłem!

Śnieżynki dalej wirują, wykonując w powietrzu akrobacje. Może to właśnie one połączyły Dariusza i Annę, gdy machnęły białymi skrzydłami.

Idź do oryginalnego materiału