Genetyczne duchy bez potomków. Zaskakujące znalezisko archeologów. "Bardzo rzadkie"

gazeta.pl 1 godzina temu
Odnaleźli ich w ziemi, a mimo to pozostają jedną z największych zagadek ludzkości. Szkielety sprzed 6000 lat, odkryte w kolumbijskim Checua, kryją DNA niepodobne do żadnej współczesnej linii genetycznej. To jakby ktoś wymazał ich istnienie z historii. Aż do teraz.
Przez lata wydawało się, iż dzieje osadnictwa w Ameryce Południowej są w miarę dobrze znane. Zwłaszcza jeżeli chodzi o rejony wyżyn bogotańskich, które od dekad badają archeolodzy i antropolodzy. Tymczasem najnowsze analizy DNA odkrytego w jednym z kolumbijskich stanowisk całkowicie podważają dotychczasowy obraz. Naukowcy natrafili na materiał genetyczny, który nie pasuje do żadnej znanej populacji, ani tej współczesnej, ani tej zapisanej w prekolumbijskich szczątkach. Genom z Checua nie tylko zaskoczył, ale i zmusił badaczy do spojrzenia na historię migracji przez pryzmat zupełnie nowych danych.


REKLAMA


Zobacz wideo Nowe odkrycie w Belgradzie. Archeolodzy znaleźli fragment rzymskiego akweduktu


Z czego słynna jest Kolumbia? Miejsce, gdzie genetyka spotyka tajemnicę
Na pierwszy rzut oka Checua nie zdradza swojej wyjątkowości. To preceramiczne stanowisko archeologiczne nieopodal Bogoty wygląda jak wiele innych. Kamienie, fragmenty ceramiki, narzędzia... typowy krajobraz pracy archeologa. Jednak to, co odkryto pod powierzchnią ziemi, przeszło najśmielsze oczekiwania naukowców. Zespół badaczy przeanalizował szczątki 21 osób żyjących od ok. 6000 do 500 lat temu.
Najstarsze szkielety należały do łowców-zbieraczy sprzed sześciu tysięcy lat, najmłodsze do społeczności funkcjonujących tuż przed hiszpańską kolonizacją. Spośród wszystkich przebadanych genotypów tylko nieliczne miały jakiekolwiek powiązania z w tej chwili znanymi liniami. Reszta natomiast pochodziła z całkowicie wymarłej, nieznanej wcześniej populacji. Ich DNA było jak zapis z innego świata, bez odpowiedników w bazach danych, bez połączeń, bez kontynuacji.


To wcześniej nieopisana linia genetyczna, wywodząca się bezpośrednio z najwcześniejszych ekspansji człowieka w Ameryce Południowej


- tłumaczą autorzy badania na łamach portalu Science Advances. Co to dokładnie oznacza? Że mamy do czynienia z grupą ludzi, która jako jedna z pierwszych przekroczyła naturalne bariery kontynentu i osiedliła się w rejonie wyżyny bogotańskiej. Ich DNA nie wykazuje pokrewieństwa z żadną znaną grupą z Ameryki Środkowej ani Południowej. Co więcej, nie łączy się także z genomem Anzick-1, znanym z kultury Clovis, ani z ludami z Wysp Kanału Kalifornii. A te do tej pory uważano za głównych przodków prehistorycznych mieszkańców Ameryki.


Ten obszar jest najważniejszy dla zrozumienia, jak zasiedlano Ameryki. To pomost między Ameryką Północną a Południową oraz miejsce styku trzech głównych regionów kulturowych: Mezoameryki, Amazonii i Andów


- wyjaśniła Kim-Louise Krettek, główna autorka badania i doktorantka w Senckenberg Center for Human Evolution, cytowana przez "The Sun". Checua staje się zatem nie tylko punktem na mapie, ale i metaforą. Miejscem, gdzie spotykają się pradawne ścieżki migracyjne, skrzyżowanie losów całkowicie zapomnianej linii przodków. Co najważniejsze: ich genetyczny podpis nie został przekazany dalej. Nie mają żyjących potomków. Ich historia została zamknięta i zakopana, aż do teraz. A my właśnie uchyliliśmy wieko tej zapomnianej kapsuły czasu.


Dlaczego populacja Checua zniknęła? To jedna z największych zagadek ludzkości
W przeciwieństwie do spektakularnych katastrof, jak upadek imperium Azteków czy zagłada Majów, historia Checua nie kończy się przemocą. Nie znaleziono śladów masakr, nagłych zmian w stylu życia czy epidemii. Archeologia milczy też o konflikcie. A jednak, około 2000 lat temu w rejonie Bogoty dochodzi do genetycznej rewolucji. Populacja Checua znika, a w jej miejsce pojawia się zupełnie nowa grupa. Przybysze z terenów dzisiejszej Panamy i Kostaryki, niosący inny język, inną kulturę i inne geny.


To, iż genetyczne ślady pierwotnej populacji znikają całkowicie, jest bardzo rzadkie, szczególnie w Ameryce Południowej


- tłumaczy Andrea Casas-Vargas z Universidad Nacional de Colombia, cytowana przez "The Sun". Nowi mieszkańcy posługiwali się językami z rodziny Chibcha, a więc tymi samymi, które później usłyszano w ustach ludu Muisca, słynnego z legendy o El Dorado. I to właśnie w ich DNA tkwi sekret przetrwania. Genom tej grupy okazał się niezwykle trwały. Nie tylko przetrwał okres kultury Herrera (ok. 2000 lat temu), ale i czasy konkwisty. Odnaleziono go we współczesnych społecznościach panamskich i kostarykańskich.


To wszystko rzuca cień na teorie, według których kultura w Andach rozwijała się lokalnie i stopniowo. Jak twierdzą autorzy badania, Kim-Louise Krettek, Andrea Casas-Vargas, Cosimo Posth i współpracownicy, opublikowanego w Science Advances, ich wyniki podważają hipotezy o lokalnym rozwoju kulturowym i wskazują, iż rejon Bogoty doświadczył "wymiany ludności, a nie stopniowej ewolucji" między 6000 a 2000 lat temu. A co z samą Checuą? Hipotez jest kilka.
Być może stopniowo migrowali, a ich geny rozproszyły się wśród innych grup. Może ich niewielka liczba sprawiła, iż nie przetrwali demograficznie. A może - i to jedna z bardziej niepokojących wersji - zostali całkowicie wyparci, nie siłą, ale przez cichą rywalizację o zasoby, ziemię i przetrwanie. Nowo przybyła ludność mogła po prostu lepiej radzić sobie z trudnymi warunkami, co z czasem doprowadziło do zaniku starszej społeczności. Niezależnie od scenariusza, efekt jest ten sam: wyjątkowa linia genetyczna przestała istnieć. Bez grobów z imionami, bez potomków, bez historii przekazywanej ustnie. A świat dowiedział się, iż w historii Kolumbii, i całego kontynentu, brakuje jednego bardzo ważnego rozdziału. Czy uważasz, iż w historii ludzkości przez cały czas kryje się wiele "genetycznych duchów"? Zapraszamy do udziału w sondzie oraz do komentowania.
Idź do oryginalnego materiału