Gdzie serce bije mocniej — pierwsza wyprawa na wieś

polregion.pl 10 godzin temu

— Nie mam już siły! — wykrzyknęła Bronisława, rzucając torbę na kanapę. — Chcę nad morze! Leżeć jak foka w słońcu cały dzień, a nocą tańczyć do rana. Żeby muzyka, drinki i ani jednej myśli o pracy!

Wojciech uśmiechnął się. Przyzwyczaił się już do jej emocjonalnych wybuchów. Bronka była niezwykła: zadziorna, ironiczna, czasem kolczasta, ale zawsze autentyczna. Nie udawała, nie grała roli — z nią było lekko i wesoło. A przede wszystkim — nie musiał się przy niej oszukiwać.

Poznali się kilka miesięcy temu i od tamtej pory Wojciech oddychał pełną piersią. Żadnych niezręcznych ciszy, żadnej fałszywej nuty — tylko ciepło i pewność, iż jest tam, gdzie chce być. Na zawsze.

— Co się stało w pracy? — zapytał łagodnie, podchodząc bliżej.

— Wszyscy mnie wkurzają! „Bronisławo to, Bronisławo tam!” — jakby innych imion nie było. Dzisiaj o mało nie posłałam szefa do diabła! Gdybym się nie powstrzymała, już by mnie zwolnili…

— No to znaczy, iż potrzebujesz odpoczynku — roześmiał się Wojciech. — Możemy gdzieś wyskoczyć, choćby jeżeli nie nad morze.

— No gdzie? W najlepszym przypadku dostanę jeden dzień wolnego. Jaki sens ma urlop na jedną dobę?

— A może do wsi, do babci? Tam powietrze jest takie, iż po jednym spacerze czujesz się jak nowo narodzony. I pierogi! Prosto z patelni, parujące…

— Na wieś?! — Bronisława szeroko otworzyła oczy. — Serio? Nigdy nie byłam na wsi.

— Jak to nigdy?

— No tak. Cała moja rodzina jest z miasta. choćby krowy widziałam tylko na opakowaniu mleka.

— To tym bardziej musisz pojechać! choćby nie wiesz, jak tam jest fajnie. Rzeka, piec kaflowy, gwiazdy w nocy, ognisko…

— Oj, Wojtek, żebym miała twój zapał. Szczerze mówiąc, nie jestem gotowa na podbój babci.

— A szkoda. Moja babcia to skarb. Zasypie cię pierogami, zaleje herbatą z miętą — i już ją pokochasz.

— No skoro pierogi to argument… — Bronisława się uśmiechnęła. — No dobra. Ale pod jednym warunkiem: jeżeli mi się nie spodoba, kupisz mi nową garderobę. Bo w starą po babcinych smakołykach się nie zmieszczę.

Śmiał się, a ona wciąż nie była pewna, czy śmiać się razem z nim, czy zacząć się denerwować.

Droga nie należała do łatwych. Ostatnie kilometry ich samochód podskakiwał na wyboistej polnej drodze. Ale Wojciech zachowywał spokój. Bronisława natomiast nerwowo patrzyła przez okno, spodziewając się zobaczyć krzywe stodoły, stosy obornika i gęsi gotowe do ataku na obcych.

Ale okazało się inaczej. Wieś była duża, zadbana, z kilkoma ulicami, sklepami, asfaltem. choćby krow jeszcze nie było widać. Zamiast nich — dzieci biegające boso, kobiety z eleganckimi fryzurami, mężczyźni siedzący przy bramach i spokojnie rozmawiający.

Babcia przywitała ich, jakby czekała całe życie. Przytuliła Bronisławę jak swoją, zakrzątnęła się, posadziła przy stole. A stół uginał się od jedzenia: barszcz, pierogi, smalec, placki, kompot.

Bronisława oniemiała. Gdzie ta babcia, która będzie patrzeć spode łba i milczeć podczas kolacji? Gdzie ta wiejska rzeczywistość, która przerażała ją od dziecka?

Wojciech promieniał — wiedział, iż tak właśnie będzie.

Po obiedzie zabrał Bronisławę nad rzekę. A tam — prawdziwa bajka. Woda krystaliczna, dzieci pluskające się, mężczyźni smażący kiełbaski, kobiety rozkładające koce. Nikt się nie kłóci, nikt się nie spieszy. Tylko śmiech, wiatr i zapach dymu.

Wieczorem Bronisława zasnęła, ledwie dotykając poduszki. Rano obudziło ją słońce — zasłony u babci były cienkie, niemal przeźroczyste. Dziewczyna wstała, narzuciła sweter i wyszła przed dom. I zamarła.

Przed nią różowiło się niebo, słońce dopiero wstawało nad horyzontem. W oddali muczały krowy, śpiewały ptaki, pachniało rosą, ziołami, tymiankiem. Cała ziemia, cała przestrzeń wokół oddychała spokojem. Bronisława zdjęła kapcie i stanęła bosymi stopami na mokrej od rosy trawie. Stała w milczeniu. Jej dusza oczyszczała się.

— Zgubiłem cię — rozległ się za nią głos Wojciecha.

— Obudziłam się… Wyszłam. Tu jest tak cicho, tak lekko… Nigdy nie czułam takiego spokoju.

— Podoba ci się?

— Bardzo. Wrócimy tu jeszcze?

— Oczywiście. Nie raz.

Bronisława przytuliła go mocno. W środku ściskało ją szczęście. Nie chciała już nad morze. Wiedziała: swój spokój, swoje natchnienie znalazła właśnie tu. I wracała będzie jeszcze nie raz — tam, gdzie zaczyna się oddychać na nowo.

Idź do oryginalnego materiału