Gdybyśmy spotkali się wcześniej…
Halina przyszła do przychodni o umówionej godzinie, odebrała kartę w rejestracji i weszła na drugie piętro. Przed gabinetem numer dwanaście wszystkie krzesła zajmowali starsi ludzie. Przy oknie, oparty plecami o parapet, stał mężczyzna.
— Wszyscy do dwunastego? — zapytała niepewnie Halina.
— Do dwunastego. A pani stanie za tamtym panem przy oknie — odparła jedna z kobiet.
— Mam numerek — powiedziała Halina, sięgając po niego do kieszeni.
— Tu wszyscy mają numerki — zachrypiał siwowłosy, szczupły staruszek.
Halina złapała ciekawskie spojrzenie mężczyzny przy oknie i podeszła do niego.
— Też ma pan numerek? Na którą godzinę? — zwróciła się do niego.
Wyglądał młodziej niż reszta i wydawał się spokojny.
— Na dziewiątą trzydzieści — chętnie odpowiedział.
Halina zmieszała się, wpatrując w niego.
— To po co pan zajmuje miejsce? Pana czas już dawno miną— Może i minął, ale lekarz też się spóźnia — wtrącił się siwy staruszek, a reszta czekających westchnęła, szemrząc o niesprawiedliwości.