No dobrze, masz mój numer telefonu, urządzaj się, a ja lecę, bo jutro w nocy mam samolot, wyjeżdżam na wakacje mówiła w biegu Magdalena Nowak, właścicielka mieszkania, które właśnie wynajęła Oli. Jak coś, dzwoń. Do widzenia.
– Dobrze, do widzenia odpowiedziała lekko zdezorientowana Ola, wciąż trzymając w ręce umowę i pełnomocnictwo do współpracy z administracją, tak na wszelki wypadek.
– Rzutka i spostrzegawcza ta właścicielka, zresztą tacy powinni być pomyślała Ola.
– Podobało jej się to wynajęte mieszkanie w nowym budynku, a widok z okna był po prostu przepiękny: las niedaleko i mała rzeczka, która choćby zimą nie zamarza. Dlaczego? Nikt nie wiedział. Niektórzy żartowali, iż płynie w niej płyn do spryskiwaczy.
Minął już tydzień, odkąd Ola mieszkała w tym mieszkaniu. Wracała z pracy po zmroku, na dworze panowała zima. Sąsiadka naprzeciwko, pani Wanda Kowalska, najmilsza i najżyczliwsza starsza pani, odwiedziła Olę już trzeciego dnia.
– Dobry wieczór powiedziała spokojnie. Wanda Kowalska, sąsiadka z naprzeciwka dodała cicho. Poznajmy się, skoro wynajęłaś tu mieszkanie. Sąsiadów warto znać i z nimi żyć w zgodzie mówiła, jakby tłumaczyła to zarówno Oli, jak i sobie.
– Dzień dobry, proszę wejść, pani Wando. Nazywam się Ola, bardzo mi miło, iż pani wpadła. I to prawda, mieszkam tu, a nikogo nie znam odpowiedziała Ola serdecznie. Napijemy się herbaty? Niestety, nie mam nic specjalnie smacznego, ale jest czekolada.
– Dziękuję, Olu, dziękuję. Ale ja przyszłam, żeby cię zaprosić na herbatę do siebie. Mam świeże jabłecznik, prosto z piekarnika, chodźmy. A tak w ogóle, wybacz, będę mówić ci ty. Po pierwsze, jesteś młoda, po drugie, jesteśmy sąsiadkami, a po trzecie, byłam nauczycielką, więc z uczniami zawsze byłam na ty uśmiechnęła się ciepło.
– Pewnie była świetną nauczycielką przemknęło Oli przez myśl, ale odpowiedziała:
– Ojej, dziękuję, pani Wando, niespodziewanie trafiłam na jabłecznik zaśmiała się. Jabłecznik to zawsze dobry pomysł.
Ola zasiedziała się u sąsiadki, ale wcale tego nie żałowała pani Wanda była niesamowicie ciekawą rozmówczynią. Opowiadała mnóstwo historii o szkole, o swoich uczniach, przyznała nawet, iż bardzo tęskni za pracą na emeryturze, ale taka kolej rzeczy, lata robią swoje.
Ola nie była zamężna, miała dwadzieścia osiem lat. Trzy miesiące temu rozstała się z chłopakiem był zbyt miękki i niezaradny, nie potrafił choćby umyć za sobą kubka po herbacie, nie mówiąc już o czymś poważniejszym, jak naprawa czegoś w domu czy wymiana żarówki. Pokłócili się przez codzienne sprawy, po roku życia razem.
Ola wróciła od sąsiadki późno, nagadały się, napiły herbaty, najadły ciasta. Położyła się spać. W pracy czekał na nią raport, następnego dnia pewnie wróci późno. Z tymi myślami zasnęła. W biurze niemal cały dzień nie odrywała wzroku od monitora, tylko na gwałtownie wymknęła się na lunch.
W końcu wróciła do domu i odetchnęła z ulgą.
– Uff, dzięki Bogu, raport gotowy pomyślała. Za kilka dni święta, wreszcie odpocznę, może wybiorę się na narty. Tylko muszę namówić Kasię, ale ona jest leniwa, nie lubi jeździć na nartach.
Ola zjadła kolację i wylądowała na kanapie, wpatrzona w telefon. Nie wiadomo, jak długo tak siedziała, ale w końcu zgłodniała i poszła do kuchni. Postawiła kubek na stole i drgnęła na dziwny odgłos. Odwróciła się i zobaczyła, jak woda leje się z kranu z ogromną siłą, rozbryzgując się na wszystkie strony.
– O rany, zaraz będzie potop, co teraz zrobić? Nigdy nie była w tak ekstremalnej sytuacji.
Ale zebrała myśli i przypomniała sobie, iż właścicielka pokazała jej, gdzie jest zawór wody. Wbiegła do łazienki, znalazła kurek z zimną wodą i próbowała go zakręcić, ale nie dawał rady. Pewnie dawno nikt go nie używał. Tymczasem woda lała się dalej, rzuciła szmatę na podłogę, ale to oczywiście nie pomogło. Najbardziej martwiła się o sąsiadów z dołu.
– Kto tam mieszka? Zaraz ich zatopię.
Z całej siły nacisnęła na kurek trochę się poddał, ale nie do końca. Woda wciąż leciała, choć już nie tak gwałtownie. gwałtownie złapała umowę, znalazła numer Magdaleny Nowak i zadzwoniła, ale właścicielka nie odebrała przecież wyjechała.
Usiadła na kanapie i zadzwoniła do administracji, ale nikt nie odbierał. Zadzwoniła do mamy, która wpadła w panikę:
– Już jedziemy z Jackiem!
– Mamo, ale jak? Mieszkam sto pięćdziesiąt kilometrów stąd. I co wy zrobicie? choćby nie myśl, dzwonię do administracji, tylko na razie nie odbierają.
Ola jakoś zebrała wodę z podłogi, ale wciąż sączyła się z kranu, choć już słabiej. Wyszła z mieszkania i zapukała do drzwi pani Wandy. Ta otworzyła w nocnej koszuli, ale gwałtownie zrozumiała sytuację i zadzwoniła po straż pożarną. Ola osłupiała:
– Jak ja sama nie wpadłam, żeby do nich zadzwonić? To przecież awaria! I zagrożenie dla mieszkania na dole, a nie daj Boże, jeszcze niżej
Pani Wanda gadała do słuchawki, strasząc dyspozytora. Przyjęli zgłoszenie.
– I co teraz? spytała przestraszona Ola.
– No to sobie posiedzimy, napijemy się herbaty, przyjadą jak nic odparła spokojnie, bo w szkole widziała różne sytuacje i umiała panować nad emocjami.
Pani Wanda była opanowana. Wtedy zadzwonił jej telefon.
– Tak, Krzysiu, tak kiwała głową. No właśnie, dzwoniła, ale nikt nie odbiera. Dlatego zadzwoniłam po straż. Ale rozumiesz, u niej leje się woda, może zatopić sąsiadów.
Po dziesięciu minutach na klatce słychać było tupot i głosy ktoś dzwonił do drzwi Oli. Gdy tłumaczyła sytuację, do mieszkania pani Wandy wszedł młody mężczyzna w dresie,