Gdyby nie ten wypadek z wodą

newsempire24.com 3 tygodni temu

Gdyby nie ta historia z wodą

– No dobrze, oto mój numer telefonu, rozgość się, muszę lecieć, bo jutro w nocy mam samolot, wyjeżdżam na wakacje – mówiła w biegu Jadwiga Kowalska, właścicielka mieszkania, które właśnie wynajęła Alicji. – W razie czego dzwoń. Do widzenia.

– Dobrze, do widzenia – odparła lekko zdezorientowana Alicja, wciąż trzymając w ręce umowę i pełnomocnictwo do współpracy z administracją, tak na wszelki wypadek.

– Szybka i spostrzegawcza właścicielka tego mieszkania, zresztą tacy powinni wszyscy być – pomyślała Alicja.

– Podobało jej się to wynajęte mieszkanie w nowym budynku, a widok z okna był po prostu przepiękny: las w pobliżu i mała rzeczka, która choćby zimą nie zamarzała. Dlaczego? Nikt nie wiedział. Niektórzy żartowali, iż płynie w niej płyn do spryskiwaczy.

Minął tydzień, a Alicja mieszkała już w nowym lokum, wracając z pracy po zmroku – na dworze panowała zima. Sąsiadka z naprzeciwka, pani Wanda Nowak, urocza i serdeczna starsza pani, odwiedziła Alicję już trzeciego dnia.

– Dobry wieczór – odezwała się spokojnie. – Wanda Nowak, mieszkam naprzeciwko – powiedziała cicho. – Poznajmy się, skoro wynajęłaś tu mieszkanie. Sąsiadów warto znać i z nimi żyć w zgodzie – mówiła, jakby tłumacząc to Alicji, ale może też sobie.

– Witam, proszę wejść, pani Wando. Nazywam się Alicja, bardzo mi miło, iż pani wpadła. I to prawda, mieszkam tu, a nikogo nie znam – powiedziała ciepło Alicja. – Napijemy się herbaty? Niestety, nie mam nic wyjątkowego, tylko czekoladka.

– Dziękuję, Alicjo, dziękuję. Ale przyszłam, żeby cię zaprosić na herbatę do mnie. Mam świeże jabłeczniki prosto z piekarnika, chodź. A w ogóle, wybacz, będę mówić do ciebie na „ty”. Po pierwsze, jesteś młoda, po drugie, jesteśmy sąsiadkami, a po trzecie – byłam nauczycielką, więc z uczniami zawsze byłam na „ty” – uśmiechnęła się ciepło.

– Pewnie była świetną nauczycielką – przemknęło Alicji przez myśl, a głośno odparła:

– Ojej, dziękuję, pani Wando, niespodziewanie trafiam na jabłecznik – zaśmiała się. – Jabłecznik to zawsze dobry pomysł.

Alicja zasiedziała się u sąsiadki, ale wcale tego nie żałowała – pani Wanda była niezwykle interesującą rozmówczynią. Opowiadała historie ze szkoły, o swoich uczniach, przyznała nawet, iż bardzo tęskni za pracą, ale… takie życie, lata biorą swoje.

Alicja nie była zamężna, miała dwadzieścia osiem lat. Trzy miesiące temu rozstała się z chłopakiem – był zbyt miękki i niezaradny, nie potrafił choćby umyć za sobą filiżanki, a co dopiero mówić o czymś poważnym, naprawie w domu czy wymianie żarówki. Pokłócili się na tle domowych obowiązków po roku wspólnego życia.

Tego wieczora wróciła późno od pani Wandy, najadły się jabłecznika, napiły herbaty, pogadały. Położyła się spać, myśląc o raporcie w pracy – jutro pewnie wróci późno. Zasnęła z tymi myślami. W biurze faktycznie nie odrywała się od komputera, tylko na gwałtownie wyszła na lunch.

W końcu wróciła do domu i odetchnęła z ulgą.

– Uff, dzięki Bogu, raport skończony – pomyślała. – Za kilka dni święta, w końcu odpocznę, może pojadę w góry, pojeżdżę na nartach. Tylko muszę namówić Kasię, moja przyjaciółka jest leniwa, nie lubi szusować.

Zjadła kolację i wylądowała na kanapie, wpatrzona w telefon. Nie wiadomo, jak długo tak siedziała, ale w końcu zachciało jej się pić. Wyszła do kuchni, postawiła kubek na stole i drgnęła na dziwny odgłos. Odwróciła się i zobaczyła, jak woda z szaleńczą siłą tryska z kranu, zalewając całą kuchenkę.

– O rany, zaraz będzie potop, co robić? – Nigdy nie była w tak ekstremalnej sytuacji.

Ale zebrała myśli i przypomniała sobie, iż właścicielka pokazała jej, gdzie jest zawór wody. Wpadła do łazienki, znalazła kurek z zimną wodą i próbowała go zakręcić, ale nie ustępował. Pewnie dawno nikt go nie używał. Woda wciąż lała się strumieniem, rzuciła szmatę na podłogę, ale to i tak nic nie dało. Najbardziej martwiła się o sąsiadów na dole.

– Kto tam mieszka? Zaraz ich zaleję!

Z całej siły nacisnęła na kurek – trochę się poddał, ale nie do końca. Woda wciąż płynęła, choć już nie tak gwałtownie. gwałtownie złapała umowę, znalazła numer Jadwigi i zadzwoniła, ale nikt nie odebrał – właścicielka gdzieś poleciała.

Usiadła na kanapie i zadzwoniła do administracji – bez odpowiedzi. Zadzwoniła do mamy, która wpadła w panikę:

– Zaraz przyjedziemy z Henrykiem!

– Mamo, przecież mieszkam sto pięćdziesiąt kilometrów od was! Co wy tam zrobicie? Nie przyjeżdżajcie, dzwonię do administracji, ale na razie nie odbierają.

Alicja jakoś pozbierała wodę z podłogi, ale wciąż przeciekała, choć już nie tak mocno. Wyszła z mieszkania i zapukała do drzwi pani Wandy. Ta otworzyła w koszuli nocnej, ale gwałtownie zrozumiała sytuację i zadzwoniła do straży pożarnej. Alicja osłupiała:

– Jak ja sama nie wpadłam na to? To przecież nagły wypadek! Zagrożone jest mieszkanie na dole, a nie daj Boże, jeszcze niżej…

Pani Wanda gwałtownie mówiła do telefonu, strasząc dyspozytora. Przyjęli zgłoszenie.

– I co teraz? – zapytała przerażona Alicja.

– No to poczekamy dziesięć minut, wypijemy herbatkę, przyjadą jak na zawołanie, zgłoszenie jest – odparła spokojnie, bo w szkole widziała różne sytuacje i umiała nad sobą panować.

Pani Wanda była opanowana. W tym czasie zadzwonił jej telefon.

– Tak, Wojtku, tak – kiwała głową. – Już dzwoniła, ale w administracji nikt nie odbiera. Dlatego zadzwoniłam do straży. Ale zrozum, u niej leje się woda, może zalać sąsiadów.

Po dziesięciu minutach na korytarzu rozległy się kroki i głosy, ktoś dzwonił do drzwi Alicji. Gdy tłumaczyła sytuację, do mieszkania pan

Idź do oryginalnego materiału