Gdy życie wynosi cię z domu, a los rzuca w obce strony

polregion.pl 2 godzin temu

Och, moje drogie dzieci posłuchajcie, opowiem wam, jak to bywa, gdy życie wynosi cię z rodzinnego domu, i to jeszcze tak, iż lądujesz w obcych ścianach nie z dobrej woli, ale z bezsilności.

Kiedyś też myślałam, iż rodzina to podpora. Że mąż wesprze, iż w domu będzie ciepło nie tylko od kaloryferów, ale i od serca. A wyszło no właśnie.

Mieszkała u nas Wiktoria, młoda, pracowita jak pszczółka. I do pracy zdążyła, i dom trzymała w czystości, i obiad ugotowała, i rachunki opłaciła. A jej mąż, Artur, leżał całymi dniami na kanapie, bawił się w swoje gry. Kiedyś pracował, ale potem stwierdził, iż szef to tyran, zespół do niczego, i zwolnił się. Obiecał, iż gwałtownie znajdzie lepszą posadę, ale już siedem miesięcy to gwałtownie ciągnie się jak mroźna zima.

A do tego w ich domu była jeszcze jego matka, Walentyna Piotrowska. O, język miała ostrzejszy niż nóż. Cokolwiek Wiktoria ugotowała wszystko nie tak: owsianka już się przejadła, śmietana nie ta, barszcz za kwaśny, kotlety za mdłe. I zawsze swojemu synkowi dogadzała: Ty, Arturku, nie bierz byle jakiej roboty, przecież jesteś mądry, z wykształceniem!

A Wiktoria wszystko ciągnęła na sobie. I pieniądze zarabiała, i obiad gotowała, i po wszystkich naczynia zmywała. choćby herbatę z ciastkiem nosiła do salonu, bo im wygodniej było siedzieć przed telewizorem, niż wstać.

Ile razy błagała męża, żeby choć tymczasową pracę wziął a on w odpowiedzi: Nie będę się rozpraszał na pierdoły, szukam poważnego stanowiska. A jego matka tylko potakiwała: Nie naciskaj na syna, on i tak przeżywa.

Myślicie, iż ktoś ją usłyszał? Gdzie tam! Oni mieli swoją prawdę: skoro ona pracuje to im wystarczy. A iż padała z nóg, to już szczegóły.

Ja też tak kiedyś żyłam Pamiętam, jak wszystko ciągnęłam na sobie, a wdzięczności zero. Najpierw myślisz, iż jeszcze trochę i się zmieni, potem iż wytrzymasz dla rodziny. A w końcu rozumiesz: wytrzymujesz dla tych, którzy cię nie doceniają.

Mówią, iż sama jestem winna, iż trafiłam do domu spokojnej starości. Może i tak. Bo nie wyszłam wcześniej, gdy jeszcze miałam siły, nie powiedziałam dość. A znosiłam, aż zupełnie padłam.

I tak Wiktoria spakowała walizkę i poszła. Nie wiem dokładnie gdzie, ale wiem dlaczego. Bo zmęczyła się bycią kucharką, sprzątaczką, kasjerką, i jeszcze nie tą w oczach tych, dla których się starała.

Tak to, dzieci moje Dbajcie o siebie. Bo jeżeli wy nie zadbacie nikt za was tego nie zrobi.

Idź do oryginalnego materiału