Gdy życie nabiera rozpędu: opowieść o kobiecie, która wreszcie postawiła na siebie

polregion.pl 1 dzień temu

Dzisiaj coś mnie napadło, jakbym obudził się z długiego snu. Może to przez ten wieczór, gdy mój syn, Kacper, wybiegł z domu, całując mnie w policzek.

– Mamo, idę dziś z Olą do kina! Bądź w kontakcie, dobrze?

Zamknął za sobą drzwi łazienki i włączył wodę. Przez szum słyszałem, jak półgłosem nuci coś wesołego. Usiadłem w fotelu przy oknie i jak zawsze wpatrywałem się w niego. Był szczęśliwy. Wolny. Lekki.

Takim, jakim ja nigdy nie byłem.

Przed oczami stanęła mi przeszłość – osiemnaście lat, zakochany jak głupi, żenię się z Magdą. Wtedy myślałem, iż miłość to na zawsze. Że wystarczy trzymać się za ręce, a reszta ułoży się sama.

– Mamo, gdzie moja niebieska koszula? – głos Kacpra wyrwał mnie z zamyślenia.

– W szafie, po lewej, jak zawsze – uśmiechnąłem się, czując to dziwne ciepło w piersi.

Podszedłem do lustra i zobaczyłem siebie. Znajome ukłucie. Przystojny, postawny, ale oczy… Oczy zdradzały zmęczenie. Nie bytem, nie. Życiem.

Tamten dzień – jak bat. Zwykłe ranne zakupy. Ja po chleb. A on – z siatką, w której słoiczek dla dzieci i pieluchy.

– To… nie tak, jak myślisz – wybełkotał.

Ale wszystko stało się jasne. Asia – jego nowa rodzina. A ja, Marek, już nie byłem częścią jego życia. Krzyki, łzy, upokorzenie. Potem cisza. Pustka. I nowe życie.

Bez niego. Ale z synem.

Teściowa została przy mnie. choćby mnie broniła. Wychowałem Kacpra sam. I tylko czasem pozwalałem sobie przypomnieć – jak łatwo oddałem swoje szczęście. Albo raczej pozwoliłem je zabrać.

Kacper wyszedł z łazienki, lśniący, z uczesaniem, w tej właśnie niebieskiej koszuli. Dorósł. Niezależny. Rozsądny. Takim, jakim chciałem być w jego wieku.

– Pa, tato! – pomachał ręką.

– Dobrego wieczoru, synku – skinąłem głową, wracając do fotela.

Wtedy przyszło powiadomienie. Cichy dźwięk, a na ekranie: „Tomasz wysłał Ci zaproszenie do znajomych”. Serce mi zabiło mocniej. Tomasz? Ten Tomek ze szkoły? Z bukietami stokrotek pod oknem?

Zadzwoniłem do przyjaciela.

– Grzesiu, nie uwierzysz… Tomasz! Ze szkoły! Dodał mnie!

– Tomek, który był w tobie zakochany przez całe liceum?! No to co, przyjmuj! Podobno teraz istotny gość. I podobno rozwiedziony…

Tak się zaczęło. Wiadomości. Rozmowy do drugiej w nocy. Śmieszne memy, ciepłe słowa, komplementy. Jakbym znowu miał osiemnaście lat. Jakbym znów oddychał pełną piersią.

Po dwóch tygodniach powiedziałem synowi:

– Kacper, chciałbym cię poznać z pewną osobą…

Uśmiechnął się.

– Z Tomkiem? Tato, świecisz się jak choinka w Boże Narodzenie. Cieszę się dla ciebie.

Nie wytrzymałem – łzy popłynęły same. Z ulgi. Z wdzięczności.

Ale to nie trwało długo. Tomasz zaczął się oddalać. Wiadomości stawały się krótsze. W końcu przyszła wiadomość:

„Marek, wybacz. Jest ktoś inny. Po prostu… kiedyś wybrałeś Magdę. Teraz wiesz, jak to jest – być odrzuconym.”

Czytałem i nie wierzyłem własnym oczom. Czterdziestolatek mści się za licealną miłość? Poważnie?

Przyjaciel wpadł jak burza.

– Pisz do niego! Natychmiast! Razem coś wymyślimy!

I napisaliśmy. Ze łzami. Ze śmiechem.

„Drogi Tomku! Dziękuję! Byłeś jak łyk świeżego powietrza. Znów poczułem się młody i atrakcyjny. Powodzenia tobie i twojej… przyszłości. Marek.”

Odpowiedź była przewidywalna – obraźliwa. Ale już mnie to nie obchodziło.

Tydzień później w markecie spotkałem kobietę – zadbaną blondynkę z mocnym makijażem i gniewem w oczach.

– To ty?! Zniszczyłeś mój związek z Tomkiem!

Zamarłem. A potem, w jakiejś dziwnej chwili, zrobiło mi się… śmiesznie.

– Ach, ten uwodziciel? – powtórzyłem z przesadą. – Kochanie, chyba pomyliłaś adres. Prawdziwym uwodzicielem jest Asia. Zawodowo zabiera mężczyzn. Najpierw mojego, teraz twojego…

– Asia?!

– Ano. Zielona 12. Nie pomylisz – ma czerwone auto. Wiem, bo doświadczenie.

Wyszedłem ze sklepu, ledwo powstrzymując śmiech. Ciekawe, czy Asia dowie się, kto podrzucił jej tę bombę?

Wieczorem słońce chowało się za dachami. Siedziałem na balkonie, twarzą do światła. Nagle zrozumiałem – pierwszy raz od lat czułem się dobrze. Nie przez faceta. Nie przez flirt. Po prostu – dobrze.

Zadzwonił telefon. Wiadomość od syna:

„Tato, z Olą chcemy zamieszkać razem. Spróbujemy, bez pośpiechu, bez fajerwerków.”

Uśmiechnąłem się. Oto jest. Szczęście. Patrzeć, jak twoje dziecko buduje swoje życie świadomie. Mądrze. Bez ran, bez bólu.

A ja? Będę po prostu żył. Dla siebie. Dla spokoju. Dla ciszy.

I jeżeli los rzuci mi kiedyś jeszcze miłość – będę gotowy.

Ale teraz – należę do siebie. I tego mi już nikt nie odbierze.

Idź do oryginalnego materiału