Krzysztof podjechał pod starą pięćdziesięciolatkę i zaparkował tak, żeby tablice rejestracyjne nie rzucały się w oczy. Zmarszczył czoło, patrząc na obdarte, niezabudowane balkony i ślepe okna. Współczesne plastikowe okna wyglądały jak nowe łatki na starych spodniach. Dom przypominał menela – co znalazł na śmietniku, to na siebie włożył.
Zagubiona wśród mizernych drzew i innych bloków, przetrwała niejedną zmianę władzy, pięćdziesięciolatka dogorywała wraz ze swoimi mieszkańcami.
Na Krzysztofa dom ten działał jak zębodół – wywoływał nudę i melancholię aż do bólu. W takim właśnie bloku spędził dzieciństwo. I desperacko marzył, żeby stąd uciec. Trzeba przyznać, iż nie tylko marzył, ale ciężko na to zapracował. Dobrze się uczył, dostał się na porządne studia, a potem skończył jeszcze ekonomię. Bez tego sukces w biznesie byłby niemożliwy.
Gdy osiągnął wszystko, o czym marzył, przeniósł rodziców do lepszej dzielnicy. Kupił im nieduży, ale nowoczesny dom z ogródkiem, gdzie przed wejściem rosły równo przystrzyżone krzewy i kolorowe kwiaty, a z tyłu mama założyła warzywniak. No bo jakżeby inaczej? Siedzieć bezczynnie nie potrafiła.
Kobiety lubiły Krzysztofa nie tylko za pieniądze. Był przystojny, hojny i potrafił pięknie adorować. Parę razy omal nie ożenił się z urodziwymi laskami, które swoją urodę zawdzięczały głównie chirurgom plastycznym. A potem wyobraził sobie, jak prowadzi długonogą narzeczoną do swojej prostej mamy, jak ta się skurczy, zblednie przy silikonowej piękności – i odpuścił.
Marta podbiła go naturalnym, niekrzykliwym wdziękiem i ciepłym uśmiechem. Oczywiście, zakochał się. Już po miesiącu przedstawił ją rodzicom. Mama spojrzała na dziewczynę i uśmiechnęła się aprobująco, lekko kiwnęła głową synowi.
No bo kto by się oprzeł takiej urodzie i spokojnemu usposobieniu? Przyzwyczajona, by obywać się małym, Marta była skromna i niewymagająca. Ojciec zmarł, a niedługo potem mama odeszła po krótkiej walce z rakiem. Krzysztof otoczył ukochaną troską i czułością. choćby po roku małżeństwa wciąż wzdrygał się na jej widok jak zakochany nastolatek.
Pewnego dnia jego zastępca i przyjaciel z pracy powiedział, iż widział Martę w tej zapyziałej dzielnicy, pod tą samą obdartą pięćdziesięciolatką. Co tam mogła robić? Nie miała tam żadnych spraw.
– A ty co tam robiłeś? – spytał Krzysztof.
– Trafiłem przypadkiem. Omijałem korki, zgubiłem się, wylądowałem pod tym blokiem.
„Zdradza mnie? Marta?! Niemożliwe!” – pomyślał Krzysztof, ale po plecach przebiegł mu nieprzyjemny dreszcz, a dłonie mimowolnie zaciAle gdy następnego dnia poszedł za żoną i zobaczył, jak wchodzi do mieszkania na parterze, w którym przez okno dostrzegł starszego mężczyznę leżącego w łóżku, zrozumiał, iż tajemnica Marty była o wiele bardziej ludzka, niż mógł sobie wyobrazić – i poczuł, jak wstyd go dławi.