W piątek wieczorem, gdy Kinga wracała z pracy, choćby nie przypuszczała, iż ten dzień zmieni wszystko. Otwierając drzwi ich warszawskiego mieszkania, jak zwykle zawołała:
Kochanie, jestem w domu!
Cisza. Dziwna, przytłaczająca cisza wypełniała wnętrze.
Dziwne Powinien już być pomyślała, kierując się w stronę sypialni.
Gdy otworzyła drzwi, zastygła w bezruchu. Jej mąż, Marek, w pośpiechu pakował walizkę.
Marek Co ty robisz? szepnęła, czując, jak ściska ją w gardle.
Wyprowadzam się odparł zimno, choćby na nią nie patrząc.
Wyprowadzasz? Dlaczego? Co się stało?
To wszystko przez twojego ojca rzucił z irytacją.
Mego ojca? Co on ma z tym wspólnego?
Kinga nic nie rozumiała ani jego słów, ani tej sytuacji. A jednak na jej oczach rozpadało się ich małżeństwo, w które włożyła tyle miłości i cierpliwości.
Poznali się, gdy Kinga miała dwadzieścia osiem lat. Marek, o osiem lat starszy, był pewny siebie, charyzmatyczny, obyty. Wtedy wydawało jej się, iż znalazła mężczyznę swojego życia. Rodzina, przyjaciele wszyscy powtarzali, iż czas się ustatkować, iż zegar biologiczny tyka. W końcu zaczęła widzieć każdego adoratora jako potencjalnego męża co skutecznie ich odstraszało.
Ale z Markiem było inaczej. Spotkali się w warszawskiej kawiarni dzięki koleżance z pracy i od razu zaiskrzyło. Był czuły, uwodzicielski. A gdy odkrył, iż Kinga ma własne mieszkanie na Żoliborzu, nowe auto, dobrze płatną pracę w urzędzie i ojca biznesmena, stał się jeszcze bardziej troskliwy.
Rok później zorganizowali wystawne wesele, w całości opłacone przez jej ojca. Marek nie protestował. Wręcz przeciwnie z entuzjazmem przyjął posadę w jednym z sklepów teścia.
Ich wspólne życie początkowo przypominało bajkę: zagraniczne wyjazdy, romantyczne kolacje, prezenty. Ale był jeden problem Marek nigdy nie wydał złotówki. Za wszystko płaciła Kinga. Na początku nie zwracała na to uwagi. Potem zaczęła pytać. W końcu błagać.
Dlaczego wszystko spada na mnie? skarżyła się najlepszej przyjaciółce. Chciałabym czuć się zadbana, chroniona.
Ale Marek tylko się śmiał:
Nie histeryzuj, kotku. Wszystko gra. Nie przejmuj się takimi głupotami.
W pracy robił absolutne minimum, cały czas siedział w telefonie, a pieniądze, które zarabiał, odkładał potajemnie na swoje konto. Kinga nie miała pojęcia.
Aż ciężko zachorowała. Miesiąc w szpitalu, a Marek odwiedzał ją rzadko, podczas gdy rodzice przychodzili codziennie. Gdy wróciła do domu, czekał ją szok mieszkanie było w strasznym stanie.
choćby nie posprzątałeś? wykrzyknęła.
Po co? To przecież babskie zajęcie, nie? wzruszył ramionami.
Byłam w szpitalu, Marek! I wszystko mam posprzątać sama?
No, wróciłaś. To się bierz do roboty.
Wypłakana zamówiła firmę sprzątającą. Lekarze powiedzieli: rekonwalescencja potrwa co najmniej rok. Ciąża? Na razie wykluczona.
Rok później, gdy w końcu dostali zielone światło, Kinga z emocjami powiedziała Markowi:
Wyobrażasz to? Możemy spróbować Wreszcie możemy mieć dziecko!
Eee Nie teraz, jestem zajęty burknął, wpatrzony w konsolę do gier, PlayStation, które kupiła mu za swoje pieniądze.
Mijały tygodnie. Unikał jej. Aż pewnego dnia rzucił:
Słuchaj, Kinga Wyprowadzam się. I nie chcę z tobą dziecka.
Co?!
Nie kocham cię. Nigdy nie kochałem. Byłaś wygodna. Mieszkanie, kasa, auto. A teraz mam dość. Nie jesteś mi już do niczego potrzebna.
Marek, nie możesz Przecież wiesz, przez co przeszłam, na co czekałam
Twoje problemy, nie moje. Robię, co chcę.
Zamknął walizkę, wrzucił do niej konsolę i wyszedł.
Kinga przez dni leżała w łóżku, nie jedząc, nie śpiąc. Trzy dni później zaniepokojeni rodzice zabrali ją do siebie. Na jej widok ojciec mało nie eksplodował z wściekłości.
Zawieźli ją do swojego domu w Provansji. Marka zwolniono jeszcze tego samego wieczora, a dzięki znajomościom teść doprowadził do zablokowania jego konta. Wszystkie oszczędności przepadły.
Marek został bez grosza, bez pracy, bez dachu nad głową. Ledwo stać go było na wynajem klitki na Pradze. I nie miał pojęcia, co dalej.
Kilka miesięcy później Kinga wróciła do pracy. Tam poznała mężczyznę Jakuba. Nie był już młody, ale uczciwy, spokojny, i od razu traktował ją z szacunkiem i dobrocią.
A pół roku później zdarzył się mały cud: dwie różowe kropki na teście. Łzy, śmiech, telefon do rodziców i ta ogromna duma, iż kiedyś miała odwagę powiedzieć dość.






