Znowu do niej?
Weronika wbijała wzrok w męża. Krzysztof uparcie wiązał buty.
Do dzieci, Wera. Do dzieci, nie do niej mruknął, pochylając się nad sznurowadłami. Ile można to wałkować?
Weronika milczała. Usta miała zaciśnięte w cienką linię. Słowa, które chciała wykrzyczeć, utknęły gdzieś w gardle, tworząc bolesny gul.
Przed ślubem ci to nie przeszkadzało ciągnął Krzysztof, sięgając po kurtkę z wieszaka. Wiedziałaś, iż mam dzieci. Od początku byłem szczery. Mówiłaś, iż rozumiesz. A teraz co? Sceny? Przesłuchania?
Weronika zaciśnęła zęby jeszcze mocniej. Krzysztof zarzucił kurtkę na ramiona i, nie czekając na odpowiedź, wyszedł. Drzwi zatrzasnęły się z cichym *klik*, zostawiając ją samą.
Minęło kilka sekund, zanim Weronika oderwała się od podłogi. Nogi miała ciężkie jak z ołowiu. Osunęła się na kanapę w salonie. Włączyła jakiś głupi serial. Tło. Cokolwiek, by zagłuszyć myśli.
Z Krzysztofem byli razem trzy lata. Dwa w małżeństwie. I tak, wiedziała od początku. Rozwód. Dwójka dzieci. Chłopiec i dziewczynka. Opowiedział o nich na trzeciej randce. Wtedy Weronika się uśmiechnęła. Powiedziała, iż to nie problem. Że rozumie. Że dzieci nie są przeszkodą.
Teraz te słowa wydawały się naiwne, wręcz głupie.
Weronika zakryła oczy dłonią i wzięła głęboki oddech. Łzy cisnęły się do oczu, a pierś ściskało, jakby przygniatała ją niewidzialna płyta.
Z czasem stało się to nie do zniesienia. Dwa razy w tygodniu. Regularnie: wtorek i sobota. Krzysztof szedł do domu byłej. Oficjalnie zobaczyć się z dziećmi. Ale zostawał na obiad. Spędzał czas z byłą żoną. Z Martą.
Weronika wiedziała, iż to głupie. Ufała mężowi. A przynajmniej próbowała sobie to wmówić. Ale coś w środku podpowiadało, iż nadchodzi katastrofa. Niewyraźne przeczucie, od którego robiło się niedobrze.
Gdy Krzysztof wychodził, Weronika zostawała sama w mieszkaniu. Pogrążała się w samoudręce. Winiła się, iż nie potrafi postawić na swoim. Że daje się przekonać jego obietnicom. Że milczy, gdy powinna krzyczeć.
Sięgnęła po telefon i gwałtownie napisała do przyjaciółki:
*Znowu u niej.*
Telefon zadzwonił. Ola.
Halo? Weronika starała się, by głos nie zadrżał.
Wera, co ty wyprawiasz? Ola nie owijała w bawełnę. Ile można to znosić? On cię zdradza. To oczywiste.
Nie, Ola, nie rozumiesz zaczęła Weronika, ale przyjaciółka ją przerwała.
Rozumiem świetnie. Dwa razy w tygodniu znika u byłej. Zostaje tam do nocy. I chcesz mi wmówić, iż tam tylko układa z dziećmi klocki?
Weronika przetarła dłonią twarz. Wiedziała, iż Ola ma rację. Ale powiedzieć to na głos znaczyło przyznać, iż jej małżeństwo to farsa.
Mówi, iż między nimi nic nie ma szepnęła. Że chodzi tylko o dzieci.
Boże, jaka ty jesteś naiwna westchnęła Ola. Wera, błagam, otwórz oczy. Normalni faceci nie spędzają pół wieczoru u byłych żon. Normalni zabierają dzieci do siebie, idą z nimi na spacer, a potem odwożą z powrotem. A twój siedzi u niej w kuchni, je jej rosół i pewnie trzyma ją za rękę, gdy dzieci nie widzą.
Ola, starczy Weronika ścisnęła telefon mocniej.
Starczy? Dobrze. Ale zapamiętaj moje słowa. Jeszcze się z nim nałykasz. A jak to się stanie, nie mów, iż cię nie ostrzegałam.
Rozmowa się skończyła. Weronika wpatrywała się w sufit. W telewizji ktoś głośno się śmiał. Ale jej było wszystko jedno.
Krzysztof wrócił koło północy. Weronika słyszała, jak mąż rozbiera się w przedpokoju. Jak idzie do łazienki. Gdy położył się obok, poczuła zapach obcych perfum. Słodkich, mdłych.
Nie zapytała, dlaczego się spóźnił. Nie miała siły. Ale Krzysztof sam zaczął, układając się wygodniej.
Przepraszam, iż późno. Córeczka musiała zrobić pracę do przedszkola. Pomogłem jej mruknął, już zamykając oczy. Zrobiła taką krowę z szyszek. Śmieszna wyszła.
Weronika skinęła głową w ciemności, choć Krzysztof tego nie widział.
Tak mijały kolejne miesiące. Wtorek. Sobota. Wyjście. Powrót. Zapach obcych perfum. Wymówki.
Aż w końcu Krzysztof się zmienił. Stał się pochmurny i zamknięty w sobie. Całe wieczory potrafił spędzać, wpatrzony w telefon, z marsem na czole. Weronika próbowała dopytywać, co się stało. Ale Krzysztof tylko machał ręką. Mruczał coś pod nosem i wychodził do innego pokoju.
Po dwóch tygodniach oznajmił:
Słuchaj, w piątek idziemy na podwójną randkę.
Weronika odwróciła się, podnosząc brwi.
Z kim?
Z Martą i jej nowym facetem.
Ciężar spadł Weronice z serca. Więc Marta ma kogoś? Więc Krzysztof nie był z byłą? Nie zdradzał? Wszystkie jej obawy były bezpodstawne?
Na twarzy Weroniki pojawił się uśmiech. Objęła męża za szyję.
Oczywiście, iż pójdziemy.
Piątek nadszedł szybko. Weronika kupiła choćby nową sukienkę. Jasnoniebieską, dopasowaną. Chciała wyglądać dobrze. Pokazać Marcie, iż jest wartą Krzysztofa. Że to ona jest adekwatnym wyborem.
Spotkali się w kawiarni na drugim końcu miasta. Przytulne miejsce z drewnianymi stolikami i miękkim światłem. Marta już tam była, z mężczyzną po czterdziestce. Wysokim, sportowym, z przyjemnym uśmiechem.
Cześć Marta wstała, by się przywitać. To Jakub.
Wyglądała świetnie. Zadbana, szczupła, piękna kobieta.
Jakub skinął głową, podając rękę Krzysztofowi. Usiedli.
Weronika miała dobre przeczucie. Wieczór miał być spokojny. Poznają się,














