„Usłyszałaś nie to, co powinnaś”: gdy miłość przechodzi przez zdradę i przebaczenie
Kinga przygotowywała się do tego dnia jak do święta. Wybrała nową sukienkę, upiekła ulubione ciasto męża – to samo, z wiśniami i kruszonką, od którego Rafał zawsze mruczał z zadowolenia. Kupiła bukiet – delikatne, kremowe róże – i wyjechała wcześniej. Dziś Wanda Stanisławowa, teściowa, zaprosiła ich na obiad. Dzień Matki, wszystko musiało być idealne.
Rafał, jak mówił, miał być na ważnym spotkaniu. Gdy Kinga podjechała pod znaną blokową pięciopiętrowkę w Łodzi i zobaczyła pod bramą jego samochód, w piersi ścisnęło ją z niepokoju.
— Dziwne… — szepnęła.
Postanowiła zrobić niespodziankę. Wyjęła klucz, cicho przekręciła go w zamku. Zdejmując buty, weszła boso do przedpokoju, wstrzymując oddech. Z kuchni dobiegały głosy. Chciała zawołać, ale zastygła. Rozmawiali o niej. Teściowa i Rafał.
— Rafałku, no posłuchaj… — Wanda Stanisławowa mówiła stanowczo. — Ten związek to pomyłka. Milczałam, ale dłużej nie mogę. Ona nie jest dla ciebie. Ani pochodzenia, ani posagu. Ani wychowania, ani rozumu.
— Mamo…
— Co to „mamo”?! Ta jej nienaturalna mina, ciągle buja w obłokach. Bez stylu, bez gustu. Bez głowy. Pisze jakieś wierszyki, jakby to był zawód. Kim ona jest? Poetką? Będziesz dzieci karmił rymami?
— Mamo, przestań… — głos Rafała drżał.
— A popatrz na Kamilę, córkę Ewy Antoniny. Wychowana, wykształcona, ładna, własne mieszkanie, rodzice z pieniędzmi. A ta twoja… Co ci dała, oprócz wiecznie głodnego spojrzenia?
W Kingi wnętrzu zawrzało. Oparła się o ścianę. Słowa raniły jak bicze. „Nikt. Przebiegła. Bez perspektyw.”
— Ona jest dobra… — próbował bronić żony Rafał, — kocham ją…
— Miłość, miłość… Pomyśl o przyszłości. O dzieciach. Będziesz ją utrzymywał do końca życia? Nic nie potrafi, choćby ubrać się jak człowiek.
Kinga nie wytrzymała. Cicho wyszła i, nie oglądając się, ruszyła przed siebie. Chłodny jesienny wiatr smagał twarz, łzy płynęły same. W głowie kołatały się słowa: „nie pasujesz… bez stylu… nie umiesz…”.
Wieczór. Siedziała w kawiarni, wpatrzona w kubek z zimną kawą. Zadzwoniła do Rafała:
— Nie przyjdę. Byłam u was. Wszystko słyszałam.
— C-co?! — zaniemówił.
— Wszystko. Że nie jestem dla ciebie. Że jestem nierobą. Że nie zasługuję choćby na twoje nazwisko.
Cisza.
— Kinga… No wiesz, mama… ona się po prostu martwi…
— O ciebie czy o swoją dumę?
Rozłączyła się. Wróciła późno. W milczeniu przeszła do sypialni. Rafał próbował tłumaczyć, usprawiedliwiać matkę, ale Kinga nie chciała słuchać.
Następne dni były lodowate – jak ulica. Unikała męża, żyła jak we mgle. Aż pewnego ranka, parząc ulubioną kawę, poczuła mdłości. Zakręciło jej się w głowie. Spóźniający się okres, dziwne przemęczenie…
KupTest pokazał dwie kreski – ciąża, ta, o której marzyła, ale teraz wydawała się tylko kolejnym ciężarem do udźwignięcia.