Gdy Kasia płaciła za zakupy, Serb stał z boku, a gdy zaczęła je pakować, wyszedł na zewnątrz.

polregion.pl 3 godzin temu

Gdy Kasia płaciła za zakupy, Wojtek stał z boku. Kiedy zaczęła wkładać je do toreb, wyszedł przed sklep. Kasia wyszła za nim i podeszła do męża, który w tym czasie palił papier.
— Wojtek, weź torby — poprosiła, podając mu dwie ciężkie siatki z produktami.

Wojtek spojrzał na nią, jakby kazała mu zrobić coś nielegalnego, i zdenerwowany zapytał:
— A ty co?
Kasia zamarła, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Co znaczy „a ty co”? Zwykle mężczyzna podaje pomocną dłoń. I jakś tak nie po bożemu, gdy kobieta dźwiga, a facet sobie leniwie kroczy.

— Wojtek, one są ciężkie — odparła.
— No i co? — uprzedził się Wojtek.
Widział, iż Kasia zaczyna się złościć, ale z uporu nie chciał wziąć toreb. Ruszył przodem, wiedząc, iż nie nadąży. „Co to za pomysł — żebym ja taszczył? Co ja, jakiś woźnica? Albo podwładny? Mam swoje granice! Sam wybiorę, co robić!” — myślał Wojtek. Dziś miał ochotę pokazać żonie, kto tu rządzi.

— Wojtek, gdzie idziesz? Weź te torby! — krzyknęła za nim Kasia, ledwie powstrzymując łzy.

Toreby naprawdę były ciężkie. I Wojtek o tym wiedział, bo sam wrzucał większość tych produktów do koszyka. Do domu było niedaleko, z pięć minut piechotą. Ale z obciążonymi siatkami droga wydaje się dłuższa.
Kasia szła, walcząc ze łzami. Miała nadzieję, iż Wojtek tylko żartuje i zaraz wróci. Ale nie — oddalał się coraz bardziej. Chciała rzucić te zakupy, ale w półtransie niosła je dalej. Gdy dotarła pod blok, usiadła na ławce, wyczerpana. Chciało jej się płakać z bezsilności, ale powstrzymywała się — płacz na ulicy to wstyd. Nie mogła jednak znieść tej sytuacji. Nie tylko ją zranił, ale i upokorzył. A przecież przed ślubem był taki troskliwy… I to nie było nieświadome — on to zrobił celowo.

— Witaj, Kasiu! — głos sąsiadki wyrwał ją z zamyślenia.
— Dzień dobry, babciu Marysiu — odparła.

Babcia Marysia, czyli Maria Nowak, mieszkała piętro niżej i przyjaźniła się z babcią Kasi, gdy ta jeszcze żyła. Kasia znała ją od dziecka i zawsze traktowała jak drugą babcię. A po śmierci babci, gdy Kasia mierzyła się z codziennością, sąsiadka zawsze pomagała. Innej rodziny nie miała — matka mieszkała w innym mieście z nowym mężem i dziećmi, a ojca nie pamiętała. Babcia Marysia była jej najbliższą osobą. Kasia bez wahania postanowiła oddać jej zakupy. W końcu nie dźwigała ich dla siebie. Emerytura Marysi była skromna, więc Kasia często przynosiła jej coś smacznego.
— Chodźmy, babciu, odprowadzę was — powiedziała, znów chwytając ciężkie torby.

W mieszkaniu babci Marysi Kasia zostawiła zakupy, mówiąc, iż to wszystko dla niej. Gdy sąsiadka zobaczyła szprotki, pasztetową, konserwowane brzoskwinie i inne smakołyki, które lubiła, ale rzadko mogła sobie pozwolić, wzruszyła się tak bardzo, iż Kasi zrobiło się przykro, iż tak rzadko ją częstuje. Po serdecznym uścisku Kasia wróciła do siebie. Gdy tylko weszła do mieszkania, mąż wyszedł jej na spotkanie, właśnie coś przeżuwając.

— A gdzie torby? — zapytał, jak gdyby nigdy nic.
— Jakie torby? — odparła Kasia jego tonem. — Te, które mi pomogłeś zanieść?
— Oj, daj spokój! — próbował się wykręcić. — Co się obraziłaś?
— Nie — odpowiedziała spokojnie. — Po prostu wyciągnęłam wnioski.

Wojtek zaniepokoił się. Spodziewał się krzyków, awantury, łez, a tu taka cisza, iż sam poczuł niepokój.
— I jakie to wnioski?
— Nie mam męża — westchnęła. — Myślałam, iż wyszłam za mężczyznę, a okazało się, iż za ciamajdę.
— Nie rozumiem — zrobił się oburzony.
— Co tu niejasnego? — spojrzała mu prosto w oczy. — Chcę, żeby mój mąż był mężczyzną. A tobie chyba też zależy, żeby twoja żona była mężczyzną — dodała po chwili: — W takim razie potrzebujesz męża.

Wojtek zaczerwienił się ze złości i zaciął pięści. Ale Kasia tego nie widziała — już poszła pakować jego rzeczy.

Bronił się do końca. Nie chciał wychodzić. Nie pojmował, jak można niszczyć związek przez takie błahostki:
— Przecież wszystko było dobrze, no pomyślisz — torby sama zaniosłaś. I co w tym złego? — irytował się, gdy ona bezceremonialnie wrzucała jego ubrania do walizki.
— Mam nadzieję, iż własną torbę zaniesiesz sam — przerwała mu zimno.

Kasia doskonale wiedziała, iż to był tylko pierwszy dźwięk dźwięczą. Gdyby teraz przymknęła oko, z każdym kolejnym razem byłoby bardziej po cham (n (nKasia zamknęła drzwi za nim, wiedząc, iż właśnie odzyskała swoją godność.

Idź do oryginalnego materiału