Osaka przywitała mnie potwornie ulewnym deszczem. Droga ze stacji Shin-Osaka do hotelu Androoms była drogą przez mękę, ale na szczęście walka z walizką, parasolem i wiatrem trwała tylko 5 minut. Po raz kolejny podziękowałam sobie za moją stałą zasadę – spać jak najbliżej dworca. Wcześniej zatrzymywałam się w hotelu Remm Shin-Osaka, który też bardzo polecam. W przypadku tego hotelu nie trzeba choćby opuszczać budynku dworca.
Tym razem chciałam sprawdzić coś innego i hotel Androoms okazał się fenomenalny. Nowocześnie urządzony, a na dodatek można było korzystać ze wspaniałego sento i bezpłatnych foteli do masażu. Jedna niecka z gorącą wodą znajdowała się wewnątrz budynku, a druga – na zewnątrz. Nie była to zupełnie otwarta przestrzeń, raczej miejsce, w którym trochę hulał wiatr, było znacznie zimniej, ale gorąca woda dawała dzięki temu jeszcze więcej przyjemności. Sento zostawiłam jednak na relaks wieczorową porą – nie ma przecież nic lepszego, niż po długim męczącym dniu móc zanurzyć się gorącej wodzie.
OSAKA – CO WARTO ODWIEDZIĆ W 2-3 DNI?
Osaka jest niezwykle fascynująca i warto spędzić tam przynajmniej kilka dni. Znana jest między innymi ze świetnego ulicznego jedzenia, wyluzowanych mieszkańców (największa ilość komików pochodzi właśnie z Osaki i tu narodził się manzai, japońska wersja standupów), najstarszej świątyni buddyjskiej i stawania po prawej stronie schodów ruchomych. Tak, Osaka jako jedno z kilku miast (obok Nary, Wakayamy i Hyogo) ma tę zasadę odmienną od pozostałej części Japonii.
Nie będę dokładnie opisywać, co niegastronomicznego warto zwiedzić w Osace, bo moja lista zawsze skupia się na bardziej spożywczych tematach.
A oto, co – moim zdaniem – jest tam godnego uwagi i można obskoczyć w 2-3 dni (oczywiście wersja dla „foodie”):
- Zamek Ōsaka zwany również Złotym (lub Brokatowym) Zamkiem. Jeden z najbardziej znanych zamków w Japonii, chociaż wcale nie najbardziej zachwycający. Zbudowany pod koniec XVI w., kilkukrotnie częściowo odrestaurowany, niszczony i zaniedbany przez wiele lat. W 1997 roku ukończono jego ostatnią renowację, dzięki której mamy piękną, bogato zdobioną…betonową kopię zamku. Warto się wybrać będąc w Osace, chociażby dla wspaniale kwitnących ume i sakur (w otaczającym zamek parku jest 3 000 drzew wiśni). Ponieważ wizytę na zamku zaliczyłam kilka lat temu, to tym razem odpuściłam sobie to miejsce.
- Wieża Tsutenkaku – cała wieża ma 103 metry wysokości, a platforma widokowa mieści się wysokości 90 metrów. Warto wybrać się w pogodny dzień, żeby podziwiać panoramę Osaki.
- Shinsekai – to dzielnica otaczająca wieżę Tsutenkaku – pełna barów, izakai, restauracji, szczególnie w części Janjan Yokocho. Niezwykle fotogeniczne miejsce, zwłaszcza o zachodzie słońca i wieczorem. Tam można też spotkać Billikena, czyli maskotkę dzielnicy.
- Nishinari – ciemna strona Osaki lub „głęboka Osaka”. Można połączyć z wizytą w Shinsekai, ale raczej unikałabym samotnych wieczornych spacerów, tym bardziej jeżeli nie ma z nami jakiegoś lokalsa.
- Hozenji Yokocho – wąska, brukowana i bardzo klimatyczna uliczka zlokalizowana niedaleko Dotonbori. Kolejne idealne miejsce na okonomiyaki, yakiniku czy kushikatsu.
- Cupnoodles Museum – interaktywne muzeum poświęcone najbardziej kultowemu instant ramenowi w kubku wynalezionemu przez Momokufu Ando, założyciela firmy Nissin, twórcę pierwszego błyskawicznego makaronu. Można tutaj samemu przygotować makaron, zaprojektować kubek, wybrać ulubione dodatki i tworzyć produkt idealny w swoim rodzaju. W końcu Osaka to miejsce, gdzie instant ramen został wynaleziony.
- Dotonbori – najbardziej oblegana i turystyczna miejscówka w Osace, słynny neon Glico i szalony tłum.
- Shinsaibashi-suji i Ebisubashi-suji– pasaże handlowe w pobliżu Dotonbori, zatłoczone, głośne i pełne najprzeróżniejszych sklepów.
- Amerikamura – znana ze swoich komisów odzieżowych, mnóstwa małych barów i izakai. Dzielnica (a raczej „dzielniczka”) bardzo popularna wśród młodzieży, barwna, głośna i zatłoczona.
- Kuromon Ichiba Market – miejsce, które nazywane jest „kuchnią Osaki” to targ ze świeżymi owocami morza, warzywami, przeróżnymi produktami spożywczymi, akcesoriami Znajduje się tutaj w przybliżeniu 150 stoisk i sklepów, a około połowa z nich specjalizuje się w rybach i owocach morza. zwykle mocno zatłoczony. Popularny wśród lokalsów, szefów kuchni i turystów. Na wielu stoiskach można od razu spróbować dań przygotowanych na miejscu, a oprócz tego jest mnóstwo barów i izakai.
- Tsuruhashi Korea Town – Mała Korea jest otoczona sześcioma targowiskami i uliczkami handlowymi, na które składają się koreańskie restauracje, sklepy odzieżowe i sklepy spożywcze, których jest ponad 800!
- Gourmet Street na dworcu kolejowym Shin-Osaka – dwa piętra przeróżnych knajp, a to tylko dworzec. O tym, jak to jest z jedzeniem na dworcach pisałam tutaj.
- Umeda Sky Building – imponujący wieżowiec, widok z tarasu widokowego zapiera dech w piersiach szczególnie wieczorem.
CZTERY DNI W OSACE
DOTONBORI
Ze względu na deszczową pogodę, rundę po Osace rozpoczęłam od Shinsaibashi-suji i Ebisubashi-suji czyli długich pasaży handlowych (shotengai). Wiecznie zatłoczonych, z nieustanną falą ludzi przemieszczających się w jedną albo drugą stronę. Znajdziecie tutaj wszystko – ciuchy nowe i używane, kosmetyki, elektronikę, biżuterię i…mnóstwo dobrego jedzenia. Mam tam dwa ulubione słodkie miejsca. To Pablo i Rikuro – dwie cukiernie, które specjalizują się w sernikach i do obu zawsze jest bardzo długa kolejka.
Serniki
Rikuro specjalizuje się w typowych japońskich sernikach, czyli takich, które bardziej przypominają jajeczne suflety. Kupić można sernik, który świeżo wyjechał z pieca – trzeba wtedy odstać swoje w długiej kolejce. Każda nowa partia serników tuż po wyjęciu z pieca jest anonsowana głośnym dzwonkiem, a na cieście wypalane jest logo Rikuro. Można też kupić sernik upieczony kilka godzin wcześniej i wtedy nie trzeba stać w kolejce. Niezależnie od wersji sernik kosztuje 865 ¥. Kiedy podróżuję do Osaki bez towarzystwa, to nie daję się skusić Rikuro – trzeba kupić całe ciasto, a ma chyba 18 cm średnicy! Jest smaczne, nieprzesadnie słodkie i lekkie, z kilkunastoma rodzynkami na brzegach. Ale na miłość boską, musiałabym zjeść go sama! A w Osace, mieście z tyloma lokalnymi smakołykami, szkoda mi po prostu miejsca w żołądku.
Nooooo chyba, iż mówimy o drugiej cukierni z sernikami. Bo w przypadku cukierni Pablo, to sprawa wygląda nieco inaczej. Ich serniki to w większości małe sernikowe tarty – w wersji klasycznej (250 ¥) i różnych wersjach specjalnych – kremowo-truskawkowych (300 ¥), crème brûlée (280 ¥), kasztanowy Mont Blanc (320 ¥), tiramisu (320 ¥). Są też dostępne większe rozmiary, ale nie cieszą się aż tak wielką popularnością. Tarty są wspaniałe, chrupiące, część z sernikiem ma idealną konsystencję. Absolutnie miejsce warte odwiedzenia – dla mnie jest to jeden z ulubionych deserów w Japonii.
Dotonbori – najbardziej turystyczne miejsce w całej Osace i jedno z najbardziej popularnych miejsc w Japonii. To tutaj w pobliżu mostu Ebisubashi znajdziecie słynny podświetlany billboard firmy Glico, przedstawiający sylwetkę biegacza. To mnóstwo oszałamiających neonów, ruszający się gigantyczny krab, ogromna ryba-rozdymka i malowniczy Kanał Dotonbori. To również Kuidaore Taro, czyli biało-czerwono-niebieski klaun w okularach, maskotka Osaki, w przeszłości symbol jednej z nieistniejących już restauracji. Kuidaore po japońsku oznacza „jedz, aż zbankrutujesz” – myślę, iż na luzie mogę uznać to motto za swoje.
Mój pierwszy dzień w Osace przypadał w niedzielę, a wtedy wokół Kanału Dotonbori gromadzi się mnóstwo cosplayerów. W wielu japońskich miastach właśnie w niedzielę realizowane są takie zloty – dzięki temu pozostało bardziej kolorowo, a cosplayerzy bardzo chętnie pozują do zdjęć.
Takoyaki
Flagowe danie Dotonbori to takoyaki, czyli smażone kulki z ciasta naleśnikowego, nadziewane małymi kawałkami ośmiornicy, podawane z sosem takoyaki (to połączenie sosu Worcestershire i kilku innych dodatków), majonezem, aonori czyli sproszkowanymi algami i katsuobushi (płatkami tuńczyka bonito). Mam taki zwyczaj, iż takoyaki w Osace jem w jednym miejscu: Atchichi-Honpo. Nie są najlepsze, ale za to kolejka zwykle najdłuższa ? Czuję jednak zawsze przymus zjedzenia takoyaki właśnie tam chociaż raz w trakcie każdego pobytu w Osace. Taka świecka tradycja. I zawsze się poparzę, bo jem łapczywie nie czekając aż wystygnie.
Okonomiyaki
Na okonomiyaki znalazłam fantastyczną miejscówkę: Kuishinbo. Małe, ciasne, wąskie, zagracone i zadymione, z miejscami siedzącymi tuż przy płycie teppan. Mają w menu kilka różnych odmian smażonych placków yaki: okonomiyaki, negiyaki, modanyai, yoshokuyaki. A także yakisoba, yaki udon, omusoba, sobameshi i takoyaki. Ceny od 700 ¥ do 1250 ¥. I było to zdecydowanie jedno z tych miejsc, do których z pewnością wrócę. Najchętniej w towarzystwie, bo podróżowanie solo ma tę wadę, iż nie można spróbować wszystkiego, na co się ma ochotę. Mogłam więc wziąć tylko jedno danie – oczywiście zdecydowałam się na okonomiyaki. Takoyaki, które zamówił mój japoński sąsiad, wyglądały ten całkiem zacnie. Zajrzyjcie tam koniecznie!
OSAKA FOOD TRIP Z YUSUKE
Przez kolejne dwa dni o moje dobre kulinarne wspomnienia zadbał Yusuke czyli mój japoński przyjaciel, którego poznałam na kursie niemieckiego w Stuttgarcie. Jest wspaniałym, mądrym człowiekiem, zabawnym towarzyszem wszelkich imprez i spotkań. Za punkt honoru postawił sobie pokazać mi miejsca, do których chodzą osakijczycy. Oraz takie, do których choćby oni się nie ośmielą zajrzeć wieczorem. Muszę przyznać, iż zafundował mi niezły rollercoaster emocji kulinarno-socjologicznych.
Tenma – tanie ryby i owoce morza. Polskie sushi bary ich nienawidzą!
Pierwszy wieczór był tylko prostą rozgrzewką. Ale jaką! Oblegana przez miejscowych izakaya w dzielnicy Tenma – polecona przez naszą wspólną znajomą Maiko – specjalizująca się głównie w owocach morza: Jizakanayatai Tottsuan Temmaten (Tottuan Menma). Prosto, tanio i – omujborze – jak pysznie. Przykładowo (dań jest mnóóóóstwo w menu): sashimi od około 400 ¥ (14 zł), grillowany kalmar niecałe 500 ¥ (17 zł), mała miska ryżu 150 ¥ (5 zł), krewetka albo ostryga w tempurze 250 ¥ (8 zł), lane piwo 429 ¥ (14 zł). Najdroższym daniem jest kociołek z owocami morza (Seafood jjigae pot), który kosztuje 1650 ¥ (55 zł). Te ceny są naprawdę szalone! Za super świeże owoce morza, proste sashimi, chrupiącą tempurę. Nie wiem, czy za objedzenie się po uszy na dwie osoby wyda się więcej niż równowartość 200 zł.
Zamówienie składa się banalnie prosto – dostaje się kartkę, na której zaznacza się ilość poszczególnych dań lub podobną operację wykonuje się w telefonie. W listopadzie nie było jeszcze angielskiej wersji menu, ale widzę na zdjęciach w Google, iż teraz jest o wiele już łatwiej. Warto rzucić okiem na pełne menu i zapisać adres, bo to miejsce godne polecenia. Rekomendujemy we trójkę: Maiko, Yusuke i ja ?
DEEP OSAKA czyli jadłam yakuzie z ręki
Drugi wieczór był już główną atrakcją. Yusuke zapowiedział: „Maruta*, time for the deepest Osaka”. I tak oto wylądowaliśmy w cieszącej się niezbyt dobra sławą dzielnicy Nishinari.
Nishinari i Kamagasaki
Aktualna nazwa dzielnicy funkcjonuje dopiero od 1966 roku, poprzednia historyczna nazwa tego obszaru to Kamagasaki – w tej chwili używanie tej nazwy jest zabronione przez władze Osaki. Już od końca XIX wieku ten teren przyciągał biedniejszą część japońskiego społeczeństwa, wielu z nich przyjeżdżało do Osaki w poszukiwaniu pracy. W tym czasie zaczęły też powstawać tanie hotele, zwiększała się ilość robotników „dniówkowych”. W latach 50. zyskał status slumsu zamieszkiwanego przez biedotę, bezrobotnych i ofiary wojny. Miejsce nie należało do najbezpieczniejszych, zdarzały się tu liczne kradzieże, pobicia czy inne przestępstwa. Tutaj też część brudnych interesów załatwiała japońska mafia (nadal obecne są w tej dzielnicy dwie grupy yakuzy: Sakaume-gumi i Azuma-gumi), hazard i prostytucja były na porządku dziennym.
Do dziś mieści się tu kilka punktów zatrudnienia dla tanich, dziennych pracowników fizycznych. Wiele z tych osób mieszka w niesamowicie niedrogich, jak na japońskie warunki, mieszkaniach zwanych doya-inn lub kichinya-inn. Wielu bezdomnych Kamagasaki mogło nazywać swoim domem, widok kartonowych przybytków był tutaj na porządku dziennym. Kilkukrotnie zdarzały się w tej okolicy zamieszki mieszkańców protestujących przeciwko złemu traktowaniu przez policję. Problem tego miejsca okrytego złą sławą, nazywanego slumsami Japonii, był przez władze latami zamiatany pod dywan. W końcu, jeżeli nie mówi się o problemie, to on nie istnieje, prawda? Faktem jest, iż „zwyczajni” Japończycy jeszcze do niedawna w ogóle się tam nie zapuszczali.
Dzielnica „czerwonych latarni”
W Nishinari znajduje się też największe zagęszczenie burdeli w całej Japonii – w roku 2019 było ich ponad 150. To dzielnica czerwonych latarni – Tobita Shinchi. Ponieważ prostytucja w Japonii jest nielegalna, to domy publiczne tutaj działają jako „restauracje w japońskim stylu”. Model funkcjonowania jest podobny do tego w Amsterdamie, czyli dość nietypowo jak na Japonię. Prostytutki, zwykle młode dziewczyny przebrane w strój uczennicy lub pokojówki, prezentują się w dużym oknie salonu otwartym na ulicę lub przy wejściu, a mama-san, nagabująca potencjalnych klientów, czuwa tuż obok. Wiele z tych lupanarów przyjmuje wyłącznie Japończyków i innych Azjatów.
Nishinari obecnie
Obecnie dzielnica Nishinari przechodzi proces rewitalizacji i gentryfikacji, jest czyściej, bezpieczniej. Część walących się budynków została odbudowana. Niektóre doya zostały przemianowane na hotele i stały się ostatnio popularne wśród turystów spoza Japonii ze względu na niską cenę i bliskość transportu kolejowego. Oraz na rosnącą popularność wśród gaijinów pragnących zobaczyć „głęboką” Osakę, ze względu na jej unikatowość. przez cały czas jest znacząco inaczej i biedniej, niż w otaczających dzielnicach, jednak powoli teren się zmienia. Przypuszczam, iż za kilka lub kilkanaście lat po osławionym Kamagasaki nie będzie już śladu.
Horumonyaki
Ku mojej rozpaczy miejsce, do którego chcieliśmy się wybrać, czyli Yamaki, tego dnia było nieczynne. Mam ogromną nadzieję, iż uda mi się tutaj zjeść kolejnym razem. Tak, na kolację Yusuke zaplanował horumonyaki czyli grillowane świńskie podroby. Dobrym flaczkom nigdy nie mówię nie! Zobaczcie sami, czyż nie jest to piękny widok?
Ponieważ jednak pierwotny plan okazał się niemożliwy do realizowania, trzeba było opracować plan awaryjny. Weszliśmy więc do przypadkowego standing baru (tachinomi) przy Sakai-suji, gdzie przywitało nas miłe towarzystwo lokalsów, a przedramiona obsługującego nas młodzieńca ozdabiał imponujący tatuaż, w Japonii zarezerwowany wyłącznie dla członków yakuzy. Zamówiliśmy ośmiornicę, niewielką porcję horumonyaki, wypiliśmy piwo, posłuchałam jak Yusuke z lokalsami naśmiewają się z przywar mieszkańców innych rejonów, gadali o polityce, pytali mnie o powód wizyty w Japonii i byli zaskoczeni, iż ktoś na drugim końcu świata może pisać o kuchni japońskiej.
I jeszcze więcej horumonyaki
Jeden z gości postanowił zabrać nas w inne miejsce. „Dobre miejsce, z większym wyborem horumon, Maruta!”. To dobre miejsce okazało się być dziurą w ścianie. Usiedliśmy na skrzynkach, śmierdziało jak w rzeźni, a kilka osób, które tam siedziało było niezwykle zainteresowanych gaijinką o blond włosach. Piliśmy piwo, jedliśmy yakisobę i kolejną porcję horumonyaki. Było tam chyba wszystko, co wnętrze świni ma do zaoferowania, było kremowo, tłusto, trochę chrupiąco, gładko, pofałdowanie, delikatnie i chamsko. Wszystko na raz! Jadłam, nie wybrzydzałam. Spędziłam fantastyczny czas z lokalsami, w pobliżu szemranych izakayi, burdeli i na terytorium yakuzy.
Nie wybrałabym się do Nishinari zupełnie sama wieczorem. Ale jestem wdzięczna, iż mogłam doświadczyć, zobaczyć i przeżyć to, co jest dane niewielu cudzoziemcom.
Shinsekai i Tsutenkaku
Z Nishinari blisko do Shinsekai, nieco bardziej wygładzonej części Osaki, z wieżą Tsutenkaku (która wygląda jak penis w erekcji, zdaniem moich nowych kolegów. Lokalsi chyba wiedzą co mówią ) i milionem knajp, barów i neonów.
Trzecim miejscem naszego wieczornego wypadu była całkiem cywilizowana knajpa z kushikatsu, poza sercem Nishinari, już w Shinsekai – miejscu narodzin tego dania. Żadnej adrenaliny, żadnych emocji, zwykłe, dobre kushikatsu ?
*Imię Marta wymawiane przez Japończyków brzmi „Maruta”, a to oznacza kloc drewna. Jakoś tak mało kawaii.
Lokalne przysmaki z Osaki, których trzeba spróbować:
- takoyaki – wszędzie rozrzucone są stoiska, warto spróbować w kilku miejscach, ja zwykle jadam w Atchichi-Honpo
- okonomiyaki i inne „yaki” – ogromny wybór lokali, polecam: Kuishinbo
- serniki – Rikuro i Pablo
- owoce morza – Jizakanayatai Tottsuan Temmaten
- horumonyaki – czyli grillowane podroby, głównie wieprzowe, ale też wołowe. Polecam Yamaki, chociaż sama jeszcze w tym miejscu nie jadłam. Ale jeżeli rekomenduje ktoś, komu ufam, to tak, jakbym polecała sama. ? Horumonyaki jadłam dwa razy i przeżyłam bez absolutnie żadnych sensacji.
Przed wyjazdem odwiedziłam jeszcze dwa piętra Gourmet Street, zjadłam piękne sashimi i ze smutkiem pożegnałam Osakę. Kolejny raz nie udało mi się odwiedzić wszystkich miejsc, na które miałam smaka. Ale wiem, iż to nie był ostatni raz.