Frontier Hunter to przygodowa gra typu Metroidvania z postaciami w stylu anime. Gra została wyprodukowana i wydana przez IceSitruuna. Tytuł ukazał się na PC, PS4, PS5 oraz Nintendo Switch. Warto też wspomnieć, iż jest to kontynuacja Tower Hunter: Erza’s Trial.
Frontier Hunter: Erza’s Wheel of Fortune to gra, która oferuje duży wybór broni i ekwipunku oraz trzy grywalne postacie, pomiędzy którymi możemy się dowolnie przełączać. Czy jednak tytuł ma do zaoferowania coś więcej?
Podczas pierwszego spotkania z grą na myśl przychodzi wiele tytułów anime. Zdecydowanie widać inspirację znanymi motywami. Jest ich jednak tak dużo, iż Frontier Hunter, na szczęście, nie wydaje się kopią niczego konkretnego. Tyle z pozytywów, o ile chodzi o grafikę.
Fabularne sceny może nie są jakoś wybitnie źle wykonane, ale nie są też szczególnie dobre. Animacja jest po prostu słaba. Design niektórych postaci wydał mi się trochę niepokojący i niekoniecznie wynikało to z zamysłu twórców. Poziom grafiki jest więc bardzo średni. Gra nie jest brzydka, ale kilka jej elementów, o ile w ogóle jakieś, przykuwają uwagą w pozytywny sposób.
Dla pocieszenia, sama rozgrywa jest raczej płynna. Mechanika, przynajmniej na początku, też wydaje się całkiem prosta. Dalej, wiadomo, Metroidvania z każdym kolejnym poziomem lubi nam coś dodać dla urozmaicenia rozgrywki. Kombinacji przycisków musi być na tyle dużo, żeby mogły się mylić.
Wraz z postępem fabuły, której główny cel klaruje się dosyć szybko, przechodzenie mapy robi się coraz trudniejsze. Gracz musi nieustannie ulepszać swój ekwipunek i dostosowywać style walki do nowych przeciwników. Upgrade’owanie i tworzenie nowej broni jest całkiem proste. Ciężej, w mojej opinii, znaleźć wartościowe przedmioty, które podbiją odpowiednie statystyki.
Wracając do fabuły. Główną bohaterką jest Erza, popularna łowczyni głów. W czasie jednej ze swoich misji rozbija się na nieznanej planecie zamieszkanej przez niebezpieczne rośliny i polujące na nas potwory. Aby wrócić do domu, Erza musi zdobyć części niezbędne do naprawy statku. Oczywiście aby pozyskać wspomniane elementy, konieczne będzie pokonanie bossów. Najpierw jednak musimy się do nich dostać, pokonując po drodze istny labirynt.
Na szczęście w przedzieraniu się przez kolejne biomy pomogą nam przyjaciółki Erzy – Ciara i Nia. Każda z dziewczyn dysponuje nieco odmiennymi mocami. Dzięki temu możemy dynamicznie dostosowywać się do sytuacji i przeciwników, przełączając się między bohaterkami.
Frontier Hunter: Erza’s Wheel of Fortune ma również ciekawą mechanikę, wyróżniającą się na tle innych tytułów tego gatunku. Jest nią obrona bazy, podczas której musimy chronić nasz obóz przed atakiem zamieszkujących planetę potworów. Ta sekwencja przypominająca strzelankę i stanowi interesujące urozmaicenie rozgrywki.
Oprócz dwóch grywalnych towarzyszek Erza ma jeszcze jednego kompana. Demona, o bardzo oryginalnym imieniu, Diablo, zaklętego w jej spince do włosów w kształcie rogatej czaszki. Dzięki niemu łatwo poznać, iż idziemy do przodu z fabułą, ponieważ w miarę jak zbliżamy się do adekwatnej lokacji, Diablo rozpoczyna dialog, dzieląc się z nami swoją historią. Niestety ma on zwyczaj odzywać się w środku walki. Dzieje się to wprawdzie w oskryptowanych momentach, ale nie w tych spokojnych, gdzie możemy skupić się na nowych informacjach.
Istotnym faktem jest też to, iż gra nie ma polskiej lokalizacji. Nie jest to większy problem dla osób znających angielski na chociażby średnim poziomie. Frontier Hunter ma bowiem prosty i zrozumiały język. Dźwięk jednak zostawiłam sobie oryginalny, japoński, a napisy wybrałam właśnie w języku angielskim. W momentach, w których Diablo się do nas odzywał, było mi więc niezmiernie trudno skupić się na czytaniu dialogów i walce jednocześnie. W takich sytuacjach, choćby z angielskim dubbingiem, miałabym problem ze zrozumieniem i trochę mnie to drażniło.
A skoro już o dźwięku mowa. Przyznaję, iż oprawa muzyczna była całkiem miła w odbiorze. Wpadała w ucho, nie drażniła i nie nie nudziła się zbyt szybko. To pozwolę sobie zaliczyć na plus.
Podsumowując: gra nie jest zła, ale nie powiedziałabym również, iż jest dobra. Przeciętna to najlepsze, co mogę o niej powiedzieć. Rozgrywka jest dosyć przyjemna, ale nie ciągnęło mnie specjalnie do dokładnej eksploracji. To tytuł, po który sięgnęłabym bardziej z nudów niż dlatego, iż faktycznie chciałabym w niego zagrać.
Recenzja powstała we współpracy z Outreach
Źródło grafiki głównej: Materiały promocyjne (PR Outreach)