— Zosieńko, pamiętasz, jak prosiłeś, żebym ci mówiła, jeżeli usłyszę o czyjejś potrzebie, która jeszcze choćby nie została wyrażona? Właśnie taki przypadek mi się trafił — rzekła Kinga, zatrzymując się w progu gabinetu męża i patrząc na niego z nadzieją.
— Już jestem zaciekawiony, Kinguś. Mów.
— Wiesz, czego mi brakuje najbardziej w tym całym internetowym światku? — usiadła obok niego i dodała cicho: — Filtra dobra. Takiego „tłumacza światła”, który zamieniałby chamstwo, złośliwość i agresję w uprzejmą i kulturalną rozmowę. Żeby czytając komentarze czy służbową korespondencję, nie miałoby się ochoty schować pod kołdrę.
— Kochanie, ktoś cię uraził?
— Nie, najdroższy, nie konkretna osoba. Ale wiesz, ostatnio, przeglądając social media, fora czy służbowe czaty, coraz częściej czuję, jakby wylewano na mnie wiadra złości, irytacji i agresji. Ludzie się nie hamują. Atakują, wyśmiewają, obrażają. Jakby stracili wszelkie hamulce.
Zamilkła na chwilę, spuszczając wzrok.
— Czasem myślę, iż to ze mną coś nie tak. Może stałam się zbyt wrażliwa? Ale z drugiej strony, czy normalne jest, iż przyzwyczajamy się do chamstwa jak do codzienności?
Zosia westchnął. Widział, jak codziennie analizuje dziesiątki wiadomości, badając nastroje społeczne — pracowała jako analityk w dużej agencji.
— Niestety, agresywni są zawsze najgłośniejsi. Nigdy ich nie było wielu, ale internet to dla nich idealne środowisko. Anonimowość rozpuszcza, znika odpowiedzialność, zostaje tylko czysta emocja. Ale masz rację. Świat staje się toksyczny. Twój pomysł — brzmi mocno. Realnie. Opowiedz więcej, jak to widzisz.
— Chciałabym, żeby to było aplikacja albo rozszerzenie. Np. czytasz komentarze pod filmem — a wszystkie są automatycznie przekształcone: nie „głupia”, tylko „nie rozumiem twojego stanowiska”, nie „zamknij się”, tylko „może spójrzmy na to inaczej?”. Wyobrażasz to sobie?
— Czekaj, czyli proponujesz nie blokować, tylko przepisywać?
— Tak! Ale dobrowolnie. Użytkownik sam włącza filtr i decyduje, gdzie i dla kogo działa. Może dla konkretnych stron, może tylko w służbowych chatach, gdzie liczy się konstruktywność.
— A gdyby działał też w drugą stronę? Żeby łagodził twoje własne wiadomości przed wysłaniem?
— To byłoby idealne! Bo my też nie zawsze jesteśmy aniołami. Zwłaszcza w stresie. Czasem chce się „wyrzucić” z siebie — a potem wstyd, gdy czytasz, co napisałeś. A tu — filtr podpowiada: „można łagodniej”, „można inaczej”. choćby sugeruje lepsze słowa.
— Brzmi jak wewnętrzny psycholog z funkcją autocenzury. Tylko bez moralizowania.
— Właśnie! Ważne, żeby działało płynnie — bez wklejania tekstu w dodatkowe programy. Wszystko na bieżąco, na jednym ekranie. Spokój to też zasób, a dziś kosztuje krocie.
Zosia zamilkł na chwilę. Pracował w IT i doskonale rozumiał: pomysł Kingi może nie tylko odnieść sukces, ale i zmienić sposób postrzegania cyfrowej komunikacji.
— Omówię to z zespołem. Jutro. Koniecznie. To nie tylko genialne — to potrzebne. Ludziom trzeba dać oddech. Bez trucizny.
Kinga odetchnęła z ulgą, po raz pierwszy tego dnia szczerze się uśmiechając.
— Dziękuję, Zosiu. Naprawdę. Bałam się, iż zaczynam brnąć w jakieś nierealne marzenie. A może dobro to po prostu coś, co kiedyś zgubiliśmy… i czas to odzyskać.
Zosia wstał, przytulił ją mocno.
— Dość już tych smutków. Czas włączyć nasz własny filtr dobra: cisza, przytulenie, herbata i miłość. Bez warunków. Bez sporów. Bez filtrów.
Roześmiała się i wtuliła w jego ramię.
Za oknem ktoś wciąż walił w klawiaturę, pisząc gniewny komentarz, ktoś inny kłócił się do ochrypnięcia. Ale w tym pokoju narodziła się myśl, która mogła zmienić choć mały kawałek świata. I uczynić go odrobinę cieplejszym.
Czasem wystarczy jedna dobra idea, by przypomnieć, iż słowa mają moc — mogą ranić, ale i leczyć. Warto wybierać te drugie.