Fenomen kulturowy czy odgrzewany kotlet? Drugi sezon „Squid Game”

pch24.pl 2 tygodni temu

Być może taką siłą „Squid Game” jest to, iż mimo wszystko tam mamy dosyć mocno zarysowaną krytykę społeczną. Teoretycznie jest to krytyka społeczeństwa azjatyckiego, koreańskiego, gdzie jest bardzo silnie rozwinięty model szalonej społecznej rywalizacji. W jakimś stopniu to, co widzimy w „Squid Game” to jest po prostu bardzo przerysowana wersja codziennego życia Koreańczyków, ale czy tylko Koreańczyków? Przecież ludzie na Zachodzie też narzekają na wyścig szczurów. W związku z tym myślę, iż dla części widzów „Squid Game” to po prostu fajna, porządnie zrobiona rozrywka, a dla innej części to opowieść o nich samych w codziennych zmaganiach – mówi w rozmowie z PCh24.pl dr Krzysztof Karnkowski, socjolog, publicysta.

Na czym polega fenomen koreańskiego serialu „Squid Game”, którego drugi sezon jest chyba najbardziej oczekiwaną premierą Netflixa w 2024 roku? Przecież produkcji o podobnej tematyce, gdzie leją się hektolitry krwi, były setki, o ile nie tysiące, a praktycznie żadna z nich nie stała się fenomenem kulturowym takim jak „Squid Game”.

Przyznam szczerze, iż mnie – miłośnika koreańskich produkcji – to w jakimś stopniu zaskoczyło i myślę, iż mogło też zaskoczyć choćby samych twórców, czy ogólnie osoby odpowiedzialne za ten format na Netflixie.

Bo tak jak mówisz, nie było to tak naprawdę nic oryginalnego, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Wiadomo, iż autor, reżyser „Squid Game” był zafascynowany tego typu produkcjami i chciał zrobić podobną rzecz w Korei.

Ja może zacznę od tego, iż taki format, taki sposób prowadzenia filmów, w których ma miejsce jakaś gra, gdzie uczestnicy walczą ze sobą, albo sami w jakiś sposób robią sobie krzywdę, albo też są krzywdzeni przez jakąś siłę zewnętrzną, czasami nadprzyrodzoną, czy też pozornie nadprzyrodzoną to jest format, który największą popularnością cieszył się w Japonii. Japonia jest znana z tego, a sami Japończycy strasznie lubią taki schemat eliminacyjny w filmach, serialach etc. Najczęściej rozgrywa się to w realiach szkolnych. Czasami po prostu jest to film, gdzie jakaś grupa uczniów poddawana jest jakimś wymyślnym torturom czy innym nieprzyjemnościom, bierze udział w jakiejś grze i nie zawsze rozumie, na czym ta gra polega etc.

Takim bardzo znanym reprezentantem tego nurtu był film „Battle Royale” z 2000 roku – kultowa produkcja japońska, w której grupa nastolatków wytypowana zostaje w ramach programu rządowego do wyniszczającej gry, gdzie tylko jedna osoba może przeżyć.

Później ten format próbowano zaadaptować na Zachodzie. Chyba wszyscy znamy serię „Igrzyska śmierci” i całą modę na ten cykl literacki i filmowy.

„Squid Game” odwołuje się głównie do nurtu japońskiego. Przede wszystkim koreańska produkcja przywodzi mi na myśl japoński serial „Liar Game”, w którym bohaterowie muszą po prostu w różny sposób się wkręcać, ale nie jest to takie zupełnie niewinne oszukiwanie. Po kilku latach podjęto próbę przeniesienia fabuły na realia koreańskie.

Ja sam swoją przygodę z koreańskimi produkcjami rozpocząłem w roku 2012. Wtedy obejrzałem „Liar Game” jako jeden z pierwszych seriali koreańskich. W Korei wówczas jeszcze nie było tego znanego głównie z Zachodu rozumienia serialu, jako takiego gatunku, który składa się z wielu sezonów. Wtedy w Korei z reguły na jednym sezonie kończono. Koreańska wersja „Liar Game” miała otwarte zakończenie – jeden z bohaterów postanawia wziąć udział w drugiej edycji gry – co pozwalało oczekiwać drugiego sezonu, ale ostatecznie on nigdy nie został nakręcony.

Niemal identyczne zakończenie miał pierwszy sezon „Squid Game”. Tutaj jednak będzie kontynuacja.

Być może taką siłą „Squid Game” jest to, iż mimo wszystko tam mamy dosyć mocno zarysowaną krytykę społeczną. Teoretycznie jest to krytyka społeczeństwa azjatyckiego, koreańskiego, gdzie jest bardzo silnie rozwinięty model szalonej społecznej rywalizacji. W jakimś stopniu to, co widzimy w „Squid Game” to jest po prostu bardzo przerysowana wersja codziennego życia Koreańczyków, ale czy tylko Koreańczyków? Przecież ludzie na Zachodzie też narzekają na wyścig szczurów. W związku z tym myślę, iż dla części widzów „Squid Game” to po prostu fajna, porządnie zrobiona rozrywka, a dla innej części to opowieść o nich samych w codziennych zmaganiach.

Przywołałeś „Battle Royale”. Czytałem książkę, oglądałem film i widzę podobieństwa do „Squid Game”, ale przyznam, iż początkowo pomyślałem, iż twórcy wzorują się na powieści Stephena Kinga z 1979 roku pt. „Wielki Marsz”. Stu amerykańskich chłopców wyrusza w morderczy marsz. Meta będzie tam, gdzie padnie przedostatni z nich. jeżeli któryś z nich zatrzyma się 3 razy zostaje zastrzelony przez wojsko. Powieść Kinga – która na mnie zrobiła wielkie wrażenie – nie odniosła jakiegoś spektakularnego sukcesu, a „Squid Game” już tak. Potrzeba było ponad 40 lat, żeby ludzie zrozumieli motyw tego typu rywalizacji? A może po prostu sukcesu „Squid Game” trzeba upatrywać w tym, iż jest to koreańska, więc nieco egzotyczna, produkcja i dlatego tak dobrze się sprzedała?

Stwierdzenie, iż koreańskie produkcje są egzotyczne jest moim zdaniem mocno dyskusyjne.

Azjatyckie, w tym koreańskie filmy i seriale od co najmniej kilku lat, między innymi za sprawą Netflixa weszły do światowego mainstreamu, więc wydaje mi się, iż samo pochodzenie „Squid Game” nie jest tutaj kluczowe. To po drugie, a po pierwsze nie znam przywołanej przez Ciebie książki Kinga, ponieważ z tym akurat pisarzem już dosyć dawno, mówiąc kolokwialnie, wziąłem rozwód. Nie mniej jednak postawiłbym tezę, iż „Squid Game” miało szczęście, a „Wielki Marsz” go nie miał. Czasami bardzo trudno jest przewidzieć, czy akurat robiąc coś, co już wielu przed nami zrobiło, zrobimy to na tyle inaczej, na tyle ciekawiej, na tyle lepiej, iż porwiemy tłumy.

Zwróć uwagę, iż choćby sama droga twórcy, twórcy „Squid Game”, którym jest Hwang Dong-hyuk nie wskazywała na to, iż on akurat w tym gatunku odniesie sukces. To jest reżyser, który robił bardzo często jakieś takie dosyć ponure filmy, z dramatycznym tłem społecznym, bardzo odległe od rozrywki. A tutaj on miał takie marzenie, po prostu opowiadał o tym w wywiadach, iż bardzo chciał w takiej formule się sprawdzić i udało mu się to bardzo dobrze.

Natomiast ja sam uważam, iż jest wiele produkcji, czy koreańskich, o ile chodzi o seriale, czy ogólnie azjatyckich z tego gatunku, które zasługują na uwagę i sam o tyle nie odpowiem Ci, dlaczego akurat „Squid Game” stało się fenomenem, bo naprawdę nie wiem, czy aż tak wielki sukces akurat tej produkcji był zasłużony, co nie znaczy, iż go odmawiam. Absolutnie nie. Dla mnie to jest po prostu jeden z wielu bardzo dobrych koreańskich seriali. Ja nie uważam go za aż takie arcydzieło, czy aż tak wielki przełom. Po prostu widać to się ludziom spodobało w swoim momencie.

Czy Twoim zdaniem „Squid Game” miał skończyć się na jednym sezonie, czy celowo zastosowano „otwarte zakończenie”, żeby zostawić sobie furtkę?

Wydaje mi się, iż opcja z furtką „na wszelki wypadek” jest tutaj dużo bardziej prawdopodobna. To jest taki układ typowy dla Netflixa. Gdyby „Squid Game” okazało się klapą, to po prostu historia jest na tyle zamknięta, iż nie potrzebuje kontynuacji. A iż „Squid Game” okazało się przebojem, to można kontynuować, nagrać drugi, a może i trzeci sezon.

Co czeka na widzów w drugim sezonie „Squid Game”?

Szczerze? Nie mam zielonego pojęcia i na nic się nie nastawiam.

Koreańscy twórcy często potrafią bardzo zaskoczyć. Czasami potrafią wręcz zmienić gatunek serialu między jego sezonami. Często jest oczywiście tak, iż gatunek zostaje zachowany. Tak się dzieje np. w koreańskich kryminałach. Ale jednocześnie są produkcje komediowe, które przeradzają się w thrillery i na odwrót.

Widać to choćby w produkcjach Netflixie. Jest taki serial „Sweet Home”, który ma trzy sezony. Pierwszy z nich, moim zdaniem, był bardzo fajną, pogłębioną psychologicznie, niesamowicie klaustrofobiczną, post-apokaliptyczną opowieścią, w której ludzie się zmieniają w jakieś niesamowite potwory.

Obejrzałem sobie ten serial zaraz po tym jak się pojawił na Netflixie pod koniec 2020 roku. Nie miałem żadnych oczekiwań, a zupełnie niespodziewanie stał się on najlepszym serialem, jaki wówczas w tamtym roku obejrzałem. Czekałem na kontynuację. Przez kilka lat nic się jednak nie działo. Jak już dowiedziałem się, iż drugi sezon będzie na początku grudnia 2023 roku, to z wielką przyjemnością ponownie obejrzałem sezon pierwszy. Okazało się, iż ten sezon drugi to jest w ogóle inny gatunek. To było zwykłe kino post-apokaliptyczne, uzupełnionym o jakieś potwory. Zniknęło całe tło psychologiczne, cała głębia postaci. Trzeciego sezonu, który ukazał się w lipcu tego toku choćby nie jestem w stanie skończyć.

Bywa więc różnie. Dla mnie taką fajną rzeczą jest to, iż w wielu koreańskich produkcjach nie ma przemocy dla samej przemocy. Z reguły przemoc jest środkiem, pokazującym korupcję, niedomaganie instytucji państwa, problemy społeczeństwa etc. Serdecznie polecam na przykład serial Stranger z 2017 roku. To jest taki serial, gdzie widzimy korupcję i niedomaganie koreańskiego wymiaru sprawiedliwości, czyli wątki, które mogą być bardzo bliskie dla polskiego widza.

Ten sposób ukazywania jakichś relacji między biznesem, wymiarem sprawiedliwości, prokuraturą, a światem polityki jest szalenie bliski temu, co my widzimy. Myślę, iż to dla wielu widzów może być to taki magnes, dlatego iż Korea, podobnie jak Polska, jest państwem, które wyszło wcale nie tak dawno z autorytaryzmu i do dzisiaj walczy z takimi problemami typowymi dla państw post-autorytarnych. W przeciwieństwie do Polski Korea nie była przy okazji państwem post-kolonialnym. o ile ktoś Koreę kolonizuje, to robią to jej własne wielkie korporacje, a nie potęgi zewnętrzne.

Wiele takich zmartwień dotyczących polityki, dotyczących korupcji, dotyczących abdykacji państwa z obszarów, w których państwo powinno działać, które pojawiają się w koreańskich serialach jest szalenie podobne do naszej sytuacji.

Dziękuję za rozmowę.

Tomasz Kolanek

Idź do oryginalnego materiału