Emnilda zawsze wraca jesienią*

emnilda.blogspot.com 4 lat temu

Gdybym miała jakoś opisać modowy trend, któremu zawsze ulegam w chłodne mgliste jesienne dni, opisałabym go w jednym zdaniu jako angielski menel inspirowany Dickensem, choć raczej ciężko nazwać tę moją modę trendową (bardziej pasuje określenie trędowata). W dzisiejszym wpisie mam na sobie w większości cudownie ciepłe ubrania z wełny - idealnie nadające się na przenikliwą i bezdeszczową jesienną pogodę, a prócz tego względnie nową opaskę zamówioną na Aliexpress (zgromadziłam kolekcję w różnych kolorach - bardzo je lubię!) oraz świeżo zakupione najpiękniejsze kalosze wszechświata w grzybki *_* które godzinę przed zrobieniem zdjęć dostarczył mi kurier. Nie było na co czekać i w te pędy poleciałam je testować do najbliższego lasu.
......
O ile jesteście ciekawi mojej dramatycznej historii, zapraszam do dalszego czytania, bo prawdą jest iż zakup kaloszy to była operacja, która trwała latami. Wiem, brzmi to co najmniej dziwacznie, niesamowicie ciężko było mi jednak kupić but, który byłby zarazem wygodny, ładny i niezawodny. Pierwsze kalosze kupiłam kilkanaście lat temu w Castoramie za 24 złote (przewijają się gdzieś tam w pierwszych wpisach na blogu), które zużyły się po kilku latach intensywnego używania. Wtedy trafiłam na wizualną podróbkę Hunterów w Lidlu, które były wysokie, wykonane z bardzo grubej gumy i myślałam, iż przetrwają kolejnych kilka-naście lat. Niestety, po dwóch wyjściach oba buty pękły na łączeniu obcasa i pięty, a ja znów zostałam bez kaloszy. Od tej pory szukałam czegoś ładnego i niezawodnego w wielu sklepach, od marketów budowlanych przez lumpeksy na eleganckich butikach kończąc. Chciałam żeby kalosze były matowe, miały stonowany kolor, łatwo się wkładały i sięgały połowy łydki. Oczywiście w sklepach największy wybór ładnych kaloszków był zawsze na dziale dziecięcym, później trafiałam na te brzydkie kalosze typowo dla kobiet z kokardkami, brokatem i obcasem (!), a na wielkie stopy - jak moja - w rozmiarze 41/42 zostawały tylko modele dla fanatyków wędkarstwa. No wiec tak sobie szukałam i szukałam, w pewnej chwili rozważając choćby oryginalne huntery, ale o ile jestem w stanie wydać kilkaset złotych na piękne mokasyny, o tyle kupowanie za taką kasę kaloszy, które i tak wiecznie uwalane są błotem, uważam za posunięcie mało rozsądne. Aż w końcu, kilka dni temu, weszłam na Zalando i znalazłam model z moich snów! Zielone kalosze w czerwone grzybki (tak, wciąż mam 33 lata) z ozdobną sprzączką i ciepłą wkładką. I kosztowały 120 zł, a więc tak w miarę rozsądnie. Testy wypadły pomyślnie, choć jest to model raczej na jesień i zimę do noszenia z ciepłą skarpetą, która sprawia iż but trzyma się na nodze bardzo stabilnie.
......
Och, strasznie się rozpisałam. Zostawiam Was w takim razie z kilkoma zdjęciami i do następnego wpisu!

* Chociaż nigdy nie wiadomo na jak długo...







Spacer do lasu w okresie grzybowym zawsze owocuje zbiorami. Nie inaczej było tym razem - część grzybów ususzyłam (dodaję je najczęściej do podbijania smaku gotowanego bulionu czy sosów, a także wykorzystuję do przygotowywania wszelakich farszy i pasztetów), a z części zrobiłam szybki obiad, czyli podgrzybki w sosie śmietanowym z majerankiem z kaszą gryczaną i gotowaną kiszoną kapustą.

(zdjęcia: Włóczykij; ostatnie: ja)
Idź do oryginalnego materiału