Zastanów się, Dżoano – kiedy ostatni raz pomyślałaś o swoich plecach? Nie w kontekście bólu, krzywego krzesła albo dziecka, które postanowiło wdrapać się na Ciebie jak alpinista na skałę. Tylko tak serio: czy moje plecy istnieją, jeżeli ich nie widzę?

I tu wchodzimy na terytorium filozofii, metafizyki i rozważań, które dzieci zadają z prędkością światła, a dorośli tłumią z prędkością „mam ważniejsze rzeczy na głowie”.
Plecy to tylko przykład, Dżoano
Bo tak naprawdę chodzi o wszystko, czego nie widzisz, a co i tak wpływa na Twoje życie:
– Twoje emocje.
– Twoje myśli.
– Twoje potrzeby, które odłożyłaś na półkę obok niedokończonej herbaty.
Dzieci nie mają z tym problemu. One pytają:
„Czy moje plecy istnieją?”
„A czy moje marzenia mnie widzą?”
„Dlaczego jestem sobą, a nie kimś innym?”
I nie robią tego dla lajków, tylko z czystej ciekawości istnienia.
Egzystencjalny dramat? Nie – codzienna kolacja z dzieckiem
Bo właśnie przy stole, kiedy makaron ląduje na podłodze, dziecko rzuca pytaniem, które przerasta wszystkie TED Talki świata.
I Ty, Dżoano, masz dwie opcje:
-
Uciec w „zjedz, kochanie, bo wystygnie”.
-
Zatrzymać się. I wejść w to. choćby jeżeli nie masz pojęcia, o czym mówicie.
Bo tu nie chodzi o odpowiedź. Tu chodzi o obecność.
A jeżeli chcesz nauczyć się tej obecności...
…weź książkę, która nie boi się dziwnych pytań, tylko je celebruje.
„Czy moje plecy istnieją?” – filozoficzna podróż, która udaje bajkę, ale robi dobrze Twojemu mózgowi.
#DajęSłowo, po tej lekturze zaczniesz zadawać sobie pytania, które przypominają, iż istnienie to nie tylko checklista.