Dziurawe skarpetki mojego dziecka

polregion.pl 5 godzin temu

Dziurawe skarpety mojego syna

Kiedy mój syn Piotr z synową Katarzyną przyszli do mnie na kolację, jak zawsze nakryłam stół od święta: żurek, schabowe, ziemniaki, surówka – wszystko, co on uwielbia. Ale gdy Piotr rozzuł się w przedpokoju, mało nie padłam: na obu jego skarpetach czerwieniły się dziury, z których bezwstydnie wystawały palce! Zamarłam jak rażona piorunem. Co to ma znaczyć? Mój syn, którego wychowywałam, ubierałam, uczyłam dbać o siebie, chodzi w takich łachmanach? I gdzie, przepraszam, oczy ma jego żona? Rozumiecie, to już jakiś koszmar! Do dziś nie mogę dojść do siebie po tym widoku i muszę się wygadać, bo inaczej eksploduję z oburzenia.

Ja, Barbara Nowak, całe życie starałam się, żeby mój Piotr miał wszystko, czego potrzebuje. Szyłam mu koszule, kupowałam najlepsze buty, choćby gdy sama musiałam oszczędzać. Wykształcił się, został inżynierem, ożenił się z Katarzyną – dziewczyną, która wydawała mi się wtedy miła i gospodarna. Mają własne mieszkanie, oboje pracują, teoretycznie wszystko gra. Nie wtrącam się w ich życie, ale czasem zapraszam na obiad, żeby ich zobaczyć i poczęstować domowym jedzeniem. I proszę, trafiłam na taki widok – jego skarpety to nie dziury, to wołanie o pomoc, sygnał, iż coś się u nich popsuło.

Wszystko zaczęło się, gdy weszli w drzwi. Jak zwykle krzątałam się, rozstawiałam talerze, podgrzewałam kotlety. Piotr zdjął buty, a ja przypadkiem rzuciłam okiem na jego stopy. Najpierw pomyślałam, iż mi się zdaje – przecież mój syn, zawsze schludny, nie może chodzić w szmatach. Ale niestety, to były skarpety, które chyba przetrwały apokalipsę – dziury po obu stronach, wytarte pięty, a palce wyglądające, jakby chciały uciec. Zastygłam, choćby widelec wypadł mi z ręki. Katarzyna, widząc mój wzrok, zaśmiała się cicho: „Oj, Barbaro, sam sobie tak wybrał, sto razy mówiłam, żeby kupił nowe”. Sam? A ty, droga, gdzie masz oczy?

Przy stole nie mogłam się skupić. Patrzyłam na Piotra, który zajadał żurek, i myślałam: jak doszło do takiego stanu? Wychowywałam go nie po to, żeby wyglądał jak włóczęga. A Katarzyna gadała o pracy, jakby nic się nie stało. W końcu nie wytrzymałam: „Piotrek, kochanie, co z twoimi skarpetami? Toż to wstyd!” Zmieszał się, wzruszył ramionami: „Mamo, daj spokój, po prostu stare, nie zdążyłem wyrzucić”. Nie zdążył? A Katarzyna dodała: „Barbaro, sam je zakłada, ja mu przecież nie pilnuję szafy”. Nie pilnujesz? A kto, jak nie żona, powinien dbać o męża?

Starałam się zachować spokój, ale w środku gotowałam się. Po kolacji, gdy Katarzyna poszła do salonu, szepnęłam do Piotra: „Synu, czy wam pieniędzy brakuje na skarpety? Albo pranie ktoś ma robić?” Machnął ręką: „Mamo, nie rób dramatu, wszystko w porządku. Po prostu nie zauważyłem”. Nie zauważył? Te dziury widać chyba z Marsa! Chciałam porozmawiać z Katarzyną, ale bałam się, iż znów będzie się śmiać. Zamiast tego zajrzałam do szafy, wyciągnęłam parę nowych skarpet, które kupiłam Piotrowi na urodziny, i wcisnęłam mu je do kieszeni: „Weź, przebierz, bo aż oczy bolą”. Podziękował, ale widziałem, iż mu to obojętne.

Odprowadziłam ich do drzwi, ale nie mogłam zasnąć. W głowie kotłowały się myśli: jak to możliwe? Katarzyna pracuje, jest zmęczona, ale czy to usprawiedliwia? Ja w jej wieku też pracowałam, a jeszcze dbałam o dom, męża i dziecko. A ona nie może wrzucić kilku par do pralki albo kupić nowych? W sklepach pełno tanich skarpet! Czy teraz modne jest chodzenie w gałganach? Przypomniałam sobie, iż Katarzyna zawsze zadbana, z manicure, a mój syn – w rozpadających się skarpetach. To nie tylko kwestia tkaniny, to symbol! Znak, iż najwyraźniej nie obchodzi jej mąż.

Nazajutrz zadzwoniłam do przyjaciółki, Hani, żeby się wygadać. Wysłuchała i powiedziała: „Basiu, to nie twoja sprawa. Są dorośli, niech sami decydują”. Dorośli? To kto ma za nich myśleć, skoro Piotr chodzi jak żebrak? Hania dodała: „Może Katarzyna nie uważa tego za swój obowiązek. Dziś kobiety są inne”. Inne? Niech pracują, robią kariery, ale troska o męża to już przesada? Nie wymagam, żeby codziennie gotowała rosół, ale skarpety można przecież naprawić!

Postanowiłam porozmawiać z Katarzyną. Zaprosiłam ją na kawę, żeby Piotr nie słyszał. Powiedziałam: „Kasiu, wybacz, iż się wtrącam, ale jak możesz pozwalać, żeby Piotr chodził w takich szmatach? To twój mąż”. Zdziwiła się: „Barbaro, on jest dorosły, sam decyduje, co nosi. Tyle razy mówiłam, żeby sobie kupił nowe”. Dorosły? A ty nie widzisz, iż chodzi w łachmanach? Zasugerowałam, iż żona powinna pilnować takich rzeczy, ale ona tylko się uśmiechnęła: „Mamy równouprawnienie, nie zarządzam jego garderobą”. Równouprawnienie? Czyli jeden w szmatach, a druga w nowych szpilkach?

Teraz nie wiem, co robić. Część mnie chce kupić Piotrowi zapas skarpet i sama je prać, żeby nie było wstydu. Ale druga część wie, iż to nie moja rola. Muszą to ogarnąć sami. Zapytałam syna: „Synu, jeżeli macie kłopoty z pieniędzmi, powiedz, pomogę”. Roześmiał się: „Mamo, naprawdę jest dobrze, po prostu zapomniałem wyrzucić”. Zapomniał? Co stoi na przeszkodzie, żeby zrobić to teraz? Nie wiem, jak przekonać Katarzynę. Może naprawdę myśli, iż to nie jej sprawa. Ale boli mnie, iż syn tak wygląda. Czuję, iż może gdzieś zawaliłam, nie nauczyłam go dbać o siebie.

Na razie pilnuję się, żeby nie ingerować. Zapraszam ich, podrzucam Piotrowi nowe skarpety, ale w środku wciąż się gotuję. To nie tylko kwestia dziur – to znak, iż coś jest nie tak w ich związku. Nie wiem, jak to naprawić, nie psując relacji. Ale jedno jest pewne: mój syn zasługuje na więcej niż chodzenie z wystającymi palcami. A Katarzyna niech się zastA może powinnam po prostu dać im paczkę nowych skarpet i przestać się przejmować, skoro oni sami nie widzą problemu.

Idź do oryginalnego materiału