Dzisiaj naprawdę odeszłam od męża. Kiedyś, wracając z pracy, zastał mnie leżącą na kanapie. W domu panował bałagan, naczynia były nieumyte, a o kolacji nie było mowy. Powiedziałam ukochanemu, iż cały dzień boli mnie głowa. Myślałam, iż mnie pożałuje, posprząta i przygotuje chociaż jakąś kolację. Ale ten dzień skończył się smutno

przytulnosc.pl 3 dni temu

Dzisiaj naprawdę odeszłam od męża. Kiedyś, wracając z pracy, zastał mnie leżącą na kanapie. W domu panował bałagan, naczynia były nieumyte, a o kolacji nie było mowy. Powiedziałam ukochanemu, iż cały dzień boli mnie głowa. Myślałam, iż mnie pożałuje, posprząta i przygotuje chociaż jakąś kolację. Ale ten dzień skończył się smutno.

Ostatecznie odeszłam od męża. Przez wszystkie te lata wspólnego życia bardzo zmęczyłam się byciem jego mamą i służącą. Mój mąż przyzwyczaił się do tego, iż robię dla niego wszystko. Sprawiało to wrażenie, iż jestem tylko po to, żeby prać jego ubrania i gotować. On choćby nie zacznie jeść, dopóki nie podam mu łyżki. Zmęczyłam się i odeszłam.

Wyszłam za mąż, bo naprawdę pokochałam mojego kolegę z uczelni. Przez długi czas mnie nie zauważał, ale potem nawiązaliśmy relację. Po dwóch latach znajomości oświadczył mi się. Oczywiście się zgodziłam. Byłam bardzo szczęśliwa, bo marzyłam o tym od dawna.

Ale już po ślubie zaczęłam zauważać, iż mój mąż jest zupełnie niesamodzielny. Musiałam mu jak dziecku pokazywać, gdzie są jego rzeczy. Sprzątać za nim porozrzucane ubrania.

Na początku czułam się troskliwą żoną i dobrą gospodynią. Ale po roku miałam wrażenie, iż to nie jest mój partner i oparcie, tylko dziecko, które muszę wychowywać i obsługiwać. Na dodatek nie miałam od niego żadnej pomocy. Wszystko, co związane z domem – sprzątanie, pranie, prasowanie i gotowanie – spoczywało na moich barkach. Niczego nie potrafił zrobić i co gorsza – nie chciał się nauczyć.

Patrzył na mnie obojętnym wzrokiem, kiedy na chwilę siadałam napić się herbaty, zmęczona po gotowaniu i sprzątaniu.

Wielokrotnie rozmawiałam z nim, próbowałam mu wyjaśnić, iż potrzebuję pomocy. Że nie jestem jego gosposią ani służącą, tylko ukochaną kobietą. A on tylko żartował, iż taka jest kobieca dola i nic na to nie poradzę.

Postanowiłam więc dać mu nauczkę. Kiedyś wrócił z pracy, a ja leżałam na kanapie. W domu panował bałagan, naczynia były nieumyte, a o kolacji nie było mowy. Powiedziałam mu, iż cały dzień boli mnie głowa.

Myślałam, iż mnie pożałuje, posprząta i coś przygotuje. Zamiast tego zamówił sobie pizzę, a cały bałagan pozostał. Zasugerowałam mu, iż mógłby posprzątać, skoro źle się czuję. Zamiast tego położył się obok mnie w ramach “moralnego wsparcia”. Tylko iż bałagan jak był, tak został. Z rozczarowania dziwnym trafem przestała mnie boleć głowa i poszłam wszystko ogarnąć.

Po kolejnych sześciu miesiącach miałam tego dosyć. Zaczęłam stanowczo prosić męża, żeby mi choć w czymś pomógł. Zawsze miał jakieś wymówki, żeby nic nie robić. Powiedziałam mu, iż doprowadzi do tego, iż odejdę.

Ale moje słowa nie zrobiły na nim żadnego wrażenia. Wtedy postanowiłam działać. Kiedy był w pracy, spakowałam rzeczy i pojechałam do mamy. Nie chcę się z nim rozwodzić, bo przez cały czas go szczerze kocham. Ale dopóki nie zrozumie swoich błędów i się nie zmieni – nie wrócę do domu.

Tego samego dnia mąż dzwonił i przepraszał, mówił, iż się zmieni, byle tylko wróciła. Ale postanowiłam nie ulegać jego prośbom tak szybko. Niech trochę pomieszka sam i poczuje, jak to jest, kiedy cały dom spoczywa na jednej osobie – przecież ja też poza domem pracuję.

Tylko trochę się boję – czy nie zniszczę przez to naszego małżeństwa własnymi rękami? A może jemu się spodoba życie beze mnie? Nie wiem, co robić. Chcę go czegoś nauczyć, ale się trochę boję. Na razie jednak idę w to na całego.

Idź do oryginalnego materiału