Dziewczyna stała po drugiej stronie barierki. Nie było wątpliwości, iż zamierza skoczyć z mostu…
Na samym początku nocnego dyżuru karetka przywiozła młodego mężczyznę. Jego samochód zderzył się z SUV-em na skrzyżowaniu. Po wielogodzinnej operacji pacjenta przewieziono na OIOM, a chirurg Elżbieta Kwiatkowska w pokoju lekarskim uzupełniała kartę pacjenta.
– Kawa, Elżbieto – doświadczona pielęgniarka Katarzyna Nowak postawiła na brzeg stołu kubek z aromatycznym napojem.
– Dziękuję. Gdy pacjent odzyska świadomość, proszę mnie zawołać – odparła Elżbieta, nie odrywając wzroku od dokumentów.
– Odpocznij, póki jest spokojnie. Na razie cisza.
– Sami wiecie, taki początek dyżuru nie wróży nic dobrego – odpowiedziała lekarz.
I jak w wodę patrzyła. Nie zdążyła dokończyć kawy, gdy przywieziono kolejnego pacjenta. Nad ranem Elżbieta ledwo trzymała się na nogach i zasnęła przy biurku, opierając głowę na papierach. Obudziła ją Katarzyna, informując, iż pacjent po wypadku odzyskał przytomność.
Mogłaby powiedzieć, iż jej dyżur się skończył, iż inni lekarze się nim zajmą, iż na pewno wszystko będzie dobrze – ale wstała i poszła na OIOM. Nie w jej zwyczaju było wychodzić do domu, nie upewniwszy się, jak czuje się operowany przez nią człowiek.
Pod jarzeniówkami szpitalny korytarz lśnił niczym tafla wody. Elżbieta cicho weszła na salę. Wczoraj nie zdążyła mu się przyjrzeć, teraz zobaczyła przystojnego mężczyznę, oplecionego kablami i czujnikami. Spojrzała na monitor, a gdy znów na niego spojrzała, dostrzegła, iż on też ją obserwuje.
Nawet leżąc w szpitalnym łóżku, wyglądał na pewnego siebie. Patrzył na nią z wyższością. Gdyby choć odrobinę tej pewności miała w sobie… Z trudem powstrzymała się, by nie odwrócić wzroku.
– Jak się pan czuje, panie Krzysztofie? Musieliśmy usunąć śledzionę. Stracił pan dużo krwi. Złamane dwa żebra, ale płuco nieuszkodzone. Życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Miał pan dużo szczęścia. Dzwonili już z policji – poprosiłam, by przyjechali później, żeby dać panu czas na dojście do siebie.
– Dziękuję – odpowiedział ochrypłym głosem.
– Mój dyżur się skończył, do zobaczenia jutro. – Wyszła z sali.
Karetka, która przywiozła kolejnego pacjenta, podwiozła ją do domu. W przedpokoju przywitał ją rudawy kot. Otrzył się o jej nogi i, zadzierając ogon, pobiegł do kuchni. Strasznie chciała spać, ale najpierw musiała nakarmić Rufusa, bo inaczej nie dałby jej zasnąć. Elżbieta zasnęła, zanim głowa dotknęła poduszki.
Następnego dnia pacjent wyglądał znacznie lepiej, choćby się uśmiechnął, gdy Elżbieta weszła na salę.
– Dzień dobry. Widzę, iż ma się pan lepiej. Dziś przeniesiemy pana na oddział, oddamy telefon, będzie mógł pan zadzwonić do bliskich.
– Nie mam tu nikogo. Sporo kłopotu pani narobiłem wczoraj? – Patrzył na nią wciąż z tą samą wyniosłością. Jak on to robi?
– Kiedy mnie pani wypisze? – spytał.
– Dopiero co przeszliśmy operację, ma pan złamane żebra… Co najmniej tydzień zostanie pan u nas, potem zobaczymy. Przepraszam, inni pacjenci czekają – powiedziała Elżbieta i wyszła.
Przed wyjściem do domu jeszcze raz zajrzała do pacjenta, sprawdziła monitor i kroplówkę. Gdy znów na niego spojrzała, zauważyła ten sam zaciekawiony wzrok. Uśmiechnął się.
Dreszcz przebiegł jej po plecach. Eli ta chytra, znajoma mina już kiedyś mignęła w jej pamięci. Mimo doskonałej pamięci do twarzy nie mogła sobie przypomnieć, skąd go zna. Ale ten uśmiech…
Cały wieczór przeszukiwała wspomnienia, próbując odnaleźć moment, w którym widziała ten grymas. Niczego nie znalazła. Następnego ranka pacjent już na nią czekał, siedząc na łóżku. Ktoś przyniósł mu koszulkę.
– Pielęgniarka. Moje rzeczy były całe we krwi – wyjaśnił, widząc jej zdziwienie. – Mam wrażenie… – Spojrzał na jej identyfikator. – Elżbieto, iż chcesz mnie o coś zapytać.
– Nie… to znaczy tak. Spotkaliśmy się już kiedyś?
– Nie przypominam sobie. Mam dobrą pamięć wzrokową, nie zapomniałbym tak pięknej kobiety. Ten twój wzrok widziałem tylko raz. W innym mieście, w innym życiu, dawno temu. – Znów się uśmiechnął i od razu skrzywił się z bólu. Żebra dawały o sobie znać.
– Może pan już wstawać, ale ostrożnie – powiedziała Elżbieta.
– Odwiedzisz mnie jeszcze? – zapytał nagle.
– Tak, jeżeli dyżur będzie spokojny.
*Co za urojenie? Dlaczego zachowuje się, jakbym mu coś była winna?* – pomyślała.
– No i co, doktor, przypomniałaś sobie, gdzie się spotkaliśmy? – spytał ją następnego dnia.
– Chyba mi się wydawało – odparła.
– A ja myślę, iż już się widzieliśmy. Te oczy na pewno pamiętam.
– Co jest nie tak z moimi oczami? – Eli nie chciało się o tym mówić, ale ciekawość wzięła górę.
– Pierwszego dnia myślałem, iż jesteś zmęczona, ale następnego wyglądałaś wypoczęta, a wzrok był ten sam. Patrzysz jak zwierzę w pułapce – gotowa uciec przy pierwszej oznakie niebezpieczeństwa.
– Nie gadaj głupot. Nie zamierzam nigdzie uciekać. Pan gwałtownie wraca do zdrowia, za trzy dni dostanie pan wypis. Dalej będzie się pan leczył ambulatoryjnie.
– Dzięki za to… – zaczął, ale Elżbieta wyszła, nie słuchając do końca.
Trzy dni później pielęgniarka przyniosła mu dokumenty i zdjęcia rentgenowskie.
– A Elżbieta? – spytał, lekko rozczarowany, iż nie przyszła osobiście.
– Jest na operacji.
Krzysztof spakował się, ale nie wyszedł ze szpitala. Usiadł na korytarzu tak, by widzieć drzwi pokoju lekarskiego. Gdy zauważył Elżbietę, podszedł.
– Tak się pan spieszył do domu, a teraz siedzi na korytarzu – podniosła brew ze zdziwieniem.
– Mam wrażenie, iż mnie unikasz. – Bez cienia zawstydElżbieta spojrzała mu w oczy i nagle zrozumiała, iż ten człowiek, który kiedyś uratował jej życie, teraz może być jej szansą na prawdziwe szczęście.