Dziewczyna stała po drugiej stronie barierki. Nie było wątpliwości, iż zamierza skoczyć z mostu…
Na samym początku nocnego dyżuru przywieziono młodego mężczyznę. Jego samochód zderzył się z SUV-em na skrzyżowaniu. Po wielogodzinnej operacji pacjenta przewieziono na OIOM, a chirurg, doktor Hanna Nowak, w pokoju lekarskim wpisywała przebieg zabiegu do dokumentacji.
— Kawa, doktor Nowak. — Doświadczona pielęgniarka, Katarzyna Kowalska, postawiła na brzeg stołu kubek z czarnym napojem.
— Dziękuję. Gdy pacjent odzyska przytomność, proszę mnie zawołać — odpowiedziała Hanna, nie odrywając wzroku od papierów.
— Odpocznij, póki jest okazja. Na razie jest względnie spokojnie.
— Sami wiecie, taki początek dyżuru nie wróży nic dobrego — odparła.
I miała rację. Nie zdążyła dokończyć kawy, gdy przywieziono kolejnego pacjenta. Nad ranem Hanna była już na skraju wyczerpania i zasnęła przy biurku, z głową opartą na dokumentach. Obudziła ją Katarzyna, informując, iż pacjent po wypadku odzyskał przytomność.
Mogła powiedzieć, iż jej dyżur się skończył, iż inny lekarz się nim zajmie, iż wszystko będzie w porządku — ale wstała i poszła na OIOM. Nie w jej zwyczajach było wychodzić do domu, nie upewniwszy się, jak czuje się człowiek, którego operowała.
Pod jarzeniowymi światłami linoleum na korytarzu lśniło jak tafla wody. Hanna cicho weszła na salę. Wczoraj nie przyjrzała mu się dokładnie, teraz ujrzała przystojnego mężczyznę, oplątanego kablami i czujnikami. Spojrzała na wyniki na monitorze, a gdy znów na niego spojrzała, zauważyła, iż ten przygląda się jej w skupieniu.
Nawet leżąc na szpitalnym łóżku, mężczyzna emanował pewnością siebie i patrzył na nią z wyższością. Jak dobrze byłoby mieć choć odrobinę takiej pewności. Z trudem powstrzymała się, by nie odwrócić wzroku.
— Jak się pan czuje, panie Tomasz? Musieliśmy usunąć śledzionę. Stracił pan dużo krwi. Ma pan złamane dwa żebra, ale płuco nie jest uszkodzone. Nie ma zagrożenia życia. Miał pan dużo szczęścia. Dzwonili już z policji, chcą z panem porozmawiać. Poprosiłam, by przyjechali później, żeby dać panu czas dojść do siebie.
— Dziękuję — mruknął ochryple.
— Mój dyżur się skończył, widzimy się jutro. — Wyszła z sali.
Karetka, która przywiozła kolejnego pacjenta, podwiozła ją do domu. W przedpokoju powitał ją rudy kot. Otrzeźwił się o jej nogi i, z podniesionym ogonem, pobiegł do kuchni. Strasznie chciało się jej spać, ale najpierw musiała nakarmić Bonifacego, inaczej nie dałby jej zasnąć. Hanna zasnęła, zanim głowa dotknęła poduszki.
Następnego dnia pacjent wyglądał znacznie lepiej, choćby się uśmiechnął, gdy doktor Nowak weszła na salę.
— Dzień dobry. Widzę, iż czuje się pan lepiej. Dzisiaj przeniosą pana na oddział, oddadzą telefon i będzie pan mógł zadzwonić do rodziny.
— Nie mam tu nikogo. Sporo narobiłem wczoraj kłopotu, prawda? — Patrzył na nią wciąż z tym samym, oceniającym spojrzeniem. Skąd u niego ta pewność siebie?
— Kiedy mnie pani wypisze? — spytał.
— Dopiero co pana operowano, ma pan złamane żebra… Na pewno tydzień zostanie pan na oddziale, a potem zobaczymy. Przepraszam, inni pacjenci czekają — powiedziała i wyszła.
Przed wyjściem do domu jeszcze raz zajrzała do Tomasza, sprawdziła monitor i kroplówkę. Gdy w końcu na niego spojrzała, znów zauważyła jego zainteresowane spojrzenie. Uśmiechnął się.
Przeszedł ją dreszcz. Hania już kiedyś widziała taki uśmiech. Miała dobrą pamięć do twarzy, nie przypominała sobie, by go wcześniej spotkała, ale ten grymas wydał jej się znajomy.
Cały wieczór starała się przypomnieć, gdzie mogła go zobaczyć, ale nic nie przychodziło jej do głowy. Następnego ranka pacjent powitał ją już siedząc na łóżku. Ktoś przyniósł mu koszulkę.
— Pielęgniarka mi ją dała. Moje ubrania były zakrwawione — powiedział Tomasz, widząc jej zdziwienie. — Jakoś mi się wydaje… — spojrzał na jej identyfikator — doktor Nowak, iż chciałaś mnie o coś zapytać.
— Nie… to znaczy, tak. Czy my się już gdzieś spotkaliśmy? — zapytała.
— Nie przypominam sobie. Mam dobrą pamięć wzrokową, nie zapomniałbym takiej pięknej kobiety. Wiesz, taki wzrok jak twój widziałem tylko raz. I to było w innym mieście, w innym życiu, wiele lat temu. — Znów się uśmiechnął i natychmiast skrzywił się z bólu. Złamane żebra dawały o sobie znać.
— Może pan wstawać, ale ostrożnie — powiedziała Hanna.
— Jeszcze pani do mnie zajrzy? — zapytał nagle.
— Tak, jeżeli dyżur będzie spokojny.
*„Co za urojenie? I czemu zachowuje się tak, jakbym mu coś była winna?”* — pomyślała.
— No i co, doktor, przypomniałaś sobie, gdzie się spotkaliśmy? — zapytał następnego dnia.
— Chyba mi się wydawało — odparła.
— A ja myślę, iż jednak się znaliśmy. Twoje oczy na pewno kojarzę.
— Co jest nie tak z moimi oczami? — Hani nie chciało się o tym mówić, ale ciekawość była silniejsza.
— Pierwszego dnia myślałem, iż jesteś zmęczona, ale następnego wyglądałaś wypoczęta, a wzrok pozostał taki sam. Patrzysz nieufnie, jakbyś się czegoś bała, jakbyś była gotowa w każdej chwili uciec.
— Nie mów głupot. Nigdzie nie zamierzam uciekać. Pan gwałtownie dochodzi do zdrowia, za trzy dni pana wypiszę. Będzie się pan leczył ambulatoryjnie.
— Dziękuję za to… — zaczął, ale Hanna wyszła, nie dając mu dokończyć.
Trzy dni później pielęgniarka przyniosła mu wypis ze szpitala i zdjęcia rentgenowskie.
— A doktor Nowak? — spytał, trochę zawiedziony, iż nie przyszła sama.
— Jest na operacji.
Tomasz spakował się, ale nie wyszedł ze szpitala — usiadł na korytarzu tak, by widzieć drzwi pokoju lekarskiego. Gdy zobaczył Hannę, podszedł do niej.
— Tak się pan spieszył do domu, a teraz siedzi pan na”Gdy spojrzała w jego oczy, zrozumiała, iż po latach strachu przyszedł wreszcie czas, by pozwolić sobie na odrobinę nadziei.”