Dzisiaj znowu to widziałam – tę dziewczynkę po drugiej stronie barierki. Nie miałam wątpliwości, iż zamierza skoczyć z mostu…
Na samym początku nocnego dyżuru przywieźli młodego mężczyznę. Jego samochód zderzył się z SUV-em na skrzyżowaniu. Po wielogodzinnej operacji pacjenta przewieziono na OIOM, a chirurg Elżbieta Nowak w pokoju lekarskim notowała przebieg zabiegu.
„Kawa, Elżbieto” – powiedziała doświadczona pielęgniarka, Anna Kowalska, stawiając na stole kubek z parującym napojem.
„Dziękuję. Jak tylko pacjent się ocknie, zawołajcie mnie” – odparła, nie odrywając wzroku od dokumentacji.
„Odpocznij, póki jest spokojnie.”
„Taki początek dyżuru nigdy nie wróży dobrze” – mruknęła Elżbieta.
I miała rację. Zanim zdążyła dopić kawę, przywieźli kolejnego pacjenta. Nad ranem była tak wykończona, iż zasnęła z głową na papierach. Obudziła ją Anna, informując, iż mężczyzna po wypadku odzyskał przytomność.
Mogła przekazać go kolejnemu lekarzowi, ale wstała i poszła na OIOM. Nie w jej stylu było iść do domu, nie upewniwszy się, jak czuje się człowiek, którego operowała.
Świetlówki nadawały korytarzowi szpitalnemu zimny, niemal wodnisty blask. Weszła cicho na salę. Wczoraj ledwo go dostrzegła, dziś ujrzała przystojnego mężczyznę oplątanego kablemi i czujnikami. Spojrzała na monitor, a gdy ponownie na niego spojrzała, zobaczyła, iż obserwuje ją uważnie.
Nawet leżąc na szpitalnym łóżku, emanował pewnością siebie. Patrzył na nią z lekceważeniem. Jakby miał w sobie coś, czego jej brakowało. Z trudem powstrzymała się, by nie odwrócić wzroku.
„Jak się pan czuje, panie Aleksandrze? Musieliśmy usunąć śledzionę. Stracił pan dużo krwi. Złamane żebra, ale płuco nieuszkodzone. Nie ma zagrożenia życia. Miał pan szczęście. Policja już dzwoniła – chcą z panem porozmawiać. Poprosiłam, żeby dali panu czas.”
„Dziękuję” – odpowiedział ochryple.
„Mój dyżur się skończył. Do jutra.” Wyszła.
Karetka, która właśnie przywiozła kolejnego pacjenta, podrzuciła ją do domu. W przedpokoju powitał ją rudy kot. Otrzeźwił się o jej nogi i pobiegł do kuchni, dumnie unosząc ogon. Była wykończona, ale wiedziała, iż jeżeli nie nakarmi Mruczka, ten nie da jej spać. Zasnęła, zanim głowa dotknęła poduszki.
Następnego dnia pacjent wyglądał znacznie lepiej, choćby się uśmiechnął, gdy weszła.
„Dzień dobry. Widzę, iż wraca pan do formy. Dzisiaj przeniesiemy pana na oddział, dostanie pan telefon.”
„Nie mam tu nikogo. Sporo problemów wczoraj narobiłem?” Patrzył na nią wciąż z tą samą wyniosłością. Skąd mu się to brało?
„Kiedy mnie pani wypisze?”
„Dopiero co przyszył panu śledzionę, złamane żebra… Tydzień w szpitalu minimum. Przepraszam, inni pacjenci czekają.” Wyszła.
Przed wyjściem jeszcze raz go odwiedziła, sprawdziła monitor i kroplówkę. Gdy spojrzała na niego, znów spotkała jego uważne spojrzenie. Uśmiechnął się.
Przeszedł ją dreszcz. Ta pogardliwa mina wydała jej się znajoma. Cały wieczór zastanawiała się, gdzie mogła ją widzieć, ale nic nie przychodziło jej do głowy.
Następnego ranka zastała go siedzącego na łóżku. Ktoś przyniósł mu koszulkę.
„Pielęgniarka. Moje ubrania były zakrwawione” – wyjaśnił, widząc jej zdziwienie. „Mam wrażenie…” Spojrzał na jej identyfikator. „Elżbieto, iż chce mnie pani o coś zapytać.”
„Nie… To znaczy, tak. Czy my się znamy?”
„Nie przypominam sobie. Mam dobrą pamięć do twarzy – nie zapomniałbym takiej kobiety.” Znów się uśmiechnął, a potem się skrzywił – żebra dawały o sobie znać.
„Może pan wstawać, ale ostrożnie.”
„Zajrzy pani jeszcze?”
„Jeśli dyżur będzie spokojny.”
*Co za koszmar? Dlaczego zachowuje się, jakbym mu coś była winna?*
Następnego dnia znów ją zagadnął: „No i co, doktor, przypomniała pani sobie?”
„Wydawało mi się…”
„A ja myślę, iż się znamy. Pamiętam pani oczy.”
„Co jest nie tak z moimi oczami?” Nie chciała o tym mówić, ale ciekawość wzięła górę.
„Pierwszego dnia myślałem, iż to zmęczenie, ale następnego dnia pani wypoczęta, a wzrok ten sam. Jakby się pani czegoś bała.”
„Nie pleć pan głupot. Za trzy dni pana wypiszę.”
„Dziękuję za to…” Nie pozwoliła mu dokończyć.
Gdy w końcu dostał wypis, spytał pielęgniarkę: „A Elżbieta?”
„Jest na operacji.”
Aleksander nie wyszedł ze szpitala. Czekał w korytarzu, aż ją zauważył.
„Tak się pan spieszył, a teraz tu siedzi” – zdziwiła się.
„Unika mnie pani?” – zapytał bezceremonialnie. „Nie mogłem wyjść, nie podziękowawszy. Ocaliła mi pani życie.”
„To zbyt górne słowa.”
„Gdyby nie operacja, mógłbym umrzeć, prawda? Więc dziękuję. Zapraszam na kolację. Może wtedy pani sobie przypomni, skąd mnie zna.”
„Jesteś nieprawdopodobnie pewny siebie.”
„A pani lekarką, której zawdzięczam życie. Nie lubię długów.”
Po zmianie wzięła prysznic, ułożyła włosy, podkreśliła oczy. Przymierzyła trzy sukienki, zanim wybrała ciemnozieloną – pasowałElżbieta stanęła w drzwiach restauracji, czując, iż po raz pierwszy od tamtej nocy na moście nie musi już uciekać, a Aleksander, patrząc na nią, wiedział, iż teraz ich wędrówki splotą się na dobre.