Dziewczyna stała po drugiej stronie barierki. Nie było wątpliwości, iż zamierza skoczyć z mostu…
Na samym początku nocnego dyżuru karetka przywiozła młodego mężczyznę. Jego samochód zderzył się z terenówką na skrzyżowaniu. Po wielogodzinnej operacji pacjenta przewieziono na OIOM, a chirurg Helena Kowalska w pokoju lekarskim zapisywała przebieg zabiegu.
– Kawa, Heleno Kowalska – doświadczona pielęgniarka Anna Nowak postawiła na brzeg stołu kubek z parującym napojem.
– Dziękuję. Gdy pacjent się ocknie, zawołajcie mnie – powiedziała Helena, nie odrywając wzroku od dokumentów.
– Odpocznijcie, póki jest okazja. Na razie spokój.
– Sami wiecie, taki początek dyżuru nie wróży niczego dobrego – odparła Helena.
I jak w wodę patrzyła. Nie zdążyła dokończyć kawy, gdy przywieziono kolejnego pacjenta. Nad ranem Helena była już na nogach jak zombie i zasnęła przy biurku, wtulając twarz w papiery. Natychmiast obudziła ją Anna Nowak, informując, iż pacjent po wypadku odzyskał przytomność.
Helena mogła powiedzieć, iż jej dyżur się skończył, iż inny lekarz się nim zajmie, iż na pewno wszystko będzie dobrze – ale wstała i poszła na intensywną terapię. Nie w jej zwyczajach było wychodzić do domu, nie upewniwszy się, jak czuje się operowany przez nią człowiek.
Pod jarzeniówkami szpitalny korytarz lśnił niczym tafla jeziora. Helena cicho weszła na salę. Wczoraj ledwie go dostrzegła, teraz ujrzała całkiem przystojnego mężczyznę oplecionego kabelkami i czujnikami. Spojrzała na monitory, a gdy znów skierowała wzrok na pacjenta, zauważyła, iż ten ją obserwuje.
Nawet leżąc w szpitalnym łóżku, emanował pewnością siebie i patrzył na Helenę z lekką wyższością. Jakby miał w sobie coś, czego jej brakowało. Ledwie powstrzymała się, by nie odwrócić wzroku.
– Jak się pan czuje, panie Tomaszu? Musieliśmy usunąć śledzionę. Stracił pan dużo krwi. Złamane dwa żebra, ale płuco nietknięte. Zagrożenia życia nie ma. Miał pan szczęście. Dzwonili już z policji, chcą z panem porozmawiać. Poprosiłam, żeby przyjechali później, dali panu czas dojść do siebie.
– Dziękuję – odpowiedział ochryple.
– Mój dyżur się skończył, widzimy się jutro. – Helena wyszła z sali.
Karetka, która przywiozła kolejnego pacjenta, podwiozła ją do domu. W przedpokoju powitał ją rudy kot. Otrzepał się o jej nogi i, zadzierając ogon, pobiegł do kuchni. Strasznie chciało jej się spać, ale najpierw musiała nakarmić Mruczka, inaczej nie dałby jej zasnąć. Helena zdrzemnęła się, zanim głowa dotknęła poduszki.
Następnego dnia pacjent wyglądał znacznie lepiej, choćby się uśmiechnął, gdy Helena Kowalska weszła na salę.
– Dzień dobry. Widzę, iż dobrze się pan czuje. Dzisiaj przeniesiemy pana na zwykłą salę, oddamy telefon, będzie mógł pan zadzwonić do rodziny.
– Nikogo tu nie mam. Narobiłem pani wczoraj kłopotu? – Patrzył na nią wciąż z tym samym, lekko wyniosłym uśmiechem. Skąd on to miał?
– Kiedy mnie pani wypisze? – spytał.
– Dopiero co miał pan operację, złamane żebra… Co najmniej tydzień musi pan zostać na oddziale, potem zobaczymy. Przepraszam, inni pacjenci czekają – powiedziała Helena i wyszła.
Przed wyjściem jeszcze raz zajrzała do niego, sprawdziła monitory i kroplówkę. Gdy w końcu spojrzała mu w twarz, znów dostrzegła to samo zaciekawione spojrzenie. Uśmiechnął się.
Dreszcz przebiegł jej po plecach. Ta uśmiechnięta mina wydała jej się znajoma. Helena miała dobrą pamięć do twarzy – tego mężczyzny nigdy wcześniej nie widziała, ale ten grymas ust…
Cały wieczór męczyła się, próbując przypomnieć sobie, kiedy mogła widzieć ten uśmiech, ale nic nie przychodziło jej do głowy. Następnego ranka pacjent już na nią czekał, siedząc na łóżku. Ktoś przyniósł mu koszulkę.
– Pielęgniarka mi ją dała. Moje ubrania były całe we krwi – wyjaśnił, widząc jej zdziwioną minę. – Jakoś mi się wydaje… – Spojrzał na jej identyfikator – Heleno Kowalska, iż chciałaś mnie o coś zapytać.
– Nie, to znaczy… tak. Czy my się gdzieś nie spotkaliśmy? – spytała.
– Nie przypominam sobie. Mam dobrą pamięć wzrokową, nie zapomniałbym tak pięknej kobiety. Wiesz, taki wzrok jak twój widziałem tylko raz. I to było w innym mieście, w innym życiu, wiele lat temu. – Znów się uśmiechnął i od razu skrzywił się z bólu. Złamane żebra dawały o sobie znać.
– Może pan wstać, ale ostrożnie – powiedziała Helena.
– Wpadniesz jeszcze do mnie? – spytał nagle.
– Tak, jeżeli dyżur będzie spokojny.
*Co za urojenie? Dlaczego zachowuje się, jakbym mu coś była winna?* – pomyślała.
– No i co, doktor, przypomniałaś sobie, gdzie się spotkaliśmy? – spytał następnego dnia.
– Zdawało mi się – odparła.
– A ja myślę, iż już się widzieliśmy. Twoje oczy na pewno pamiętam.
– Co jest nie tak z moimi oczami? – Helena nie chciała o tym mówić, ale ciekawość ją rozsadzała.
– Pierwszego dnia myślałem, iż jesteś zmęczona, ale następnego dnia wyglądałaś wypoczęta, a wzrok miałAle gdy Helena zamknęła oczy tej nocy, wiatr znad Wisły przyniósł szept dawno zapomnianych obietnic, a w nim odpowiedź, której szukała całe życie.