Dziennik Życia

newsempire24.com 5 godzin temu

**Dziennik**

Po śmierci ojca Daria z mężem postanowili sprzedać dom na wsi. Daria była w ciąży, potrzebowali pieniędzy, żeby kupić większe mieszkanie w mieście.

Był ciepły wrzesień. Daria patrzyła na wieś i ledwo ją rozpoznawała. W ciągu roku powyrastały wysokie płoty, na miejscu starych ruin stanęły nowe domki z kolorowymi dachami. Tylko ich dom pozostał taki sam.

Krzysztof zatrzymał “Opla” przed gankiem. Daria wysiadła i przeciągnęła się. Cisza, a od czystego powietrza choćby zakręciło jej się w głowie. Otworzyła drzwi wejściowe i weszła do środka. Dom wydał jej się jakby przykurczony, ciasny.

Od roku nikt tu nie mieszkał. Po śmierci mamy ojciec przyjeżdżał tu sam. Działka była duża, ale nic nie sadził, chodził do lasu, na ryby. choćby rok temu ciągnęło go tutaj, choć już mocno chorował. Mówił, iż tu łatwiej się oddycha, iż powietrze leczy.

Na początku maja przywieźli go tu. Dopiero w domu Daria zrozumiała, jak bardzo ojciec podupadł. Nie mógłby tu mieszkać sam. Namówiła go, żeby wrócił z nimi do miasta. Miesiąc później położył się do łóżka, a pod koniec września odszedł.

Ona i Krzysztof byli typowymi mieszczuchami, nie będą tu często przyjeżdżać. Za daleko od miasta, a urlopy wolą spędzać nad morzem. Bez regularnej opieki dom zacznie niszczeć. Już teraz wyglądał na opuszczony. Postanowili sprzedać, póki jeszcze był solidny. jeżeli w przyszłości zatęsknią za ciszą i wiejskim powietrzem, kupią coś bliżej miasta.

Łzy napłynęły Darii do oczu pod ciężarem wspomnień. Dom odziedziczyli po dziadkach. Najpierw odeszła mama, potem dziadkowie, a w zeszłym roku ojciec.

Stanęła przed portretem młodej dziewczyny na ścianie. Krzysztof wnosił torbę z rzeczami, podszedł, objął ją od tyłu.

— Nie widziałem u ciebie takiego zdjęcia. Ile ty masz na nim lat? — zapytał, wpatrując się w fotografię.

— To nie ja, to mama. Chyba ma tu szesnaście albo siedemnaście, jeszcze chodziła do szkoły.

— Jesteście bardzo podobne. Myślałem, iż to ty. — Zajrzał jej w twarz. — Podaj wiadro, przyniosę wodę, a ty zagotujesz na herbatę.

Daria pociągnęła nosem i poszła do kuchni. Wróciła z blaszanym wiadrem.

— Stało odwrócone do góry dnem. Wypłucz je. Pompa jest dwa domy dalej — powiedziała, podając wiadro mężowi.

— Pamiętam. — Krzysztof wyszedł z chałupy, skrzypiąc pustym wiadrem.

Daria wróciła do kuchni, włączyła kuchenkę elektryczną, ale ta nie zadziałała. „Wyłączyli bezpieczniki” — przypomniała sobie. Znajdowały się na półce pod licznikiem w pokoju. Wkręciła je, dotknęła dłonią — metalowy krążek już się nagrzewał.

Rozejrzała się. Nic stąd nie weźmie, może tylko zdjęcie mamy. Trzeba pójść do sąsiadów, zapytać, czy komuś przydadzą się jakieś rzeczy.

Po herbacie Daria wstąpiła do sąsiadki. Ich domy nie dzielił wysoki płot.

— Sprzedajecie? — zapytała sąsiadka, ciocia Basia.

— Tak — skinęła głową Daria.

— Wpadnę, rozejrzę się, choć u nas też pełno gratów. Powiem innym?

— Jasne — ucieszyła się Daria.

Wróciła do domu. Krzysztof wybierał, co można spalić. I tak trzeba było napalić w piecu, w domu było wilgotno. Zajął się piecem, a Daria weszła na stryszek po skrzypiących schodach.

— Może lepiej ja? — zapytał mąż, odrywając się od papierów na stole.

— Nie, ja sama.

Dawniej Daria bała się chodzić na strych. W nocy słyszała czyjeś kroki. Ktoś chodził po poddaszu. Ojciec mówił, iż to koty albo dom skrzypi, stygnąc po upalnym dnie. Ale i tak nakrywała się kołdrą z głową i tak zasypiała.

Słońce wpadało przez małe okienko. Pyłki tańczyły w jego promieniach jak żywe.

— I nic tu strasznego nie ma — powiedziała głośno Daria.

Od jej głosu cienie w kątach jakby się skuliły. Omijała duże pajęczyny zwisające z dachu, naciągnięte między sznurami, na których babcia suszyła pranie w deszczowe dni. Otworzyła jedną z kartonów. Leżały w nim bombki. „Niesamowite — pomyślała — babcia i dziadek stawiali choinkę”. Nigdy nie była tu zimą.

W innym kartonie były zabawki. Daria wcale ich nie pamiętała. W kącie stał kołowrotek. Nic tu nie było potrzebne. Podeszła do końca strychu, rozejrzała się. Wzrok przykuł rożek książki lub zeszytu wystający spod deski przy samym dachu.

Wróciła, pociągnęła za rożek i wyciągnęła zeszyt w linie. Kartki pożółkłe, sklejone wilgocią i czasem. Daria zobaczyła notatki z datami. Zrozumiała, iż to pamiętnik. Pamiętnik mamy.

Niedobrze czytać cudze pamiętniki. Mamy nie było od tylu lat, a jej myśli, zapisane na pożółkłych kartkach, zostały. A z drugiej strony — po co się pisze pamiętniki? Żeby ktoś kiedyś je przeczytał. Dlaczego więc mama schowała go pod dachem?

Usiadła na odwróconej starej skrzyni i postanowiła przejrzeć zeszyt, rzucić okiem, o czym marzyła mama. Niektóre wpisy były długie, szczegółowe, ale najczęściej tylko kilka zdań.

Otworzyła na chybił trafił i zaczęła czytać.

21.06.1988
Wczoraj przyjechał Marek. Jaki on stał się przystojny! A dziś spotkaliśmy się nad rzeką. Już pływał, kiedy przyszłam się wykąpać. Zobaczył mnie, wyszedł z wody. Wyższy ode mnie o dwie głowy. Przy nim czułam się taka malutka…

23.06.1988
Powiedział, iż jestem ładna, i tak na mnie patrzył, iż zrobiło mi się gorąco. Myślę tylko o nim…

Daria oderwała oczy od zeszytu. Znała mamę jako mamę, nie jako dziewczynę zakochaną w jakimś chłopaku — nie w ojcu. Zrobiło się jej nieswojo. Czy ma prawo to czytać? Czy sama chciałaby, żeby ktoś grzebał w jej myślach? Ale Daria nigdy nie pisała pamiętników, uważała to za stratę czasu. Zapisywać wszystko,Daria zamknęła oczy, uśmiechnęła się lekko i pomyślała, iż niektóre tajemnice powinny zostać pogrzebane razem z przeszłością, bo życie, które miała teraz – z Krzysztofem i ich nienarodzonym dzieckiem – było wszystkim, czego naprawdę potrzebowała.

Idź do oryginalnego materiału