Dziękuję za wspaniały prezent!

newsempire24.com 20 godzin temu

Dzięki, mamo, za prezent

Weronika wyszła z domu i zachwyciła się przemienionym podwórkiem. Przez noc śnieg przykrył ziemię jak puchową kołdrą. Lekkie płatki spadały bezgłośnie na ostatnie żółte liście, które uparcie trzymały się gałęzi, na asfalt i zaparkowane samochody.

Wyciągnęła dłoń. Kilka śnieżynek wylądowało na niej i natychmiast stopniało. Zrobiła parę kroków, wsłuchując się w delikatny chrzest pod butami, który przypomniał jej, iż zbliża się Święta – zapach pomarańczy, błyszcząca choinka i to nieuchwytne oczekiwanie na magię.

W sklepie kupiła pomarańcze, mleko i cukierki do herbaty. Gdy stała już przy kasie, zadzwoniła mama.

– Weronika, dasz radę dziś do mnie wpaść?

– Jasne, mamo. Coś się stało?

– Nic. Chcę ci kogoś przedstawić. Przyjdź na obiad. – W głosie mamy wyczuła podekscytowanie.

– Znowu chcesz mnie zapoznać z jakimś maminsynkiem, który w końcu odważył się odejść od spódnicy? – zapytała z lekką ironią.

– To niespodzianka. Zobaczysz. – Mama rozłączyła się tajemniczo.

Ciekawe. Dawno nie słyszała, żeby mama brzmiała tak radośnie. Po tym, jak odszedł Kamil, Weronika przyszła do niej z płaczem. Mama początkowo pocieszała, ale zepsuła wszystko, mówiąc: „A nie mówiłam?”. Miała rację, ale to nie ułatwiało sprawy. Pokłóciły się, a od tamtej pory Weronika unikała wizyt, dzwoniąc tylko od czasu do czasu.

Odeszła od kasy i wybrała małe ciastko w cukierni. Nie wypada iść z pustymi rękami.

W domu wciąż zastanawiała się, co mama wymyśliła. Na wszelki wypadek umyła włosy, lekko podkręciła końcówki, podkreśliła rzęsy i usta, założyła granatową spódnicę i sweter w kolorze brzoskwini. Uśmiechnęła się do swojego odbicia. Cokolwiek to było, będzie wyglądać dobrze.

„Kamil jeszcze pożałuje” – pomyślała, wkładając buty i płaszcz.

Mama otworzyła drzwi, a Weronika zamarła w progu. Jej oczy lśniły młodością, na policzkach płonął rumieniec, a nowa fryzura odjęła jej dobrych dziesięć lat.

– Mamo, świetnie wyglądasz! – powiedziała, wręczając ciastko.

– Dziękuję. – Mama uśmiechnęła się nieśmiało. – Rozbierz się i chodź do pokoju.

„Na pewno kogoś zaprosiła” – pomyślała Weronika, poprawiając przed lustrem włosy i wchodząc do środka. Z kanapy podniósł się postawny mężczyzna koło pięćdziesiątki, w swetrze i spodniach, z wysokim czołem i przyjaznymi zmarszczkami wokół oczu. Przyglądał się jej z zaciekawieniem.

– Weronika, poznaj Tadeusza, mojego przyjaciela z młodości – powiedziała mama, obejmując ją w pasie.

– Ach, więc z prowincji – odparła Weronika sucho, rzucając mamie pełne rozczarowania spojrzenie.

Mama westchnęła i zaprosiła wszystkich na obiad.

– Naprawdę chciałaś nas ze sobą zapoznać? Nie spodziewałam się tego po tobie – syknęła Weronika, gdy usiedli do stołu.

– Dlaczego od razu tak? – Mama spojrzała na nią z wyrzutem.

– Tęsknisz za pięściami? Mało ci tatuś dawał w kość? A gdzie butelka? Nie przynieśliście wódki? – rzuciła, patrząc na Tadeusza.

– Tadeusz nie pije. On… – Mama zarumieniła się.

Mężczyzna położył dłoń na jej ramieniu.

– Nie musisz, Aniu.

– Teraz udajecie trzeźwiaków, a jak się wprowadzicie, pokażecie, co potraficie! Mamo, naprawdę wychodzisz za mąż? *To* miał być mój prezent?

Słowa płynęły jak potok. W oczach mamy pojawiły się łzy.

– Wystarczy! – Mama nagle podniosła głos. – Co ja w życiu widziałam? Pijackie awantury i bicie. Ty uciekałaś do sąsiadki, gdy wracał pijany. Wychodziłyśmy na nocne spacery, żeby przeczekać. Wyciągałam mu pieniądze z kieszeni, gdy spał, żeby kupić ci sukienkę. Nic nie wiesz! – Urwała, łkając.

Weronika nigdy nie widziała jej takiej. Zawsze cicha, zastraszona, teraz broniła jakiegoś Tadeusza.

– Powinnam ci to powiedzieć dawno temu – ciągnęła mama. – To twój ojciec. Tadeusz Kowalski – twój prawdziwy ojciec.

– *Co?* – Weronika odsunęła się od stołu, opierając plecami o lodówkę.

Tak. Kochali się od szkoły. Potem poszedł do wojska. Gdy zaszła w ciążę, jej matka zmusiła ją do małżeństwa z obcym chłopakiem. Tadeusz nigdy nie wiedział, iż ma córkę. Dopiero latem, gdy odwiedziła brata na wsi, spotkali się po latach.

– Chcę z nim zostać – szepnęła mama. – Dom zostawiam tobie.

Weronika wyszła bez słowa.

Przez kilka dni myślała o mamie, Tadeuszu i swoich słowach. Musiała przeprosić.

Gdy wróciła, mama otworzyła drzwi z uśmiechem. W pokoju stały walizki.

– Wyjeżdżamy na wieś – oznajmiła radośnie.

– A praca? – spytała Weronika.

– Poczta, mleczarnia… coś znajdę – odparła mama, tuląc się do Tadeusza.

Weronika przeprowadziła się do jej mieszkania. Na Nowy Rok pojechała w odwiedziny. Dom był przytulny, mama szczęśliwa.

Aż pewnego wiosennego ranka zadzwonił Tadeusz.

– Twoja mama zmarła tej nocy. Miała wadę serca…

*Wadę serca?* Jak mogła nie wiedzieć?

Przyjechała na pogrzeb. W kościele pełno ludzi. Gdy zobaczyła mamę w trumnie, wybuchnęła:

– To twoja wina! Zabrałeś ją tu!

– Cicho, dziecko – wtrąciła ciocia Halina. – On dał jej szczęście.

Po ceremonii Tadeusz przedstawił jej swojego syna, Marcina. Gdy wracali, rozmawiali jak starzy przyjaciele.

– Cóż… teraz jesteśmy chyba rodzeństwem? – zażartowała Weronika, gdy pomagał jej wnosić torbę z wiejskimi smakołykami.

– Wolę przyjaźń – odparł z uśmiechem.

Gdy się uśmiechał, w kącikach jego oczu pojawiały się takie same zmarszczki jak u Tadeusza.

Na stypę pojechali już razNa kolejną Wielkanecę przyjechali już we trójkę, a Weronika, trzymając małego Tadeusza na kolanach, pomyślała, iż życie potrafi być zaskakująco piękne.

Idź do oryginalnego materiału