Dziękuję, mamo, za niespodziankę!

polregion.pl 1 tydzień temu

Kinga wyszła z domu i zachwyciła się przemienionym podwórkiem. Przez noc śnieg pokrył całą ziemię. Puszyste płatki cicho opadały na żółte liście, które jeszcze trzymały się na drzewach i krzewach, na asfalt i zaparkowane samochody.

Wyciągnęła dłoń. Kilka płatków śniegu wylądowało na jej skórze, by natychmiast się rozpuścić. Zrobiła kilka kroków, nasłuchując lekkiego chrzęstu pod butami, który przypomniał jej, iż zbliżają się święta – z zapachem pomarańczy, choinką przystrojoną błyszczącymi bombkami i, oczywiście, z oczekiwaniem na magię.

W sklepie kupiła pomarańcze, mleko i słodycze do herbaty. Stała już przy kasie, gdy zadzwoniła mama.

– Kinga, możesz dziś do mnie przyjechać?

– Tak, mamo. Co się stało?

– Nic. Chcę ci kogoś przedstawić. Przyjedź na obiad. – W głosie mamy Kinga usłyszała podekscytowanie.

– Znowu chcesz mnie zapoznać z jakimś „synkiem”, który odważył się odejść spod maminej spódnicy? – zapytała z lekkim rozczarowaniem.

– To niespodzianka. Zobaczysz – odparła mama tajemniczo i się rozłączyła.

Ciekawe. Mama dawno nie brzmiała tak podekscytowanie. Po rozstaniu z Markiem Kinga przychodziła do niej, żałując się i płacząc. Mama początkowo ją pocieszała, ale zepsuła wszystko, mówiąc, iż ją ostrzegała. Oczywiście miała rację, ale to nie ułatwiało sprawy. Pokłóciły się. Od tamtej pory Kinga unikała wizyt, dzwoniąc tylko, by samodzielnie radzić sobie z bólem.

Odeszła od kasy i wybrała w dziale cukierniczym małe ciastko. Nie wypadało iść z pustymi rękami.

W domu wciąż zastanawiała się, co za niespodziankę szykuje mama. Dla pewności umyła włosy, lekko podkręciła końcówki, podkreśliła rzęsy i usta, założyła granatową spódnicę i sweter w brzoskwiniowym kolorze. Uśmiechnęła się do swojego odbicia w lustrze. Cokolwiek planowała mama, Kinga była gotowa spotkać to w dobrym nastroju.

„Marek jeszcze pożałuje” – pomyślała, wsuwając buty i płaszcz.

Mama otworzyła drzwi, a Kinga zastygła w progu ze zdumienia. Oczy mamy błyszczały młodością, na policzkach grał rumieniec, a nowa fryzura odejmowała jej dobrych dziesięć lat.

– Mamo, świetnie wyglądasz – powiedziała Kinga, podając ciastko.

– Dziękuję. – Mama uśmiechnęła się skromnie. – Rozbierz się i chodź do pokoju – dodała, zabierając ciastko do kuchni.

„Na pewno zaprosiła gości”. Kinga gwałtownie się rozebrała, poprawiła przed lustrem loki i weszła do środka. Z kanapy podniósł się dobrze zbudowany mężczyzna po pięćdziesiątce, w spodniach i granatowym swetrze, z wysokim czołem i szerokim nosem. W kącikach jego oczu rysowały się promykowe zmarszczki – znak człowieka, który często się uśmiecha lub mruży oczy przed słońcem. Przyglądał się Kingi z zainteresowaniem. Ona przywitała się nieufnie.

– Kinga, poznaj Czesława, mojego przyjaciela z dzieciństwa. – Mama podeszła, objęła córkę w pasie i spojrzała na nią błagalnie.

– Już się domyśliłam, iż ze wsi – Kinga rzuciła rozczarowanym spojrzeniem.

– Chodźmy na obiad, zupa wystygnie. – Mama cofnęła rękę i pierwsza weszła do kuchni.

Kinga usiadła na swoim zwykłym miejscu – plecami do lodówki przy oknie. „Serio chce, żeby zajął miejsce ojca?” – pomyślała. Czesław usiadł naprzeciwko. Inaczej i tak by nie wyszło. Pomiędzy nimi zajęła miejsce mama, tyłem do kuchenki. Tak zawsze jadali, gdy żył ojciec.

– Więc to z nim chciałaś mnie zapoznać? Nie spodziewałam się tego po tobie. Teraz rozumiem, czemu się tak zmieniłaś – powiedziała Kinga z goryczą.

– Po co tak? – Mama spojrzała na nią z wyrzutem.

– Stęskniłaś się za kułakami? Mało ci ojciec dokładał? Chcesz jeszcze? Gdzie butelka? Nie przynieśliście wódki? – rzuciła, patrząc na Czesława.

– Czesław nie pije. On… – Mama zarumieniła się, spoglądając na niego z zakłopotaniem.

On położył swoją szeroką, spracowaną dłoń na jej ręce.

– Nie trzeba, Halina.

– Teraz udajecie niewiniątka, a potem pokażecie, na co was stać, jak już się tu wprowadzicie. Mamo, naprawdę wychodzisz za mąż? To ta twoja niespodzianka? Czesław, żona cię wyrzuciła, więc postanowiłeś się przyczepić do mojej matki?

Słowa same wypływały z ust Kingi. Nie mogła przestać. W oczach mamy pojawiły się łzy, usta zaczęły drżeć.

Czesław wpatrywał się w talerz z zimną zupą.

– Skończyłaś? – zapytała mama nagle ostrym tonem. – A co ja w życiu widziałam? Pijackie awantury i bicie. Ty uciekałaś do sąsiadki, gdy ojciec wracał pijany. Wychodziłyśmy z domu, włóczyłyśmy się po nocnych ulicach, aż zasnął. Wyciągałam mu pieniądze z kieszeni, gdy spał, mówiłam, iż ukradli mu na ulicy. Kupowałam ci później buty czy sukienki. Nic nie wiesz… – urwała i wybuchnęła płaczem.

Kinga nigdy nie widziała matki taką. Zawsze cicha, zastraszona, z lękiem w oczach, bała się choćby dyskutować. Pamiętała, jak ojciec krzyknął kiedyś, iż nadaje się tylko do wycierania butów. A teraz stanęła w obronie jakiegoś Czesława.

– Dawno powinnam ci to powiedzieć. Trzydzieści lat milczałam. – Mama wzięła głęboki oddech. – To twój ojciec. Czesław Nowak – twój ojciec.

– Jak? – Kinga odsunęła się jak oparzona, opierając się plecami o lodówkę. Spoglądała to na Czesława, to na mamę.

– Tak. Kochaliśmy się od szkoły. Potem poszedł do wojska. Wieś była mała, wszyscy wszystko widzieli. Przyznałam się matce, iż jestem w ciąży. Krzyczała, biła mnie ręcznikiem. Potem przyprowadziła do domu chłopaka z sąsiedniej wsi, niby po to, żeby naprawił płot. Przyjechał do babci na wakacje. Matka kazała mi się nie wykręcaKinga spojrzała w oczy Czesława – te same, co jej – i nagle zrozumiała, dlaczego zawsze czuła, iż w domu brakowało czegoś więcej niż tylko spokoju.

Idź do oryginalnego materiału