Dziękuję, mamo, za niespodziankę!

newsempire24.com 6 dni temu

Dziękuję, mamo, za prezent.

Kalina wyszła z domu i zachwyciła się przemienionym podwórkiem. Przez noc śnieg przykrył całą ziemię. Puszyste, rzadkie płatki bezszelestnie spadały na pojedyncze żółte liście, które cudem ocalały na drzewach i krzewach, na asfalt i zaparkowane samochody.

Wyciągnęła dłoń. Kilka płatków śniegu spadło na nią i natychmiast się rozpuściło. Kalina zrobiła kilka kroków, nasłuchując lekkiego chrzęstu pod butami, który przypomniał jej, iż zbliżają się święta – z zapachem pomarańczy, błyszczącą choinką i oczywiście z nadzieją na cud.

Weszła do sklepu, kupiła pomarańcze, mleko i słodycze do herbaty. Stała już przy kasie, gdy zadzwoniła mama.

– Kalinko, możesz do mnie dziś przyjechać?

– Tak, mamo. Co się stało?

– Nic. Muszę ci kogoś przedstawić. Przyjedź na obiad. – W głosie mamy Kalina usłyszała podekscytowane nuty.

– Znowu chcesz mnie zapoznać z którymś z tych synków, co w końcu oderwali się od maminej spódnicy? – spytała lekko rozczarowana.

– To niespodzianka. Zobaczysz – powiedziała tajemniczo mama i się rozłączyła.

Ciekawe. Dawno nie słyszała u mamy takiego tonu. Kiedy odszedł Marek, przyszła do mamy i skarżyła się, zalewając się łzami. Mama początkowo pocieszała, ale wszystko zepsuła, mówiąc, iż przecież ostrzegała. Oczywiście miała rację. Ale Kalinie nie było przez to lżej. Pokłóciły się. Od tamtej pory nie odwiedzała mamy, tylko dzwoniła, próbując poradzić sobie z bólem sama.

Odeszła od kasy i wybrała w dziale cukierniczym małe ciasto. Nie wypada iść z pustymi rękami.

W domu ciągle myślała, jaką niespodziankę szykuje mama. W razie czego umyła włosy i delikatnie podkręciła końcówki, podkreśliła rzęsy i usta, założyła granatową spódnicę i sweter w kolorze brzoskwini. Uśmiechnęła się do swojego odbicia w lustrze. Cokolwiek mama zaplanowała, spotka to we właściwym stroju i z uśmiechem.

„Marek jeszcze pożałuje” – pomyślała Kalina i zaczęła zakładać buty i płaszcz.

Mama otworzyła drzwi, a Kalina zastygła w drzwiach zaskoczona. Oczy mamy błyszczały młodzieńczo, na policzkach grał rumieniec, a przede wszystkim – modna fryzura zdjęła z niej dziesięć lat.

– Mamo, wyglądasz świetnie – powiedziała Kalina, podając mamie ciasto.

– Dziękuję. – Mama uśmiechnęła się skromnie i zawstydzona. – Rozbierz się i przejdź do pokoju – dodała, odnosząc ciasto do kuchni.

„Na pewno zaprosiła kogoś w gości.” Kalina gwałtownie się rozebrała, poprawiła przed lustrem loki i spódnicę, po czym weszła do pokoju. Z kanapy podniósł się przysadzisty mężczyzna po pięćdziesiątce, w spodniach i granatowym swetrze, z zakolami nad wysokim czołem i dużym, ziemniaczanym nosem. Od zewnętrznych kącików jego oczu rozchodziły się promieniste zmarszczki, zdradzające człowieka uśmiechniętego lub przyzwyczajonego do mrużenia oczu w słońcu. On także przyglądał się Kalinie z zainteresowaniem. Przywitała się nieufnie.

– Kalina, poznaj Kazimierza Stanisławowicza, mojego przyjaciela z dzieciństwa. – Mama podeszła, objęła ją w talii i spojrzała córce w oczy błagalnie.

– Już myślałam, iż to jakiś wieśniak – powiedziała rozczarowana Kalina, spoglądając na matkę.

– Chodźmy na obiad, zupa wystygnie. – Mama odsunęła rękę i pierwsza poszła do kuchni.

Kalina usiadła na swoim zwykłym miejscu – plecami do lodówki stojącej przy oknie. „Czy on przypadkiem nie usiądzie na miejscu ojca?” – pomyślała. Kazimierz usiadł naprzeciwko. Zresztą inaczej się nie dało. Między nimi usiadła mama, plecami do kuchenki i zlewu. Tak zawsze jadali, kiedy żył ojciec.

– Rozumiem, iż to z nim chciałaś mnie zapoznać? Nie spodziewałam się tego po tobie. Teraz wiem, czemu tak się zmieniłaś – powiedziała Kalina z przekąsem.

– Dlaczego tak mówisz? – Mama spojrzała na córkę z wyrzutem.

– A ty tęsknisz za kułakami? Mało cię ojciec bił? Znowu masz ochotę? Gdzie butelka? Nie przynieśliście wódki? – spytała, patrząc na Kazimierza.

– Kazimierz nie pije. On… – mama zawahała się, spojrzała przepraszająco na Kazimierza.

Ten położył swoją dużą, zgrubiałą od pracy dłoń na jej dłoni.

– Nie trzeba, Antonino.

– Teraz udajecie abstynenta, a potem pokażecie, kim jesteście, kiedy się do niej wprowadzicie. Mamo, ty co, za mąż wychodzisz? To ta twoja niespodzianka? Kazimierzu, żona cię wyrzuciła i postanowiłeś przyczepić się do mojej matki przez stare znajomości?

Kalina nie mogła się powstrzymać, słowa same wypływały z jej ust. W oczach mamy pojawiły się łzy, usta zaczęły drżeć.

Kazimierz wpatrywał się w talerz z zimną zupą.

– Wszystko powiedziałaś? – nagle ostro spytała mama. – A co ja w życiu widziałam? Pijatyki męża i jego pięści. Ty uciekałaś do sąsiadki, gdy wracał pijany, bałaś się. Wychodziłyśmy z domu, wałęsałyśmy się po nocnych ulicach, aż zasnął. Wyjmowałam mu pieniądze z kieszeni, gdy spał, mówiłam, iż mu ukradli. Kupowałam ci potem buty lub sukienki. Nic nie wiesz… – urwała i łkKalina spojrzała na Kazimierza, a potem na mamę, i nagle zrozumiała, iż w tej nieoczekiwanej miłości jest coś więcej niż tylko przeszłość – to była nadzieja, której obie tak bardzo potrzebowały.

Idź do oryginalnego materiału