Dziedzictwo Sprawiedliwości

polregion.pl 1 dzień temu

Sprawiedliwość po babci

Dwa lata temu, gdy ja i mój mąż jeździliśmy codziennie do mojej babci, by się nią opiekować, nikt z rodziny choćby nie pamiętał, iż istnieje. A teraz, gdy odeszła i zostawiła nam swoje mieszkanie, nagle wszyscy ożyli i zlecieli się jak sępy, domagając się swojego udziału. Do dziś nie mogę uwierzyć, jak gwałtownie ludzie, którzy przez lata nie dzwonili i nie odwiedzali, zamienili się w zapalonych bojowników o „sprawiedliwość”. Ta historia sprawiła, iż zupełnie inaczej spojrzałam na naszą rodzinę i na to, co naprawdę się liczy.

Moja babcia, Wanda Kowalska, była niesamowitą osobą. Mimo swoich dziewięćdziesięciu lat do końca starała się zachować pogodę ducha. Ale ostatnie dwa lata jej zdrowie mocno podupadło: prawie nie wychodziła z łóżka, słabo widziała i potrzebowała ciągłej pomocy. Ja i mój mąż, Krzysztof, mieszkaliśmy niedaleko, więc naturalnie wzięliśmy na siebie opiekę. Gotowałam jej obiady, sprzątałam, pomagałam z higieną, a Krzysztof woził ją do lekarzy, kupował leki i naprawiał wszystko, co psuło się w jej starej kawalerce. Nie było łatwo – mieliśmy przecież dwójkę dzieci, pracę i własne obowiązki, ale nigdy nie traktowałam tego jako ciężaru. Babcia wychowała mnie, gdy rodzice ciągle byli w delegacjach, i dla mnie to była kwestia honoru, by otoczyć ją opieką w ostatnich latach.

Przez cały ten czas rzadko widywałam innych krewnych. Moja ciotka, Bożena, mieszka w innym mieście i zaglądała do babci raz w roku, przywożąc paczkę pierników i kilka sztampowych pytań. Kuzyn Tomek w ogóle się nie pojawiał – zawsze był zajęty karierą i swoją rodziną. Reszta rodziny ograniczała się do rzadkich telefonów, by „dowiedzieć się, co słychać”. Nikt nie oferował pomocy – ani finansowej, ani czasowej. Nas z Krzysiem to nie dziwiło – nie oczekiwaliśmy, iż ktoś podzieli z nami ten obowiązek. Ale nie przypuszczałam, iż wszystko się zmieni, gdy tylko pojawi się temat spadku.

Gdy babcia zmarła, byliśmy z Krzysiem załamani. Jej odejście zostawiło w moim sercu ogromną pustkę. Ale już po kilku tygodniach od pogrzebu zaczęły się telefony. Pierwsza pojawiła się ciotka Bożena. Wpadła do nas i, choćby nie pytając, jak radzimy sobie z żałobą, od razu przeszła do rzeczy: „Ewka, przecież rozumiesz, iż mama nie zostawiła wszystkiego tylko wam – powiedziała. – My też jesteśmy jej rodziną, mamy prawa”. Byłam w szoku. Ciotka przez lata nie zainteresowała się babcią, a teraz nagle domaga się udziału w mieszkaniu? Próbowałam tłumaczyć, iż babcia sama chciała, by to do nas należało, bo to my się nią opiekowaliśmy. Ale Bożena tylko prychnęła: „To niesprawiedliwe. Po prostu wykorzystałaś to, iż byłaś blisko”.

Wkrótce dołączył Tomek. Napisał długiego esemesa, w którym opowiadał, jak kochał babcię i jak „trudno mu pogodzić się” z tym, iż mieszkanie trafiło tylko do nas. Zaproponował, by „rozwiązać sprawę po ludzku” i podzielić się spadkiem. Nie wiedziałam, czy śmiać się, czy płakać. Tomek nie widział babci od dekady, choćby na pogrzeb nie przyjechał, bo „miał istotny projekt”. A teraz nagle przypomniał sobie o uczuciach? Odpowiedziałam, iż mieszkanie jest nasze, bo tak chciała babcia. On jednak zaczął grozić sądem, jeżeli nie zgodzimy się na jego warunki.

Sytuacja robiła się coraz bardziej nerwowa. choćby dalsi krewni, których ledwo znałam, zaczęli dzwonić i delikatnie sugerować, iż „warto by się podzielić”. Czułam się jak osaczona. My z Krzysiem nie goniliśmy za tym spadkiem – babcine mieszkanie to stare M2 w bloku z wielkiej płyty, wymagające remontu. Dla nas jednak było cenne, bo spędziliśmy tam z babcią ostatnie lata, pijąc herbatę i słuchając jej opowieści. A teraz te wspomnienia stały się polem bitwy.

Krzysiek, jak zwykle, był moją podporą. Powiedział, iż nie musimy nikomu nic udowadniać i iż wolę babci należy uszanować. Poszliśmy do prawnika, by sprawdzić, czy groźby rodziny mają podstawy. Okazało się, iż testament jest jasny, a szanse na jego obalenie – znikome. Ale choćby ta pewność prawna nie ukoiła duszy. Nie mogłam uwierzyć, iż ludzie, których uważałam za rodzinę, tak łatwo zapomnieli o babci za jej życia, a teraz walczą o jej majątek.

Pewnego dnia nie wytrzymałam i zadzwoniłam do ciotki Bożeny. Zapytałam, dlaczego nie pomagała babci, skoro teraz tak zawzięcie walczy o swoje prawa. Zaczęła się tłumaczyć, iż miała swoje problemy, iż mieszka daleko i iż „nie wszystko jest takie proste”. Ale czułam, iż to tylko wymówki. Na koniec rzuciła: „Ewka, nie bądź chciwa, przecież jesteśmy rodziną”. To mnie dobiło. Chciwa? Ja, która przez dwa lata zmieniałam babci pieluchy, woziłam ją na badania i siedziałam przy niej nocami, gdy było źle? Odłożyłam słuchawkę i rozpłakałam się.

Teraz z Krzysiem staramy się zamknąć tę sprawę. Postanowiliśmy nie ulegać presji i zatrzymać mieszkanie, tak jak chciała babcia. Ale ta sytuacja zostawiła ślad. Nie potrafię już patrzeć na swoją rodzinę tak jak dawniej. Ludzie, których uważałam za bliskich, pokazali prawdziwe oblicze, gdy tylko poczuli zapach pieniędzy. Ale jest jedna rzecz, za którą jestem wdzięczna – ta historia przypomniała mi, iż prawdziwa rodzina to ci, którzy są przy tobie nie dla korzyści, ale z miłości. Dla mnie to Krzysiek, nasze dzieci i pamięć o babci, która zawsze będzie żyła w moim sercu.

Idź do oryginalnego materiału