Dziedzictwo pustki i zwierciadło duszy: wyznania z domu starości

polregion.pl 2 godzin temu

Dziedzictwo pustki i lustro dla duszy: wyznanie babci z domu starców

Och, wnuczko, siadaj bliżej, opowiem ci pewną historię z mojego życia. Oto siedzę już tu, w domu spokojnej starości, a pamięć często wraca do tamtego dnia, gdy zebrałam swoje dzieci, by ogłosić testament. Było ich pięcioro, a każdy patrzył na mnie inaczej jedni z niecierpliwością, jak na dworcu przed pociągiem, który miał zawieźć do lepszego życia, inni zaś siedzieli cicho, niby byli, a niby nie.

Ewa, najstarsza, w jedwabnej bluzce i lśniącej bransoletce, poprawiała się, bo przecież miała spotkanie za godzinę, w centrum miasta, rozumiesz? Jakie tam mogła mieć problemy kontakty, kariera, interesy. Piotr, drugi, poprawiał krawat, mówił coś o ważnej umowie i mrugnął do mnie, jak kiedyś, gdy przyszedł z tym swoim projektem hodowli ślimaków.

Irena siedziała w kącie, smutna, z kredytem na mieszkanie, chorymi dziećmi i mężem, który ledwo wiązał koniec z końcem. A Dariusz, najstarszy syn, milczał, jak zwykle chłodny, obojętny. Tylko Krzysztof, najmłodszy, siedział z dala od wszystkich, nie patrzył na nikogo, był po prostu obecny.

Patrzyłam na nich, na te pięć kopert leżących przede mną na stole. Wiedziałam trzeba mówić prosto, bez prawniczych wybiegów.

dla wszystkich z was jest list ode mnie, moja ostatnia wola powiedziałam.

Wzięłam pierwszą kopertę i podałam Ewie.

Taka pewna siebie, rozerwała kopertę, spodziewając się ważnych dokumentów, pieniędzy, spadku. A tam pusto, tylko małe lusterko. Jej twarz wyraźnie się zmieniła niedowierzanie, złość, rozczarowanie.

Co to ma znaczyć? szepnęła. To żart?

Odpowiedziałam cicho:

Tam jest wszystko, co chciałam ci zostawić. Możesz spojrzeć na siebie.

Pamiętam, gdy pół roku temu chorowałam, złamałam nogę, i prosiłam Irenę, żeby chociaż przywiozła zakupy. A ona? Mówiła, iż ma depresję, iż nie ma siły, a potem wrzucała wesołe zdjęcia z restauracji. I jeszcze opowiadała mi, jak ciężko jej się żyje.

Potem wzięłam kopertę Piotra. Otworzył, zobaczył lusterko i zmarszczył brwi.

Chcesz powiedzieć, iż nic nie dostaniemy? zachrypiał. Prawo jest po naszej stronie!

Spojrzałam na niego surowo:

Pamiętasz, jak sprzedałeś naszego starego Warszawę za grosze, a potem ktoś kupił ją za milion? Ukradłeś mi nie tylko pieniądze, ukradłeś wspomnienia o ojcu. Spójrz w lustro, może zobaczysz tam nie biznesmena, ale złodzieja.

Podskoczył, krzyczał, groził prawnikami, ale stałam twardo.

Irena, nie wytrzymując napięcia, wybuchnęła płaczem, próbując przekonać mnie o swojej miłości, ale wiedziałam to tylko gra.

Wzięłam jej kopertę. Trzymała ją drżącymi rękami, a gdy zobaczyła lusterko, jęknęła:

Za co? Zawsze byłam przy tobie!

Tylko użalałaś się nad sobą odparłam. Pamiętasz, jak prosiłaś o pieniądze na leczenie syna? A on był zdrowy, a wy pojechaliście na wczasy. Twoja troska to sztuka dla publiki.

Milczał Dariusz, który nigdy nie prosił, nie dawał, choćby na pogrzebie ojca stał jak kamienny mur. Wzięłam jego kopertę, otworzył ją w milczeniu i też ujrzał lusterko.

Co złego zrobiłem? spytał spokojnie.

Byłeś nieobecny odpowiedziałam. Nie było cię, gdy byłeś potrzebny.

W końcu Krzysztof ostatni. Nie chciał brać, prosił, żeby tego nie robić. ale ja powiedziałam:

Musisz, synku.

I otworzył swoją kopertę. A tam nie lusterko, ale prawdziwy testament: cały dom, konta, majątek wszystko dla niego.

On był jedynym, który nie widział we mnie problemu ani dojnej krowy. Był przy mnie, bo kochał.

Patrzyłam na ich twarze gniew, zdumienie, rozczarowanie.

Sprawiedliwość nie istnieje sama z siebie powiedziałam. Trzeba ją stworzyć. I dziś ja ją ustanowiłam.

I poprosiłam, by odeszli.

Tak właśnie, wnuczko, życie wszystko poukładało. Czasem najcenniejsze, co możesz zostawić, to lustro, by spojrzeć prawdzie w oczy. A czasem prawdziwe ciepło i miłość, których nie kupisz za pieniądze.

Idź do oryginalnego materiału