Dzieci na progu: opowieść, która zmieniła wszystko

newsempire24.com 1 tydzień temu

Była już głęboka noc, ale Jadwiga nie mogła zasnąć. Wierciła się w łóżku, przekręcała z boku na bok, aż w końcu postanowiła pójść do kuchni — napić się wody, uspokoić. W domu panowała cisza, tylko tykał zegar. Nagle ciszę przerwało głośne pukanie do drzwi.

Jadwiga zastygła z zaskoczenia. O tej porze nikt do niej nie przychodził. Serce podskoczyło jej do gardła. Narzuciła szlafrok i podeszła do drzwi. Na progu stała sąsiadka, mała Zosia, trzymając na rękach swojego młodszego brata, dwuletniego Miłosza.

— Dobry wieczór, ciociu Jadziu — powiedziała dziewczynka drżącym głosem. — Chyba coś się stało z mamą… Ona… tam…

Jadwiga od razu zrozumiała — coś boleśnie ścisnęło ją w piersi. Pobiegła przez ulicę do domu Weroniki, matki dzieci. Drzwi były uchylone. W środku panowała martwa cisza. Weszła do sypialni — i natychmiast cofnęła się, widząc to, co zobaczyła.

Weroniki już nie było…

Jadwiga stała, nie wierząc własnym oczom, po czym, z watą zamiast nóg, wróciła do domu. W kuchni siedziała Zosia, skulona w kłębek, obok drzemał Miłosz. Dziewczynka podniosła oczy i zapytała spokojnie, ale przerażająco dojrzale:

— Mama umarła, prawda?

Jadwiga nie wytrzymała i wybuchnęła płaczem. Podeszła i mocno przytuliła Zosię. Potem płakały razem. Dziewczynka tylko szeptała:

— Szkoda Miłosza. On jeszcze taki malutki. Bez mamy będzie mu ciężko…

Weronikę pochowała cała wieś. Nie miała rodziny. Ojca dzieci nikt nie znał. Po pogrzebie Zosię i Miłosza zabrano do domu dziecka.

Minęło pół roku. Jadwiga wróciła do codzienności, ale wieczorami myśli wciąż wracały do tej dwójki. Odwiedzała ich, przywoziła słodycze i zabawki. Za każdym razem, patrząc w oczy Zosi pełne tęsknoty, Jadwiga z trudem powstrzymywała łzy.

Wiedziała, iż mogłaby ich zabrać. Chciałaby. Ale bała się. Odpowiedzialność. Pieniądze. Wiek. Strach, iż nie podoła.

Jadwiga była samotną kobietą. Kiedyś była zamężna, ale małżeństwo się rozpadło. Długo leczyła się, próbowała zajść w ciążę — na próżno. Mąż odszedł, gdy stało się jasne, iż dzieci nie będzie. Potem Jadwiga zamknęła się w sobie. Nie dopuszczała już nikogo blisko. Mężczyźni przestali dla niej istnieć. Żyła pracą. Uchodziła za twardą, niezależną, ale nocami płakała w poduszkę.

Jej życie toczyło się spokojnie. Praca, dom, ogródek. Siostra Kasia mieszkała w innym mieście, miały dobre relacje, ale kłótnie się zdarzały — Kasia nie— Dzieci? Nigdy w życiu! — tłumaczyła Kasia, co drażniło Jadwigę, która oddałaby wszystko za szansę bycia matką.

Pewnego dnia Jadwiga weszła do sklepu wiejskiego, gdzie w kolejce stał dziadek Stanisław, szanowany starzec ze wsi. Roześmiał się na jej widok i poklepał po ramieniu.

— No i co, córeczko, jak tam maluchy? Wciąż je odwiedzasz?

— Bywam… Źle im tam, dziadku Stachu, ale co ja poradzę?

— Szkoda sierotek… A przecież to twoja krew, jakby nie patrzeć.

— Jak to moja? — zdziwiła się Jadwiga.

Okazało się, iż matka Weroniki była daleką kuzynką ciotki Jadwigi. Nie powiedzieć, by bliska rodzina, ale na tyle, by móc ubiegać się o opiekę.

Wątpliwości zniknęły. Jadwiga zaczęła zbierać dokumenty. Zajęło to prawie rok. Formularze, zaświadczenia, wizyty urzędników… Ale dotrwała do końca.

Gdy wszystko było gotowe, Zosia i Miłosz wrócili do domu — teraz już do domu Jadwigi. Dziewczynka przytuliła się mocno, a chłopiec nie odstępował jej na krok. Jadwiga po raz pierwszy od lat poczuła, iż nie jest samotną kobietą, ale matką. Prawdziwą.

Wszystko się zmieniło. W domu znów rozbrzmiewał śmiech, a małe stópki biegały po podłodze. Jadwiga nie płakała już w nocy — teraz szykowała kanapki, sprawdzała lekcje, czytała bajki na dobranoc. Najważniejsze jednak było to, iż w jej sercu znów zagościła miłość. Miłość do łez, do drżenia. Taka, która nie gaśnie.

Coraz częściej wydawało jej się, iż gdzieś blisko czai się też szczęście dla niej samej. Że gdzieś jest mężczyzna, któremu odda swoje ciepło, a on zapewni im obojgu bezpieczeństwo.

Ale choćby gdyby takiego nie znalazła — była już szczęśliwa. Nie była sama. Była mamą. I to było najważniejsze.

Idź do oryginalnego materiału