Moje małżeństwo skończyło się banalnie, jak wiele podobnych związków. Mąż odszedł do młodszej, ładniejszej, a choćby bogatszej. Ironia losu sprawiła, iż poznał ją, kiedy kupował dla mnie prezent. Bo Ala ma butik w galerii handlowej, duży, świetnie prosperujący. Mąż szukał dla mnie drobiazgu na urodziny. Doradziła mu jedwabną apaszkę. Potem poszedł po prezent pod choinkę. W końcu z Alą został, a ja poszłam w odstawkę. Mamy dwoje dzieci, 14-letnią córkę i 12 – letniego syna. Mąż najpierw wyprowadził się do swoich rodziców, ale długo to nie trwało. Zaraz po rozwodzie zamieszkał oficjalnie z Alą. W jej przytulnym mieszkanku. Nie jest to jednak tak, iż Ala go utrzymuje. Mąż ma doskonałą pracę i świetne zarobki. Nigdy nie był też skąpy. Teraz też nie jest. Płaci rzetelnie na dzieci, kupuje im różne rzeczy, zabiera na wakacje. Ojciec wręcz idealny. Ala zaś okazała się macochą z dobrej bajki. Jest młodsza ode mnie, nie ma dzieci i oprócz butiku, nie ma obowiązków. Nie gotuje, ma panią do sprzątania, chodzi do fryzjera, do kosmetyczki. Ja zarabiam średnio, ale pensja plus alimenty wystarczają nam na życie. Bez luksusów i raczej z liczeniem wszystkich kosztów. Bo dwójka dzieci to spore wydatki, dodatkowe zajęcia, stale nowe ubrania, buty, abonamenty za telefon, za internet, kieszonkowe, szkolne wycieczki, wyjazdy na obozy. I jedzenie, które jest coraz droższe, rosnący stale czynsz za mieszkanie i niemałe rachunki za media. Więc ja muszę to wszystko dokładnie wyliczyć, żeby nam wystarczało. Bywa więc, iż odmawiam nadprogramowych wydatków. Nie mam pani do pomocy, wszystko robię sama, gotuje obiady, sprzątam, prasuję. „Ogarniam” lekarzy, wywiadówki, znoszę codzienne fochy i humory, zaganiam do odrabiania lekcji. No Matka Polka pełną gębą. Ala ma dwie sprzedawczynie, które są na zmiany, do butiku zagląda, kiedy zechce. Umawia swoje stałe klientki, częstuje je kawą, ma czas na pogaduszki i ploteczki. W domu nie jest zmęczona, jada coś w galerii, do domu przynosi sushi, zamawia gotowe dania. Dzieciaki uwielbiają więc chodzić do ojca. Oglądają telewizję, graja na telefonach, bo Ala nie przejmuje się przecież nieswoimi dziećmi. Mój mąż też ich do niczego nie goni, raczej zapewnia im tylko atrakcje. Zabiera do kina, czasami na zakupy. Również do butiku Ali, który uwielbia moja córka, zafascynowana macochą i jej podejściem do życia. Ala czasami daje coś córce w prezencie, raczej ubrania, które nie pasują do czternastolatki. Kilka razy zabroniłam córce iść w tych rzeczach do szkoły, była obrażona przez prawie dwa tygodnie. Szczególnie, iż Ala powiedziała, iż „szkoda, iż mama się na modzie nie zna”. Próbowałam rozmawiać o tym z byłym mężem, ale on nie widzi problemu. Uważa, iż jak dzieci są u niego kilka godzin, to nie będzie ich gonił do lekcji. Jego zdaniem powinnam się cieszyć, iż Ala akceptuje nasze dzieci, a jej styl życia nie ma nic do rzeczy. Wszak nie każdy rodzi się „kurą domową”, są kobiety, które potrafią cieszyć się życiem. Doszło do tego, iż moje dzieci wolą spędzać czas z macochą, niż ze mną. Jestem według nich męcząca, stale się czepiam, ciągle czegoś wymagam. „Brakuje ci luzu Ali, mamo” – usłyszałam już kilka razy. Oczywiście, iż brakuje, bo nie mam jej sytuacji finansowej, mam za to dużo więcej obowiązków. Mówiąc szczerze, jestem coraz bardziej załamana. Widzę, jak dzieci się ode mnie oddalają, jak wartości, które staram się im wpajać, są dla nich zwyczajnie nudne. Córka wpatrzona jest w Alę, jak w obraz. Kiedyś mi wyznała, iż też by chciała być taka jak ona, kiedy już dorośnie. Nie mówiłam im o tym, iż to Ala rozbiła im dom i odebrała ojca, bo uważałam, iż ta prawda nie jest im potrzeba. Dziś nie jestem pewna, czy nie popełniłam błędu. Nie wiem, co mam dalej robić, jak postępować z dziećmi. Ale jest mi bardzo przykro, iż nie doceniają mojej codziennej ciężkiej pracy i troski.
Ewa














