Dość często mówię, iż to ludzkie wariactwo nie ma granic i iż chyba umrę zdziwiona, albo ze zdziwienia.
Rozmawiałam ze znajomym. Młody człowiek, wciąż jeszcze pełen optymizmu, z domieszką sznytu empatycznego, a choćby w porywach do altruizmu.
Otóż ten młody człowiek pomógł kiedyś starszemu człowiekowi, który mieszkał sam, nieświadom swoich starczych ułomności. I zwyczajnie kiedy wstawił wodę na herbatę, poszedł do pokoju spocząć w fotelu. Zasnął… Mój znajomy młody człowiek przechodził pod jego oknami, udając się do najbliższego dyskontu po jakieś potrzebne mu rzeczy. Czajnik wył jak najęty. Kiedy mój znajomy wracał po około pół godzinie, czajnik przez cały czas wył. Znajomy wobec tego zaczął dzwonić domofonem do lokatorów z początku domofonu. Odezwała się kobieta i obiecała dostać się do starszego pana, by sprawdzić czy się coś nie stało.
Znajomy wrócił do domu, bo miał zakupy, które wymagały gwałtownie lodówki. Ale iż sprawa nie dawała mu spokoju, to poszedł jeszcze raz pod ten blok, by sprawdzić czy już udało się opanować sytuację. Ale czajnik już nie gwizdał, a w oknie kuchennym widać było zarys poruszającej się postaci. Wtedy wrócił uspokojony do domu. To jest tego rodzaju człowiek.
Jest też dobrym i sumiennym pracownikiem w swojej pracy. A iż w swojej społeczności jest znany jako taki dobry człowiek, proludzki, to został zgłoszony do lokalnego wywiadu telewizyjnego. Zadzwonił do niego reporter tv regionalnej i umówili się przed pracą znajomego, bo reporter chciał wywiad na dziś, a – jak sam powiedział – numer tel. znajomego udało mu się dopiero w tym dniu zlokalizować.
Spotkali się przed wejściem do pracy mojego znajomego. Wszyscy w trzech weszli na dziedziniec, by osłonić się od słońca i stanęli w cieniu budynku.
W trakcie poszukiwania odpowiedniego miejsca, kątem oka znajomy zauważył portiera, który wybiegł z telefonem przy uchu i zawrócił widząc ich ustawiających się pod ścianą. Wyjrzał jeszcze chyba ze dwa razy zza węgła, ale nie podchodził. Znajomy powiedział: nooo, będzie grubo. Portier nadaje.
Ale gwałtownie zapomnieli o portierze. Przeprowadzili wywiad w jakieś 15 min. I kiedy tak po wszystkim jeszcze rozmawiali swobodnie, podeszła kobieta w garniturze. Przedstawiła się mężczyznom i pomijając wzrokiem oraz słowem mojego znajomego, zapytała reporterów czy mają zgodę dyrekcji na wejście za bramę instytucji i czego dotyczy wywiad. Po odpowiedzi redaktorów, znajomy uznał za stosowne przedstawić się nie pytany i jednocześnie powiedzieć o czym ten wywiad jest i iż nie dotyczy to bezpośrednio korporacji. Pani rzecznik ignorując znajomego przypomniała dobitnie, iż nie wolno na terenie korporacji, słowem za płotem nawet, przeprowadzać wywiadów, nagrywać, bez zgody dyrekcji.
Wszyscy trzej grzecznie powtórzyli, iż rozumieją i – na pewno mój znajomy absolutnie serio – oświadczyli, iż się to więcej nie powtórzy.
Na koniec pani rzecznik dodała, iż w imieniu dyrekcji i swoim przypomina, by nazwisko tego pana nie było w żaden sposób powiązane z Instytucją, w której on pracuje.
Łaaał! Znajomy mój mówiąc o tym, powiedział: wiesz jakbym w twarz dostał, jak bym był powietrzem i/albo rzeczą, jakbym był persona non grata.
Stwierdził też, iż on rozumie wytyczne dyrekcji, których nie wykonał tym razem.
Ale czyż rzecznik prasowy nie powinien charakteryzować się szeroko pojętą dyplomacją? Czyż nie powinna pani rzecznik użyć innego sformułowania, tak by nie dyskredytować pracownika, a jednocześnie by zaznaczyć swoje stanowisko?
Bo to podobno nie kto inny jak rzecznik prasowy powinien łagodzić podobne sytuacje. jeżeli za najprostszą definicję dyplomacji uznamy sformułowanie, które usłyszałam na jednym ze szkoleń w mojej branży. Otóż o zachowaniu dyplomatycznym mówimy wtedy, kiedy powiedziawszy rozmówcy: spierdalaj, sprawimy iż on z euforią będzie szykował się do drogi. Niestety w tym przypadku tego zabrakło.
Dla wszystkich rzeczników prasowych – jeżeli nie chcecie dokopać pracownikowi, wystarczy powiedzieć by poglądów pracownika w takiej sprawie nie łączono ze stanowiskiem instytucji. Da się? Da się. Tylko wystarczy pomyśleć. A tego chyba w tej sytuacji zabrakło. No bo co tam taki korpo-trybik dla korporacji? A, no żeby większa maszyna działała, to potrzebny jest każdy niezbędny korpo-trybik.